„Before” to piąta część z serii „After”, napisanej przez Annę Todd. Historia opisana w „Before” to opowieść o miłości pomiędzy dwójką młodych studentów – Tessą i Hardinem, oscylująca wokół trudnych relacji głównych bohaterów.
Zanim przeczytałam tę książkę, kilka razy miałam okazję zapoznać się z literaturą „New Adult”. Nie jest to mój ulubiony gatunek literacki, a po zapoznaniu się z „Before” na pewno to się nie zmieni. Przykro mi, ale ta książka nie wzbudziła we mnie żadnych pozytywnych emocji. Uparcie szukałam atutów, które mogłabym wyłuszczyć w tej recenzji, ale bezskutecznie.
Zacznę od tego, że fabuła jest tak naiwna, jakby tę książkę pisała czternastoletnia dziewczyna. Schematycznie zarysowani bohaterowie – on jest zły i zbuntowany, ona cicha i niedoświadczona. Od początku wiadomo, jak potoczy się akcja w tej książce. Nie wiem, czy autorka naoglądała się za dużo komedii romantycznych, ale fabuła „Before” to stereotypowy scenariusz dla tego typu filmu. Chociaż, nie. W filmie przynajmniej akcja nie urywa się, od tak nagle i od tak sobie, nie występuje scena, która nie wiadomo skąd i po co się tam wzięła. W „Before” ten zabieg powtórzony został kilkukrotnie. To sprawiło, że nieraz gubiłam się w wątkach i nie wiedziałam dlaczego coś w ogóle się wydarzyło. Jak na powieść liczącą prawie 400 stron, dziwi takie zaniedbanie. Poza tym, czy naprawdę w powieści tego typu sceny łóżkowe muszą się przewijać praktycznie non stop? Czy aby „co za dużo, to niezdrowo?” Uwierzcie, kiedy powiem, że chwilami miałam odruchy wymiotne, gdy po raz kolejny na kartach powieści pojawiał się ulubiony temat autorki. Przykro mi, ponieważ tego typu uogólnienia sprowadzają miłość do poziomu fizyczności. Ta książka wręcz hołduje kłamstwu, jakie próbuje nam sprzedać nowoczesność, a więc, że miłość = seks.
Jeśli chodzi o stylistykę, woła o pomstę do nieba. Język, jakim posługuje się Todd jest, krótko mówiąc, bulwarowy. Ilość przekleństw, powtórzeń i komunałów zawartych w tej książce z łatwością zapełniłaby nie jedną uliczną ścianę w dowolnie wybranym mieście. Ja rozumiem, że tego typu literatura jest kierowana do młodego odbiorcy, ale czy to oznacza, że należy pisać tak, jakby nie znało się takich terminów jak „metafora”, „przenośnia” czy „porównanie”. Nie wiem, być może tutaj zawinił tłumacz, nie sama autorka, ale fakt pozostaje taki sam – język jest okropny. Nie sposób nie wspomnieć tu o koszmarnych powtórzeniach. Na przykład kilka razy dowiedziałam się, dlaczego Hardin nosi obcisłe spodnie, albo że ktoś lub coś jest według głównego bohatera „gorszego sortu”.
Jeżeli wszystkie powieści „New Adult” są podobne do „Before”, to chyba nie chcę już więcej sięgać po tego typu literaturę. Przykro mi, ale muszę powiedzieć stanowcze „nie” takiemu pisarstwu, które nie wnosi dosłownie nic w życie czytelnika. Nie rozumiem, jak to się stało, że seria „After” zdobyła tak ogromną popularność, najpierw w Sieci, a później poza nią. Przeraża mnie myśl, że oprócz wydanych już pięciu książek, ma powstać jeszcze trzy, mówiące w gruncie rzeczy zapewne o tym samym.