Spoglądając na okładkę, zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, a mimo to, książkę bardzo chciałam przeczytać. Rosamund Lupton stworzyła opowieść, którą trudno jednoznacznie zdefiniować. Można by powiedzieć, że to thriller psychologiczny, jednak zdecydowanie inny od wszystkich, jakie dotąd miałam okazję przeczytać.
Londyn, prywatna szkoła, boisko na którym przeprowadzane są zawody. Podczas gdy większość rodziców skupiona jest na entuzjastycznym dopingowaniu swoich pociech, Grace dostrzega dym w pobliżu budynku. Natychmiast rusza w tamtym kierunku, bo wie, że w murach szkoły, może znajdować się jej nastoletania córka Jenny. Szybko staje się jasne, że w budynku wybuchł pożar, jednak nawet to nie odstrasza przerażonej matki na tyle, by zrezygnowała z wejścia do środka. Zanim odnajdzie córkę, traci przytomność. Budzi się dopiero w szpitalu, jednak nie jest to normalne przebudzenie. Grace wydostaje się z własnego ciała i zaczyna balansować na granicy życia i śmierci. Podobny los spotyka również Jenny i od tego momentu będą niemymi obserwatorami widowiska, w którym mąż Grace i jego siostra usilnie będą próbować rozwikłać tajemnicę pożaru. Wszystko wskazuje bowiem, że nie był to nieszczęśliwy wypadek...
Przyznaję, że w pierwszej chwili nie byłam przekonana do pomysłu powierzenia narracji ... no właśnie, nie wiadomo, czym w tej chwili jest Grace. Czy to duch, czy dusza, może sama świadomość, która nie wiedzieć czemu przybrała cielesną, choć niewidzialną postać. Z drugiej jednak strony wszechwiedzący narrator też jest swego rodzaju duchem, więc dość szybko się z tą koncepcją oswoiłam. Ciut gorzej z samą narracją. Książka opowiedziana jest głosem Grace, zwracającej się do swojego męża. Z jednej strony to ciekawa perspektywa, stwarzająca dość intymną atmosferę (choć czytałam opinie czytelników, którzy odnosili wrażenie, że czytając książkę czuli się tak, jakby podsłuchiwali coś, co nie jest przeznaczone dla ich uszu), z drugiej, w niektórych momentach nieco myląca, bo przeplatana rozmowami Grace z drugim duchem, czyli jej córką Jenny. W pewnych sytuacjach łatwo przegapić moment gdy „ty” nie oznacza już męża a córkę...
Przechodząc do samej treści trzeba przyznać, że autorka spisała się znakomicie. Stworzyła naprawdę intrygującą, misternie skonstruowaną zagadkę. Bywało, że osoba, którą podejrzwaliśmy o coś złego, okazywała się niewinna, by niedługo później znowu padły na nią podejrzenia. Rosamund Lupton kilkakrotnie całkowicie wyprowadziła mnie w pole, przez co jej książka stała sie dla mnie naprawdę wciągającą rozrywką. Choć może słowo „rozrywka” nie brzmi tutaj najlepiej, bo książka kumuluje w sobie wiele emocji, trudnych wyborów i cierpienie, zarówno fizyczne jak i psychiczne. „Potem” to opowieść o miłości, która bywa naprawdę skomplikowana, gdy trudno dostrzec, by druga osoba ją odwzajemniała. To również opowieść o miłości matczynej, gotowej na wielkie poświęcenia i przerastającej wszelkie rozczarowania. To książka, którą czyta się z dużym zainteresowaniem i która skłania do refleksji nad kruchością ludzkiego życia.
Zakończenie pozostawia nas z wieloma pytaniami, na które nie otrzymamy odpowiedzi. Szkoda, że autorka nie pokusiła się o jeszcze jeden rozdział, w którym rozwiałaby wszelkie wątpliwości. A może nie o jasne zakończenie tu chodziło... przekonajcie się sami.