Z tą Autorką zapoznałam się w momencie kiedy na półkach księgarń pojawiła się "Pchła". Wtedy to był pierwszy kryminał w karierze Pani Potyry dlatego ja traktowałam to jak debiut. A ponieważ kryminały uwielbiam, to musiałam sprawdzić, czy "Pchła" jest dobra. Okazała się świetna i wiedziałam już wtedy, że jeśli Autorka pokusi się o napisanie kolejnych powieści w tym gatunku, to na pewno po nie sięgnę. I w ten oto sposób w moje ręce wpadła książka o jakże ciekawym tytule... "Potwory".
Tym razem przenosimy się do Warszawy w okresie wakacyjnym. Adam Lorenz, który był również obecny w poprzedniej książce Autorki, teraz przebywa na urlopie przez dochodzenie dyscyplinarne. Tak, tak, można sobie lekko zaspojlerować "Pchłę" czytając "Potwory" ale myślę, że można śmiało czytać w odwrotnej kolejności i mieć równie dużo z tego przyjemności. Tylko, że mordercy nie śpią, a może przypadek goni przypadek?
W lesie zostaje znalezione ciało. Brutalnie zamordowana kobieta. Dlaczego brutalnie? Dźgnięta mnóstwo razy nożem. Przypadek? A może kolejny seryjny morderca? Choć i równie dobrze mogła to być niewierna żona, na której mąż dokonał krwawej zemsty. Musicie doczytać sami, ale wierzcie mi, nic oczywistego w tym morderstwie nie ma!
Poza tym, w tej książce, jak już dowiecie się z opisu na okładce, Autorka porusza problem poliamorii. Pokazuje też jak wiele uprzedzeń, dziwnych spojrzeń i okropnych opinii potrafią wystawiać ludzie, którzy nie uważają się za konserwatywnych, czy zagorzałych katolików. Taka problematyka powoduje, że czyta się jeszcze z większym zainteresowaniem, bo jednak nie skupiamy się tylko na trupie, śledztwie, problemach głównego bohatera, ale także na otoczeniu, problemach ludzi i to z jak wielkim brakiem tolerancji się spotykają. I to wbrew pozorom w miejscu, w którym takie rzeczy powinny być odsunięte na bok, a spojrzenie obiektywne. Ogromny plus za to ode mnie!
Anna Potyra już w "Pchle" udowodniła, że podczas czytania jej kryminału nie można się nudzić. Akcja jest szybka, nie ciągnie się, nie ma zbędnych dialogów, opisów i niepotrzebnych scen. Choć to powieść kryminalna, to skupianie się również na innych problemach, tak naprawdę takich, z którymi możemy spotkać się na co dzień jest bardzo ciekawym zabiegiem. Dzięki temu czytelnik może się bardziej wczuć w akcję, postawić się na miejscu bohaterów i także... zamyślić się, poddać ogromnej refleksji i to nie nad litrami krwi lejącymi się z mordowanej kobiety, ale właśnie nad takimi problemami zwykłych ludzi.
Narracja. Autorka leci nieco klasyką, bo to trzecioosobowa, w czasie przeszłym, którą ostatnio szczerze mówiąc, rzadko się spotykam. Prędzej ta pierwszoosobowa i to z podziałem na postacie, a tutaj dosłownie klasycznie i to tak naturalnie, że z chęcią poleciłabym każdemu miłośnikowi gatunku, bo wręcz wydaje się ona uniwersalna.
Skąd tytuł "Potwory"? To już sami doczytacie, ale jak na porządną książkę przystało ma on znaczenie. Uwielbiam, kiedy gdzieś w treści znajduję myśli Autora przelane na papier i to nawiązanie do tego, co chciał nam, czytelnikom przekazać. Dlatego od razu mówię, że tytuł nie wziął się znikąd. Ma on znaczenie i to ogromne. Także czytajcie!
No i przechodzimy do tego momentu mniej lub bardziej lubianego, czyli do stwierdzenia czy mi się podobało i czy Wam polecam. Polecam i to bardzo! Jak pewnie z powyższych słów się domyśliliście. Jest to dobry, mocny kryminał, w którym Anna Potyra zabiera nas w klasykę tego gatunku. Mamy trupa, krew, śledztwo, a także głównego bohatera z problemami. Jeśli do tego dołożymy ciekawe postacie, konkretnie zarysowane, przemyślane i każdy dylemat, przed jakim są postawieni, to dostaniemy bardzo dobrą, wręcz powiedziałabym wyśmienitą książkę, niebanalną i do tego taką, przez którą się frunie. Ciężko ją odłożyć, chociażby na chwilę, aby zrobić sobie kolejny kubek herbaty.
Wydawnictwu Zysk i S-ka bardzo dziękuję za egzemplarz recenzencki!