Z biegiem lat człowiek staje się sentymentalny. Na co dzień o tym nie myślę, ale niekiedy pojawia się wyzwalacz, który sprawia, że obrazy z mojej przeszłości zaczynają powracać, zupełnie jakbym otworzył stary album ze zdjęciami. Bywa, że takim wyzwalaczem jest smak, którego nie czuliśmy od lat, ot choćby taka kukurydziana rurka oblana czekoladą, innym razem zapach, na przykład starej piwnicy i kurzu, zamknięty między stronicami wiekowej książki, dopiero co kupionej w antykwariacie. Same książki, a konkretnie ich treść, również niekiedy aktywują wspomnienia. I właśnie o takiej książce, chciałbym dziś trochę poględzić. Szanowni Państwo, poznajcie "Zejście49" - najnowszą powieść Pawła Matuszka, który zabierze wszystkich pierników 30+ do czasów młodości; czasów kaset VHS, telewizorów kineskopowych, dyskietek 3,5" oraz "Łowcy androidów".
Wiecie, niewiele jest powieści, które wywołały we mnie tak duże pokłady nostalgii, jak właśnie "Zejście49". Thriller "Final Girls. Ostatnie ocalałe" Grady'ego Hendrixa wzbudził we mnie podobne sentymenty, jak powieść Matuszka. Hendrix skupił się jednak na slasherach, z kolei Paweł zabiera nas na pokład lewitera, który lata sobie po skolonizowanej przez ludzi planecie o nazwie Limes. Głównym bohaterem "Zejścia49" jest Talim, gość przeczesujący pustkowia w poszukiwaniu elektrośmieci, z których odzyskuje wciąż sprawne elementy. Można powiedzieć, że facet robi w recyklingu i w sumie lubi takie życie, mimo tego, że utknął na Limesie. Mieszka w swoim statku kosmicznym, regularnie upadla się kiepską gorzałą, a jego jedynymi przyjaciółmi są właściciel miejscowej spelunki, podstarzały kapitan innego jednoosobowego lewitera oraz szef warsztatu. Monotonne życie Talima zmienia się, gdy pojawia się Morla - tajemnicza kobieta, która zdaje się być siostrą przyjaciela Talima z dawnych lat. Problem w tym, że Talim nie pamięta go. Jak się wkrótce okaże, wielu rzeczy nie pamięta, a to tylko jeden z jego problemów...
Pierwsze, co rzuca się w oczy to... No dobra, miejmy to już za sobą, bo pierwsze co rzuca się w oczy, to fenomenalna okładka Artura Rudnickiego, nawiązująca stylem do obwolut kaset VHS. Gdy pierwszy raz wziąłem "Zejście49" do ręki niemalże poczułem zapach ciepłej, rozgrzanej przez magnetowid kasety; zapach, który nie można pomylić z żadnym innym zapachem, a jednocześnie kojarzy się - przynajmniej mi - z fajnymi czasami dzieciństwa i dojrzewania, z sobotnimi seansami filmowymi, na które zawsze wbijali dwaj, wówczas, najlepsi kumple i obżeraniem się Cheetosami o smaku sera.
No dobra, to okładkę mamy odfajkowaną, to zresztą jedna z najlepszych jaka wyszła pod szyldem Wydawnictwa IX, a mają się czym pochwalić. Co do samej powieści... Od samego początku czuć tu tę duszną atmosferę obcej planety, tak charakterystyczną dla kina sci-fi lat '80 i pierwszej połowy lat '90. Ten specyficzny klimat ma chociażby "Łowca androidów" (do którego znajdziecie tu sporo odniesień) czy "Pamięć absolutna". Zresztą, "Zejście49" ma coś i z jednego i drugiego filmu, ma też z "TRONa" Stevena Lisberga. Książka Matuszka stanowi mocną mieszankę w duchu cyberpunka, z licznymi nawiązaniami do filmowych klasyków; gdzie obcą planetą zarządza SI, gdzie ludzi praktycznie już nie ma i gdzie mocna i wyrazista postać głównego bohatera musi się zmierzyć nie tylko z dziwnymi i niebezpiecznymi istotami, ale i - a może przede wszystkim - z własną przeszłością, własnymi demonami i pamięcią.
Fabuła w "Zejściu49" nie jest jakoś specjalnie skomplikowana, a przynajmniej do pewnego momentu, znajdziecie tu kilka niespodziewanych twistów, a i samo zakończenie zapewne wielu zaskoczy. Paweł Matuszek postawił na wartką akcję, zasuwającą niczym bolid F1, w którym właśnie szlak trafił klocki hamulcowe. Tutaj nie ma miejsca na niepotrzebne sceny, wydarzenie goni wydarzenie, a wrzuceni w ten wir bohaterowie nie mają czasu nawet skoczyć do kibelka.
Ale "Zejście49" to także nostalgiczna podróż dla tych, co urodzili się w latach '70 i '80, dla tych, co wychowali się na klasycznych hitach sci-fi. To właśnie im, NAM, powieść Matuszka sprawi szczególną frajdę, będzie niczym wehikuł czasu, który na powrót przeniesie nas do czasów magnetowidów, drukarek igłowych i międzygalaktycznych bohaterów z krwi i kości.
Opowiadając Wam o tej książce, nie mogę nie wspomnieć o ciekawej, rzekłbym: nawet nowatorskiej formie narracyjnej. Znajdziecie tu sporo przypisów, dokładnie 49, a pod każdym skrywa się druga, a czasami nawet i trzecia warstwa fabularna. Nie powiem, ciekawe rozwiązanie, chociaż mi chwilę zajęło przyzwyczajenie się do tego.
Paweł Matuszek to pisarz o potężnych zasobach wyobraźni, który swoje wizje potrafi przekonwertować na słowa. Robi to naturalnie i przekonująco, a do tego bez pretensjonalności, na którą pozwalają sobie niektórzy twórcy science fiction. Wszystko to sprowadza się do lektury wręcz wybornej, smakowitej i sycącej. Zdecydowanie i z wielką przyjemnością polecam Wam "Zejście49" i nie ukrywam, będę teraz wypatrywał kolejnych publikacji Pawła Matuszka, bo coś czuję, że jeszcze nie raz będzie zaskakiwał.
© by MROCZNE STRONY | 2023