Dzisiejsza recenzja dotyczy książki, wpisującej się w gatunek, który roboczo nazywam "mózgotrzepem". Prawdę mówiąc nie miałam nawet pomysłu, od której strony się do tego tekstu zabrać.
Może tym razem wyjątkowo powiem coś więcej o autorze. Marek S. Huberath jest pisarzem dość nietypowych książek science-fiction, ale to jeszcze nie to go wyróżnia na tle innych. Otóż zajmuje się on fizyką biologiczną oraz fizyką ciała stałego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest doktorem habilitowanym. Brzmi ciekawie? W takim razie spróbujmy zając się fabułą tejże książki, co może okazać się zadaniem dość karkołomnym.
Poproszę was teraz byście wyobrazili sobie bardzo konkretną, dość dziwaczną sytuację. Znajdujecie się w dużym budynku, pełnym sal wykładowych, ale nie pamiętacie jak się tam wzięliście, kim jesteście, skąd przybywacie, ani czym się zajmujecie. Co więcej, nikt z pozostałych obecnych nie pamięta. Dni mijają wam na uczęszczaniu na ściśle określonych w indywidualnych planach, wykładach, na temat sztuki. Może jesteście malarzami, albo historykami sztuki? Nie wiecie. Po pewnym czasie dostrzegacie, że po pewnym czasie wykłady zaczynają się powtarzać, jakby tworzyły pewien cykl.
W takiej sytuacji znajduje się Ioanneos... A może Vittorino? Któż to wie? W tym dziwacznym gmachu każdy ma dwa imiona, fałszywe i prawdziwe. Gdyby jeszcze wiedział jak je odróżnić... Próbuje zrozumieć świat, który go otacza, a on na przekór robi się coraz dziwniejszy.Rzeczywistość zdaje się "rozdzierać". Nocą łazienka zamienia się w czarną dziurę, czasem na bibliotecznych półkach stoją jedynie atrapy książek, a opony samochodów na parkingu wtapiają się w beton. Ktoś jednak szybko zaszywa te dziury, nim Ioanneos zdąży je komuś objawić. W piwnicach za stalowymi drzwiami kryją się tajemnice, przywodzące na myśl kręgi piekielne. Co z tym wszystkim ma wspólnego dziwny poradnik dla posągów, w bibliotece oraz tematyka Sądów Ostatecznych? Tego główny bohater musi się jeszcze dowiedzieć.
A jednak w tym nieprzyjaznym otoczeniu znajduje sprzymierzeńców, którzy równie mocno próbują zrozumieć swoje otoczenie, a może nawet... Wydostać się.
Zanim posypią się komentarze, powielające bardzo popularny pogląd, jakoby była to najgorsza książka tego autora, uprzedzam: innych nie czytałam. Krąży za to masa niepochlebnych recenzji. Nie chce tutaj nikogo obrażać, ale jeżeli ktoś czyta fantastykę raz na ruski rok, a potem zabiera się za coś takiego, to wcale się nie dziwię. Mi pomimo długości powieści, czytało się bardzo dobrze i szybko. Przyznaję, wciągnęła mnie, ponieważ jest niesamowicie dziwaczna, a do mnie takie rzeczy trafiają.
Rozdziały są dość krótkie i przez około pierwszych dwieście stron wydają się być powyrywanym z kontekstu zlepkiem zdarzeń, powiązanych jedynie osobą Ioannesa. Później wszystko zaczyna się składać w całość. Dużo osób rezygnowało na wstępie, czego nie rozumiem. Mnie osobiście tylko bardziej zachęcało do czytania to, że kompletnie nie mam pojęcia co się dzieje. Ale może to ze mną jest coś nie tak.
Z całą pewnością ciekawym zabiegiem jest to, że pod tytułem każdego rozdziału widzimy nawias, w którym wymienione są postacie, w nim występujące. Dotąd nie spotkałam się z czymś takim.
Podoba mi się styl, w jakim pisze Huberath, nie przyprawiał mnie o zgrzytanie zębów, więc zaliczam na plus. Od razu ostrzegam też, że fani zdań wielokrotnie złożonych, mogą się poczuć rozczarowani, bo nie wiem jak w innych książkach, ale w tej konkretnej, autor operuje krótkimi zdaniami. Mi to osobiście nie przeszkadza, ale wiem, że są osoby, które tego nie zdzierżą.
Dużo miejsca poświęcono na aspekty fizyczne, na ludzkie ciało. Podobnie, jak wyżej, może to ja jestem już jakoś znieczulona, lecz nie przeszkadzało mi to szczególnie. Naczytacie się trochę o kobiecych piersiach i biodrach. Co prawda mogłoby być tego nieco mniej, ale nie przesadzajmy. Jest wielu pisarzy, którzy popełniają gorsze zbrodnie. Huberath chociaż opisał to w sposób zdatny do czytania.
Ogółem powieść bardzo przypadła mi do gustu tym, jak bardzo dziwna jest i nietypowa. Bo zakończeniu lektury, spędziłam dużo czasu nad rozmyślaniem o fabule, w głowie mnożyły mi się pytania. Przyznaję, że rzadko tak mam.
W trakcie czytania, nie nudziłam się, tak jak wiele innych osób. Byłam zbyt ciekawa, w jaką stronę potoczy się akcja, no i oczywiście, o co w niej w ogóle chodzi. Na pewno będę dobrze wspominać "Portal zdobiony posągami", ale czy go polecę? Zależy komu. Osoby, które nie mają zbyt wiele wspólnego z fantastyką, powinny odrzucić ją na wstępie. To taka fantastyka dla zaawansowanych