Od czasu przeczytania pierwszego tomu cyklu Zwierzęcych Zbrodni minęło już co prawda kilka miesięcy, jednak nadal pamiętam, że wywarł on na mnie ogromne wrażenie. Nareszcie w moje łapki dostał się tom drugi, którego naprawdę nie mogłam się doczekać. Wystarczyły jakieś dwie godzinki bym poznała kolejną historię, która wyszła spod pióra Anny Starobiniec. Czy ta książka dorównała swojej poprzedniczce? O tym w tej recenzji.
Tym razem sprawa dotyczy morderstwa. W dodatku nie byle jakiego, bo przez zaduszenie! Ofiarą stała się kura numer... To się jeszcze ustali. W krąg podejrzanych trafia Lisiczka, która miała wyjątkową chrapkę na kurczaka, ale czy na pewno stereotypy są idealnym uzasadnieniem wskazania właśnie jej na winną tego bestialskiego czynu? Sprawie przyglądają się Borsuk starszy oraz Borsukot, którzy nie spoczną, póki nie odnajdą prawdziwego mordercy.
Tak, jak w przypadku recenzji poprzedniej części, muszę - bo się uduszę! - pochwalić styl pisania autorki. Jest to już druga jej powieść, którą czytało mi się tak lekko i przyjemnie. Mimo tego, że jest to książka kierowana raczej do młodszej młodzieży, tak w wieku 12+, to widać gołym okiem, iż autorka opisuje daną sprawę tak, jakby kierowała swoje słowa do starszego czytelnika. To jest w tym najlepsze – Anna Starobiniec nie szczędzi słów i zdecydowanie nie robi ze swoich młodszych odbiorców takich głuptasków, które mało rozumieją.
Opisywana tu sprawa zaciekawiła mnie od samego początku i po raz kolejny moje początkowe podejrzenia się nie sprawdziły. Faktem jest jednak, że od połowy książki byłam już przekonana o tożsamości prawdziwego winnego, więc moja przyjemność z lektury gdzieś w tym momencie zaczęła ciut kuleć. Jednak nie zmienia to mojego ogólnego spojrzenia na tę powieść - nadal trzymam się tego, że jest to naprawdę ciekawy kryminał dla młodych czytelników, którzy być może zaowocuje w przyszłości miłością do kryminałów “bardziej poważnych” właśnie.
Ilustracje Marie Muravski dodają tej książce smaczku i sprawiają, że czytelnik oprócz ciekawego i wciągającego tekstu, może nacieszyć oko ślicznymi ilustracjami, które są naprawdę świetnym dopełnieniem treści. Czy powinnam tak bardzo się tym zachwycać? Hm, być może i nie, aczkolwiek nikt mi tego nie zabroni. W końcu okładka i elementy graficzne też mają wpływ na odbiór danej historii.
Gdybym miała porównać Prawo drapieżcy z Wilczą norą, to poprzedni tom zdecydowanie stałby wyżej. Po prostu zaskoczył mnie bardziej i mocniej wciągnął mnie do swojego zwierzęcego świata. Tutaj natomiast czegoś mi zabrakło, lecz i tak jestem oczarowana twórczością pani Anny Starobiniec (i świetną robotą tłumaczki Agnieszki Sowińskiej!), więc gorąco polecam Wam tę książkę. Jeśli lubicie kryminały i niestraszna Wam literatura dziecięco-młodzieżowa, to śmiało!