„Kobieta, która kochała legwana” autorstwa Marty Guzowskiej oraz Leszka Talko, stanowi już trzeci odcinek literackiego serialu kryminalnego, którego nowe odcinki ukazują się co miesiąc. Muszę przyznać, że autorzy z każdym odcinkiem podnoszą sobie poprzeczkę. Jak na razie ani razu mnie nie zawiedli, a z każdą kolejną częścią tylko pobudzają moją ciekawość na dalsze losy naszej Słotkiej.
Tym razem zleceniodawczynią Lucji zostaje Wieśka Orzeł - ceniona piosenkarka, która ma świra na punkcie Sławomira... Nie chodzi mi tutaj o piosenkarza, lecz o jej legwana - jej oczko w głowie, który został tak przez nią nazwany. Niestety niedługo po swoim koncercie Wieśka zostaje otruta herbatą! Podejrzenie pada natychmiast na ekipę gwiazdy. Sprawy nie ułatwia również fakt, iż podczas całego zamieszania zniknął Sławomir oraz piesek zmarłej - Violetta. Kto odpowiada za śmierć piosenkarki? Komu jej odejście było na rękę? I gdzie tak właściwie są teraz Sławomir oraz Violetta?
„Odcinek” ten przeczytałam zdecydowanie szybciej w porównaniu z dwoma poprzednimi książkami. Do tej pory pamiętam moment, w którym przeczytałam pierwszy rozdział, a później - nim się odwróciłam - kończyłam ostatnią stronę. Wydaje mi się, że było to spowodowane tempem fabuły, które było odrobinę szybsze w porównaniu z poprzednimi częściami.
Dużym atutem tego odcinka są jego bohaterowie. Nie mam tutaj na myśli naszej Lucji, czy aspirant Koniecznego... autorzy serwują nam garść postaci z bardzo ptasimi nazwiskami oraz Jaro - wielki miłośnik psów oraz posiadacz bardzo ciekawych tatuaży. Wisienką na torcie tego odcinka jest jednak kto inny - Wieśka. Jest to bardzo pozytywna oraz pewna siebie kobieta, której miłość do zwierząt jest bardzo intrygująca. Nie wiem jakim cudem była ona w stanie wytrzymać z legwanem - dla mnie byłby to wielki problem, ponieważ bałabym się, że zostałabym zjedzona przez niego w całości! Niestety Orzeł przez swoje podejście co do grubych zwierząt odrobinę straciła w moich oczach.
Jeśli miałabym teraz porównać „Kobietę, która kochała legwana” z poprzednimi częściami, stwierdziłabym iż przebieg rozwiązania sprawy był zdecydowanie lepszy w „Mężczyźnie, który zjadł orzeszki” oraz „Milionerze, który napisał testament”. Jednak najnowszy odcinek bije o głowę swoje poprzedniczki przez swój humor - jest go zdecydowanie więcej oraz nie raz w czasie czytania miałam dużego banana na twarzy.
Ten tom pochwalę również za metodę dedukcji naszych śledczych. Proponowanie herbaty podejrzanym, czy sprawdzenie w jaki sposób wyrywają kartki z pamiętnika - cudo, sama bym na to nie wpadła!
Czy książkę polecam? Jeśli do tej pory nie poznałeś Lucji Słotkiej, radzę Ci w najbliższym czasie to nadrobić! Jestem zakochana w tej serii oraz z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek - na końcu tej części autorzy zaserwowali nam przedsmak tego co czeka nas w czwartym odcinku, przez co zdecydowanie bardziej pragnę kolejnych przygód tej nieustraszonej bohaterki!