Jak to w życiu bywa, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy (zwykle zbyt szybko) i tak też jest z powieścią Hanny Greń Popielate laleczki, bo jest to piąty i zarazem ostatni tom Wiślańskiego cyklu (W Trójkącie Beskidzkim). I muszę przyznać, iż po skończeniu czuję pewien żal i niedosyt, że już nie będzie mi dane obcować z bohaterami, bo zwyczajnie się z nimi polubiłam. Wraz z nimi przeżywałam wzloty i upadki, zawody i radości, dlatego będę tęsknić. Jedynym pocieszeniem jest to, że autorka już wkrótce wyda nowy cykl – miałam okazję przeczytać pierwszy tom pt. Mam chusteczkę haftowaną, i muszę przyznać, że nowi bohaterowie, choć nie zastąpią Procnerów, to da się z nimi zżyć.
„(…) wprawdzie uwielbia swoją żonę, ale nawet największe uwielbienie ma swoje granice”.
Uważam, że plusem we wszystkich powieściach z Wiślańskiego cyklu jest fakt, iż w każdej tak naprawdę znajdziemy odrębną historię, dlatego można je potraktować jako niezależne książki A jedyne co może nieco przeszkadzać to nieznajomość niektórych wątków z życia prywatnego bohaterów z poprzednich tomów. Mimo wszystko namawiam do sięgnięcia po książki w odpowiedniej kolejności. :)
„(…) wystarczy raz wejść na drogę przestępstwa, by wszelkie zasady przestały mieć znaczenie”.
Choć to kryminał, w którym obserwujemy skrupulatnie poprowadzone śledztwo, to obok pojawia się wątek obyczajowy – przyglądamy się życiu prywatnemu głównych bohaterów. Niemniej autorka świetnie dawkuje informacje w każdym wątku i umiejętnie je przeplata, dlatego dzięki temu, czytelnik oprócz śledzenia postępów w śledztwie, może bardziej zbliżyć się do bohaterów i głębiej ich poznać. Nie ma tutaj miejsca na nudę, bo ciągle coś się dzieje, czy to w pracy policjantów, czy w ich życiu prywatnym.
Autorka znakomicie wykreowała sylwetki postaci, stawiając przed nami bohaterów z krwi i kości, którzy równie dobrze mogą mieszkać, gdzieś w pobliżu nas. Nie są perfekcyjni ani z wyglądu, ani z charakteru, ale prawie każdy/a znajduje swoją drugą połówkę pomarańczy i to dla niej/niego jest całym światem i ideałem w każdym calu. Tak, jak w życiu.
Czytanie książek z Wiślańskiego cyklu było dla mnie czystą przyjemnością. Są nieprzewidywalne, ale przy tym wiernie odzwierciedlają realia pracy w policji, dostarczają wielu emocji, dlatego czyta się je z wypiekami na twarzy od początku do samego końca. Autorka potrafi zaciekawić czytelnika misternie uknutą zagadką kryminalną, przy tym doskonale prowadzi śledztwo, umiejętnie buduje napięcie, skutecznie podrzuca fałszywe dowody i myli tropy, a na końcu jak zwykle zaskakuje. Do tego tworzy interesujące i dynamiczne dialogi, w których mogą pojawić się humor i wzajemne docinki bohaterów.
Jestem pewna, że książka spodoba się wszystkim wielbicielom zagadek kryminalnych. Dajcie się wciągnąć w tę intrygę. Jednakże polecam nie tylko lekturę Popielatych laleczek, ale całego cyklu. Warto sięgnąć!