Biografia jednego z najwybitniejszych polityków PRL-u, patrona opozycji demokratycznej. Niestety Stanisław Stomma jest obecnie całkowicie zapomniany, w ostatnich latach historyczne wiatry wieją bowiem w zupełnie inną stronę...
Urodzony w 1908 r. był Stomma Wilniukiem, intelektualistą a przede wszystkim katolikiem. Po II wojnie wyjechał do Krakowa, został jednym z twórców i redaktorów 'Tygodnika Powszechnego' (dalej TP). Współpracownicy i wrogowie określali go mianem 'uparty Litwin', bo taki właśnie był.
W rzeczywistości powojennej sformułował Stomma neopozytywistyczny program działania katolików: z jednej strony poszukiwanie kompromisu z władzą, ale „bez przekraczania linii, za którą byłaby utrata charakteru ideowego.” Z drugiej strony pogłębienie życia chrześcijańskiego, zwłaszcza religijne wychowanie młodzieży. Niestety, nawet ten minimalny program nie uchronił TP przed zamknięciem w 1953 r. na trzy lata.
Ciekawiej zrobiło się po 1956 r., wtedy to na mocy decyzji partii komunistycznej, Stomma i kilku innych katolików weszli do sejmu i utworzyli koło Znak. Stomma był nadal wierny neopozytywizmowi, w szczególności akceptował realia geopolityczne, prowadził pracę organiczną i liczył na demokratyzację związaną z osobą Gomułki. Bardzo szybko się przeliczył, bo władze komunistyczne przykręciły śrubę i rozpoczęły ostrą walkę z Kościołem. Poza tym środowisko TP było przez cały czas mocno inwigilowane przez ubecję, na przykład w mieszkaniu Stommy założono podsłuch, mimo tego, że był posłem, ówczesny Pegasus...
Przez dziesięciolecia trwał Stomma między autorytarnym i nielubiącym kompromisu kardynałem Wyszyńskim a coraz bardziej agresywnymi komunistami. Przy okazji załatwiał masę spraw dla środowiska katolickiego (np. utworzenie Klubów Inteligencji Katolickiej).
Przełom nastąpił w 1976 r., kiedy to komuniści zmienili konstytucję, wprowadzając zapisy o kierowniczej roli partii i sojuszu z ZSRR, wtedy w głosowaniu Stomma jako jedyny wstrzymał się od głosu – inni posłowie Znaku już byli zblatowani przez komunistów. Ten historyczny gest kosztował go mandat poselski, wycofał się wtedy z życia politycznego. Po upadku komuny nie pełnił już ważnej roli ze względu na wiek, miał wtedy ponad 80 lat.
Był Stomma rzadkim w polskiej polityce przykładem pozytywisty i realisty, miał na przykład jednoznacznie negatywny stosunek do Powstania Styczniowego, twierdząc, że od początku było skazane na porażkę. Nie dziwi więc, że popadł w zapomnienie w czasach rozbuchanego lansowania romantyzmu w historii.
Książka jest ciekawa, ale autor czasami zbytnio brnie w szczegóły, na przykład pisząc o wewnętrznych tarciach w kole Znak; nie jest to zbyt interesujące. Mimo te zastrzeżenia dostaliśmy solidną i ważną biografię przywracającą postać niesłusznie zapomnianego polityka.