Autorka powieści o tytule „Pożegnanie z Afryką” podpisała się pod nią jako Isak Dinesen, gdyż w ówczesnych czasach kobiecie trudniej było przebić szklany sufit patriarchalnej socjety. Karen Blixen pochodziła z zamożnej duńskiej rodziny – co bez wątpienia miało pozytywny wpływ na jej wykształcenie oraz obycie światowe. Krótko po zamążpójściu postanowili wraz z mężem kupić ziemie u podnóża gór Ngong, by tam rozpocząć pracę nad plantacją kawy. Ze wspomnień autorki wynika, iż praca ta była żmudna i wymagała ogromu cierpliwości, przy czym zyski ze sprzedaży kawy nie były takie jakich oczekiwało młode maleństwo. Jej historia może wydawać się zwyczajna, gdyż wielu Amerykanów czy Brytyjczyków osiedlało się wówczas na terenach Afryki ku polepszeniu swych zarobków, jednak według krytyków, książka Karen wyróżnia ją spośród pozostałych. W przedmowie napisanej przez Józefa Giebułtowiczaostało podkreślone, iż zasługi przypisywane autorce są słuszne ze względu na to swoiste i dobitne ‘uwypuklenie’ cech oraz tradycji tzw. krajowców. Blixen świadomie stawia czarnoskórych mieszkańców Afryki w świetle dnia codziennego, można rzec, iż wręcz ponad siebie, gdyż nie przygląda im się ze zdziwieniem jak większość odwiedzających Safari „białych twarzy”. Ona z nimi koegzystuje. To swoiste oddzielenie człowieka od przypisywanych mu stereotypów. To zaprzeczenie, iż Afryka to tylko safari, żyrafy oraz lwy.
Historie opisywane przez autorkę „Pożegnania z Afryką” są chronologicznym układem zdarzeń z jej przeszłości, od pojawienia się na farmie, po jej opuszczenie. Z tych dwudziestu lat wśród gór Ngong pisarka wyodrębniła „kluczowe” wydarzenia oraz językiem pełnym metafor oraz odniesień do kultury wysokiej, opisuje swoje doświadczenia. Już na samym początku lektury zwalają nas z nóg subtelne opisy przyrody oraz współpracujących z jej rytem „krajowców”. Czas zwalania, doczesne schematy i przyzwyczajenia przestają być istotne, a autorka wciela się w nowy rytm życia. Życia na farmie pośród dzikich zwierząt oraz walczących ze sobą plemion. Z czasem kobieta zdobywa zaufanie otaczających jej włości pracowników farmy oraz współpracuje z nimi w harmonii. Zdobywa uznanie jako ich opiekunka, doradczyni, kobieta wykształcona (gdyż potrafi pisać i czytać.) Niezwykle ujmującym z szeregu wspomnień autorki jest dla mnie ten, w którym ta opisuje stosunek jej czarnoskórego pracownika do sporządzonego przez nią „dokumentu tożsamości”. Młody Kijkus jest skromnym człowiekiem, który posiłkuję się pomocą Karen w nagłej sprawie dotyczącej jego rodziny. Kobieta zostaje poproszona o spisanie zeznań mężczyzny, który kierowany jedynie chęcią ratowania syna, przez wiele godzin dyktuje jej spis swych życiowych przewinień oraz osiągnieć. Ilość kóz, sióstr, przebieg zdarzeń istotnych dla starca – to wszystko bez lekceważenia najmniejszych szczegółów. Na tym piśmie przeszłość starca została ujarzmiona, jego sumienie zostało oczyszczone, a świadectwo tego, że żył naprawdę – można zmieścić teraz w kieszeni swych spodni. Starzec jeszcze długo po spisaniu dokumentu przychodził do Karen, by ta przeczytała mu jego świadectwo. Była to dla niego niezwykle doniosła chwila, istotna dla podkreślenia własnego jestestwa, i jakże pięknie opisana przez samą autorkę. Książka Karen Blixen to „żywiołowe przebudzenie się Afryki”, obraz egzotyki oraz myśliwskich przygód autorki. Jest to bez wątpienia powieść, która oczaruje stylem oraz odmiennym spojrzeniem na jej mieszkańców. To wierna retrospekcja z życia kobiety zatroskanej o losy afrykańskich plemion. To świadectwo autorki, brzmiące: Byłam tam. Naprawdę to wszystko widziałam.