,,Opowieści Szidikura i inne bajki tybetańskie'' wpadły mi w ręce przypadkiem i niejako z zaskoczenia. Nie miałam wobec nich żadnych oczekiwań - nie nastawiałam się więc do lektury ani pozytywnie, ani negatywnie. W zasadzie wiedziałam o niej tylko tyle, że będzie zawierała bajki, a te a jako takie zapewne będą czymś, co już w mniejszym lub większym stopniu skądś znałam.
Bo wiecie, kiedy się dużo czyta...
A jednak! Myliłam się i to naprawdę poważnie. Bo ,,Opowieści Szidikura...'' okazały się prawdziwym powiewem świeżości - są tak różne od bajek, które znamy, że czytając je faktycznie jesteśmy ciekawi zakończenia. A to już wiele znaczy.
Zaczniemy jednak od oprawy.
W dobie inflacji, shrinkflacji i ogólnego spadku jakości na wszystkim i we wszystkim wydawnictwo Aspekt postarało się o to, żeby ,,Opowieści Szidikura...'' wydać ładnie. Dostajemy więc książkę w twardej oprawie, szytą, a nie klejoną, wydrukowaną na dobrej jakości papierze i zawierającą duże, kolorowe ilustracje. I tu przyznam, że o ile sama szata graficzna książki bardzo mi się podoba, tak ilustracje Michała Motłocha niespecjalnie. Ale to jest kwestia gustu - po prostu ten styl rysunku mi nie odpowiada i nic poza tym ilustracjom zarzucić nie mogę, ponieważ są jak najbardziej adekwatne i ,,na temat'' czyli odnoszą się do tekstu, który ilustrują.
To, czy powinny się znajdować na początku, w środku tekstu czy na jego końcu też jest tematem do dyskusji - ja osobiście wolałabym, żeby znajdowały się w pobliżu fragmentów do których się odnoszą, ale ponownie: jest to tylko moja osobista preferencja, która nijak nie wpływa na odbiór książki, jako całości.
,,Opowieści Szidikura...'' składają się zaś z trzech części.
Pierwsza z nich poświęcona została przygodom księcia - wszystko, jak to zazwyczaj bywa, zaczęło się od głupiego brata... A skończyło się na próbie złapania i przyprowadzenia Szidikura - tajemniczej i nieco podstępnej istoty - w odpowiednie miejsce. Nie jest to zadanie łatwe, bo istota o ciele ze złota i szmaragdów, o głowie podobnej do ogromnej perły doskonale wie co robi i jak uciec księciu. A przy tym, wierzcie mi, potrafi opowiadać naprawdę zajmujące i porywające historie. Już przy pierwszej (,,Książę Biały Ptak'') westchnęłam głośno z zaskoczenia, a przy kolejnych...
Druga część książki poświęcona została ,,Opowieściom dawnego Tybetu'''.
Są to opowieści smutne, jak ta w której dowiadujemy się ,,Dlaczego w Tybecie piją herbatę z solą'' (i gwarantuję Wam, że nie takiego zakończenia oczekiwaliście); są opowieści podnoszące na duchu (,,Biedak i bogacz'', ,,Dżanu Dżimejlodżi''), są opowieści o przyjaźni (,,Ukarana niewdzięczność'')... Jedno je łączy - wrażliwość Wschodu i to, że zło zawsze zostaje ukarane, a dobro triumfuje. Może nie w taki sposób, jak w naszych bajkach, ale jednak.
Ostatnią częścią książki są ,,Przypowieści z pustyni i stepu'' czyli ,,Czego możemy nauczyć się od zwierząt''.
I wiecie co? Było mi szkoda, że akurat tych bajek było tak niewiele w porównaniu do reszty. Ale nie będę narzekać, bo zaśmiałam się przy opowieści o ,,Błękitnym szakalu'' i o tym, jak został zdemaskowany przez resztę zwierząt.
Czy jest coś jeszcze?
Tak. I też dotyczy szaty graficznej książki - a jest to coś, co możecie łatwo przeoczyć, jako zwykły ozdobnik. Mowa o mapie wyżyny tybetańskiej umieszczonej zaraz na początku książki. Te przypominające małe karty do gry ilustracje nie znalazły się tam przypadkiem, ale pokazują nam z jakich rejonów pochodzi konkretna bajka.
Kończąc: spotkanie z ,,Opowieściami Szidikura i innymi bajkami tybetańskimi'' uważam za naprawdę bardzo udane. Nie nudziłam się w trakcie lektury, chciałam czytać dalej, to było wreszcie coś nowego i świeżego, coś czego wcześniej nie znałam. I przy tym wszystkim bajki zebrane przez Mariana Bielickiego mają w sobie to właśnie, czego w bajkach szukamy - magię, nadzieję, przyjaźń, miłość i walkę dobra ze złem, tę walkę, którą dobro wygrywa. A w dzisiejszych smutnych czasach podtrzymywanie w nas tej wiary jest szczególnie ważne.
*Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Aspekt.