"Trylogię Nadzoru" odkryłam zupełnym przypadkiem i jak się okazało podbiła moje serce na tyle mocno, że zostanie w nim na długo.
Autor powieści zabiera nas do alternatywnego dziewiętnastowiecznego Londynu, w którym spotkamy łowców czarownic, przedstawicieli Hordy Mroku oraz ludzi o nadnaturalnych zdolnościach. Wśród tych ostatnich są członkowie Nadzoru - tajnego związku strażników, który niegdyś liczył setki dzielnych dusz. Jednak dziś można ich policzyć na palcach jednej dłoni.
Tymczasem w mieście panoszą się okrutni mordercy i magiczne istoty żerujące pod osłoną nocy. Poza tym wrogowie podchodzą coraz bliżej, a Nadzór jest osłabiony i rozdarty.
Wszystko zaczęło się jeszcze w pierwszym tomie, gdy pewnej nocy pod drzwiami siedziby Nadzoru, pod którymi pojawił się opryszek z workiem, z dość niecodzienną zawartością. Wydawało się, że pojawiła się szansa na uzupełnienie sił. Jednak wiele wskazuje na to, że pozorne błogosławieństwo jest raczej wymyślną pułapką, która ma doprowadzić Nadzór do ostatecznego oraz całkowitego upadku.
Wciągu ostatnich tygodni towarzyszyłam członkom Nadzoru w ich walce o poszerzenie szeregów oraz zachowanie równowagi jeżeli chodzi o współistnienie stworzeń dnia i nocy. I tak jak w pierwszej części mamy dość jasno określone co jest dobre, a co złe; to w kolejnych tomach zauważamy, że zarówno dobro, jak i zło niekoniecznie jest takie oczywiste, jakby się wydawało. Jednak "Trylogia Nadzoru" to seria, w której największą uwagę przywiązujemy nie do postaci, ale do wydarzeń (przynajmniej ja tak miałam). A to dlatego, że autor doskonale wie jak rozpisać sceny tak, aby dobrze je się czytało i wzbudzały określone emocje. Natomiast to czego mi brakowało w tej serii to większa ekspozycja jeżeli chodzi o postacie i relacje między nimi oraz świat, w którym została osadzona fabuła. Moim zdaniem autor nie dookreślił wielu rzeczy i zostawił za dużo miejsca wyobraźni czytelnika.
Niemniej jednak to za co nienawidzę autora to zakończenie, które jest mocno otwarte i nie domyka pewnych wątków, które jednak były dla mnie dość ważne. Te wszystkie pourywane i nie do końca dopracowane wątki są moim zdaniem największą zmorą tej serii i mam nadzieję, że autor napisze jeszcze jakieś książki, które do niej nawiązują. Jednakże wspomniane przeze mnie minusy nie zmieniają faktu, że kocham powyższą trylogię całym sercem, a pod koniec ostatniego tomu polało się trochę łez - bo w końcu to nie tak miało się skończyć!
Tak jak wspomniałam bym chciała, żeby powstała jakaś kolejna seria będąca kontynuacją "Trylogii Nadzoru". Poza tym uważam, że ta seria ma potencjał do tego, żeby powstało wokół niej jakieś uniwersum - trochę jak w przypadku "Metro 2033" (pomimo tego, że "Trylogia Nadzoru" nie dorasta do pięt książkom Głuchowskiego).
W każdym razie książki pana Fletchera są świetną i lekką rozrywką, po którą można sięgnąć właściwie o każdej porze roku.