1 sierpnia 1944 roku w Warszawie wybuchło Powstanie. Trwało 63 dni, i zakończyło się kompletną klęską Powstańców. Utratą życia wielu ludzi, fizycznym zrujnowaniem Miasta.
Minęło już sporo czasu, aby móc na spokojnie ( jeśli to w ogóle możliwe) powspominać Powstanie Warszawskie. A wspominając nauczyć młodsze pokolenia o tym tragicznym w skutkach wydarzeniu historycznym.
I oto mamy książkę Szymona Sławińskiego „Mały powstaniec”, pozycję z serii Warszawa 1944, a wydaną przy współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego. Jest ona anonsowana jako kompendium wiedzy dla dzieci w wieku 10 – 13 lat.
Jest w niej przedstawiona historia Tymoteusza Duchowskiego, postaci autentycznej, harcerza, uczestnikaPowstania Warszawskiego, a po II Wojnie Światowej inżyniera budownictwa wodnego, żeglarza i instruktor żeglarstwa, podharcmistrza.
Poprawię to co napisałem: to nie historia Tymoteusza, tylko urywki z tej historii. Szymon Sławiński bowiem wybrał te momenty z życia bohatera książki, które nie pokazują śmierci. Tak naprawdę, na kartach „Małego Powstańca” słowo „śmierć” występuje bodajże tylko raz! I to na samym końcu publikacji. W momencie, gdy Autor podsumowuje Powstanie Warszawskie.
Są to zatem historie związane z … siatkówką, ubikacją i sadem gruszek. Co one mają wspólnego z Powstaniem Warszawskim? Zajrzyjcie do „Małego Powstańca” Szymona Sławińskiego. Są to przygody godne nastolatka, to pewne. Lecz czas i miejsce nie są zbyt przychylne, ktoś powie. A ja mu odpowiem fotografią dziewczyny spoglądającej w lusterko. Prawdopodobnie malowała się. Najwidoczniej uznała że w czasie wojny również trzeba o siebie zadbać. Sławiński uznał że w czasie wojny mogą zdarzyć się wesołe, humorystyczne chwile. A przecież one nie są wymyślone. Zdarzyły się. Dość niedawno, tak naprawdę. Osiemdziesiąt lat w historii ludzkości, nawet w historii Polski, to naprawdę niewiele.
Oczywiście, Tymoteusz przeżył również te sytuacje bezpośrednio związane z wojną. Był ranny, szedł kanałami. Te fragmenty opowieści mają najdelikatniejszy odcień, jaki można tylko sobie wyobrazić. A to przecież wojna! Zastanawiam się czy w języku dorosłych ludzi są odpowiednie słowa, aby opisać w sposób jak najbardziej delikatny ten okrutny czas. Szymon Sławiński dokonał tego bezkonkurencyjnie. Być może w temacie narracji i akcji skonsultował się z dziećmi, zanim podał tekst do opracowania redakcyjnego.
Ważną sprawą dla młodych ludzi jest to że Tymoteusz należał do harcerstwa. Wiele dobrego można przeczytać o przedwojennym wychowaniu skautingowym. Mając w pamięci kryzys w powojennym ruchu harcerskim, możemy porównać wychowanie Tymoteusza do konduity młodzieży lat dwutysięcznych. I wyciągnąć odpowiednie wnioski. Dla przyszłych pokoleń
Tak Bogiem a prawdą bałem się tej publikacji. Trochę uspokoiłem się gdy przeczytałem że patronem wydawnictwa jest Muzeum Powstania Warszawskiego. Jeżeli tak jest, z pewnością książeczka powinna być dobrym, nawet bardzo dobrym opracowaniem trudnego tematu.
I tak jest! Trzeba pokłonić się Szymonowi Sławińskiemu za „Małego Powstańca”, którego język, klimat i ogólne wrażenie jest dostosowane do wieku 10 lat. Tak jak zapisano na trzeciej stronie okładki. Z pewnością dziecko będzie zaciekawione książeczką, nie przestraszy się jej, nie będzie miało nocnych koszmarów. Wspólne czytanie z dzieckiem może być początkiem dłuższej dyskusji o wojnie. O wojnie jako zjawisku. Ale również o tej konkretnej, na przykład tej która za wschodnią granicą Polski. Nigdzie nie jest napisane że działania wojenne nie dotrą na tereny Polski.
Ocena 6/6