Zatęskniłam za podróżami zagranicznymi i aby choć w części ukoić tę tęsknotę sięgnęłam po "Ziemię kobiet" Sandry Barnedy. Powieść ta już od kilku lat stała na półce, a przekładana i odkładana na później była coraz większym wyrzutem sumienia. Aż do teraz...
Wychodząc naprzeciw moim oczekiwaniom turystycznym autorka zabiera czytelnika do małej wioseczki La Muga w Katalonii nieopodal francuskiej granicy. Położona w bliskim sąsiedztwie średniowiecznego miasta Perelada stanowi urokliwy zakątek, do którego z dużym opóźnieniem docierają nowinki europejskiej cywilizacji. To tutaj znajduje się dom Amelii Xatart i jej firma zajmująca się renowacją mebli, które po śmierci właścicielki dziedziczy jej cioteczna wnuczka, mieszkająca w Nowym Jorku Gala Marlborough. Spadek jest dla kobiety sporym zaskoczeniem, tym bardziej, że nigdy nie poznała swojej hiszpańskiej krewnej. Aby dopełnić formalności Gala musi się stawić w Pereladzie dokładnie 12.12.2012 roku o godzinie 12.00, czyli dosłownie za kilka dni. Kobieta ostatecznie decyduje się polecieć do Hiszpanii razem ze swoimi dwiema nastoletnimi córkami - Kate i Adele i zatrzymać się w domu ciotecznej babci. Zamierza jak najszybciej załatwić sprawy spadkowe i jeszcze przed Bożym Narodzeniem wrócić do Nowego Jorku. Tymczasem pobyt w Katalonii przedłuża się do Nowego Roku... Gala staje przed wyzwaniem odnalezienia autora pewnego obrazu, a La Muga za sprawą swoich mieszkańców oraz dziennika znalezionego na strychu odsłania przed nią tajemnice przeszłości, zmusza do powrotu do korzeni, skłania do głębokich refleksji i przewartościowania dotychczasowego życia oraz owocuje zupełnie nowym, odmiennym spojrzeniem w przyszłość.
La Muga i jej okolice to od wieków Ziemia Kobiet - Czarodziejek Życia. Tworzą one osobliwy krąg składający się z dziewięciu niewiast, wywodzący się z natury i odwzorowujący piękną, potężną mandalę światła i żeńskiej energii. Ta hermetyczna społeczność z jednej strony jest nieufna i podejrzliwa w stosunku do obcych, z drugiej zaś bardzo gościnna i serdeczna dla swoich. A Gala za sprawą pochodzenia, autorytetu babci Amelii oraz cech własnego charakteru staje się jedną z nich, podobnie jak jej córki Kate i Adele.
Sandra Barneda stworzyła niezwykłą opowieść o sile kobiet, ich życiowej mądrości i radzeniu sobie z przeciwnościami. Ta klimatyczna historia rozbraja nas serdecznością mieszkanek wioski, które żyją jak w jednej dużej rodzinie. Ich poszanowanie kultury i tradycji jest godne pozazdroszczenia i skłania do naśladowania. Zupelnie nie spodziewałam się, że akcja powieści będzie się toczyła w czasie świąteczno-noworocznym. Ale dzięki temu mogłam lepiej poznać tamtejsze zwyczaje, dowiedziałam się, że prezentów wcale nie musi przynosić święty Mikołaj, czy Dziadek Mróz, ale mogą być... wydalane z pieńka po uprzednim postukaniu weń laską. Taka jest bowiem tradycja mieszkańców przywiązanych do ziemi i żyjących w zgodzie z naturą. La Muga posiada też największą szopkę w okolicy, która staje się odwzorowaniem dla tamtejszego regionu i żyjącej tam społeczności. Każdy z mieszkańców ma tu swoją ręcznie rzeźbioną figurkę, która skrywa jego historię. Aby podnieść rangę tej unikatowej konstrukcji autorka nawiązała do słynnej neapolitańskiej szopki bożonarodzeniowej, która jest jedną z najpopularniejszych we Włoszech i tylko nieznacznie przewyższa tę hiszpańską. W Wigilię nie może zabraknąć uroczystej Pasterki, na której gromadzą się mieszkańcy i goście. Natomiast w sylwestrową noc każdy przynosi i kładzie pod choinką jedno noworoczne życzenie. Aby mogło się spełnić o północy, zgodnie z rytmem wybijanym przez zegar należy połknąć dwanaście winogron.
Te wszystkie zwyczaje w połączeniu z prostym wiejskim życiem tworzą jedyną w swoim rodzaju atmosferę. A wycieczki po okolicy, czy do oddalonej nieco bardziej Barcelony sprawiają, że samemu chciałoby się podróżować i zwiedzać bez końca.
"Ziemia kobiet" zawiera w sobie wszystko to, co uwielbiam w powieściach obyczajowych... Akcja toczy się w ciekawym zakątku świata, mamy rodzinne tajemnice, zamkniętą przeszłość do której kluczem jest stary notes będący głosem zza grobu oraz bohaterów znajdujących się na życiowym zakręcie. Autorka częstuje nas wieloma mądrymi, ponadczasowymi prawdami, które zmuszają do przemyśleń i zastanowienia nad życiem oraz swoim pochodzeniem. Są momenty zaskoczenia, niespodziewane zdarzenia i mnóstwo dobrych wrażeń. A mimo to, czegoś mi w tej powieści zabrakło. Na początku trudno mi było wczuć się w opisywane wydarzenia i tak naprawdę dopiero druga połowa pochłonęła mnie zupełnie. Autorka sporo pisze o emocjach, ale niestety one do mnie nie trafiały, szczególnie na początku całej historii była to tylko relacja, interesujaca, ale nieodczuwalna. Na szczęście potem, w miarę rozwoju wydarzeń, było już dużo lepiej, choć tym razem obyło się bez łez i mokrych chusteczek.
La Muga - wioska w stylu vintage, jak ją określiła Kate, zaprasza na niepowtarzalną wyprawę w przeszłość. Cieszę się, że w tym pamdemicznym czasie wybrałam się do słonecznej Hiszpanii, poznałam intrygującą rodzinę Xatartów i ich skomplikowaną przeszłość oraz mogłam odkryć kolejny interesujący region, do którego może kiedyś się wybiorę. Jeśli tylko macie ochotę na rodzinne tajemnice, ciekawe zagadki czekające na rozwiązanie oraz Boże Narodzenie w katalońskich klimatach to sięgnijcie po "Ziemię kobiet". Moim zdaniem warto poświęcić tej historii swój czas i uwagę.