Jest mi trochę smutno, że nadszedł czas by opowiedzieć wam na temat trzeciego tomu Belle Aurory „RAW:REBIRTH”. Smutno, ponieważ jest to trylogia, którą pokochałam całym sercem i ciężko mi się z nimi rozstawać. Wcześniej wam wspominałam, że musicie czytać od pierwszego tomu i dalej to podtrzymuje, ponieważ tam to się wszystko zaczęło. Tutaj, minęło sześć lat, sześć długich, wyczerpujących lat, kiedy wszyscy uznali, że Król „a’la vel dupek” Twitch zmarł, pozostawiając zrozpaczoną Lexi, która de facto była w ciąży, a teraz samotnie wychowywała syna AJ. Pokusiłabym się by powiedzieć, że wrócił zza światów, zmartwychwstał i robi wszystko by wrócić do swojej rodziny. Obserwuje ich z ukrycia, a kiedy przychodzi ten dzień by się ujawnić, robi to ale nic nie idzie po jego myśli tak jakby chciał. Lexi też mu tego wcale nie ułatwia. Jest na niego wściekła, niczym kot z piekła rodem i nie ułatwia mu powrotu do jej łask. Muszę wam przyznać, że czytając ich historię czułam zdenerwowanie i ekscytację, bo tak naprawdę nie wiedziałam co tu się wydarzy. Skoro Twitch wrócił to co mogłoby pójść nie tak? Książka ma ponad 500 stron i była cholernie długa, momentami zastanawiałam się czy nie aż za bardzo. Dopiero później zrozumiałam, że każda strona wyjaśnia pewne sytuacje i dziękowałam autorce, że je dawkowała a nie pędziła na łeb na szyję. Wtedy moje serce by chyba eksplodowało. Serio. Twitch przeszedł niewyobrażalną przemianę, z której jestem chyba najbardziej dumna. Z człowieka, który nie znosił sprzeciwu, wybuchał niepohamowanym gniewem, był rządny krwi stał się (bynajmniej się starał) stopować swoją furię licząc w myślach do dziesięciu, ulegał częściej Lexi i przede wszystkim pokochał miłością, którą nigdy nie został obdarzony. Przytłaczały go te emocje, ponieważ była to dla niego nowość. Co nie zmienia faktu, że nadal był wielkim wrzodem na tyłku, ze swoim warczeniem i nadopiekuńczością względem Lexi, a teraz i AJ’a. Z kolei Alexa zmieniła się bardzo i w moim odczuciu na lepsze, ponieważ w świecie, w którym żyła było to konieczne. Macierzyństwo zdecydowanie dało jej zaciekły instynkt ochronny i było to zauważalne. Miała w sobie o wiele więcej walki, co idealnie pasowało do osobowości Twitcha. Ogólnie fabuła jest świetna a postacie, które już poznałam w poprzednich tomach oraz nowe bardzo mi się podobały. Jednak w moim odczuciu było zbyt wiele zewnętrznych sytuacji niepotrzebnie dodanych do historii. To była taka dodatkowa fabuła, która odciągała mnie od głównych bohaterów i była bezsensu. Można by było zrobić z tego oddzielną historię. Kolejna wada to masakrycznie dużo błędów, literówek. Niektóre zdania nie miały sensu albo słowa były wstawione na odczepnego, tak aby były. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale w pewnych momentach mnie to irytowało, ponieważ potrafiłam wyłapać na jednej stronie dziesięć błędów. No i przede wszystkim bardzo dużo różnych perspektyw. Uwielbiam czytać historie, które pokazują nam perspektywy bohaterów, ale tu było nasrane tego tyle, że aż mnie to przytłaczało momentami. Podsumowując: Raw:Rebirth to historia o przebaczeniu i postawieniu kroku do przodu w przyszłość zapominając o przeszłości, dotyczy dojrzałości i ostatecznie rodziny. Z całego serca polecam wam tą serię, jest mroczna, tak pokręcona ale cholernie dobra. Mam nadzieję, że autorka stworzy kolejne tomy uwzględniając wszystkich poznanych tutaj bohaterów. Ma niezłe pole do popisu i liczę na to, że kiedyś się ich doczekam.