Przygody Gapiszona to moje wspomnienia z dzieciństwa, oglądałam jego przygody w "Misiu" oraz w Dobranocce. Kreska rysowana przez pana Bohdana Butenkę zawsze mi się podobała. Dlatego jakimś cudem u mojej synowej znalazłam kilka starych książeczek właśnie jego autorstwa. Tym razem oglądałam i czytałam razem z wnuczkami. Muszę przyznać, że kiedyś to dla mnie były świetne książeczki. Teraz zupełnie inaczej je odbieram. Lecz nadal twierdzę, że takie rysunki to niesamowita frajda dla dzieci. Przyciągają wzrok i aż chce się je oglądać.
Tym razem Gapiszon pojechał na wakacje do babci. Babcia zawsze pozwala na wiele rzeczy, których rodzice zabraniają, więc takie wakacje są zawsze udane. Chłopiec rozmyślał co by tu zrobić i wpadł na pomysł łowienia ryb, ale chciała złapać taką, którą mógłby się pochwalić. Gdy miał już wędkę, to zaczął szukać jakiejś niezwykłej ryby, w encyklopedii znalazł rybę... wędzoną. Tylko gdzie się takie ryby łowi? Pewnie w wędzonym morzu. Lecz gdzie szukać takiego morza? Nie dowiecie się ode mnie nic więcej. Jeśli chcecie się dowiedzieć jak sobie poradził Gapiszon, to musicie sami zajrzeć do tej książeczki. Jest w niej sporo tekstu i można się nauczyć rozpoznawać ryby i ich nazwy.
Młodszej wnuczce opowiadałam kilka razy tę historię, a potem dzieci same dopowiedziały nową opowieść o wędzonym morzu i połowie ryb.
Komiksowe książeczki z rysunkami pana Butenki to bardzo dobra lektura dla dzieci. Już wiele lat temu sama wycinałam historyjki z czasopisma i wklejając je do zeszytu miałam swój własny komiks. Zresztą to nie był tylko mój pomysł, wymieniałyśmy się z koleżankami nie tylko przygodami Gapiszona, ale także Gucia i Cezara, które początkowo były też w czasopismach dla dzieci.
Miło jest wracać do lat dziecięcych, to były zupełnie inne czasy, może niekoniecznie najgorsze, lecz pamiętam, że o książki wszyscy dbali i nie było takiego "wysypu" jak obecnie, więc kwitła wymiana między sobą. Teraz też się wymieniam, ale już tylko w gronie najbliższych i zauważyłam, że niektóre mamy traktują te starsze książki jako zło konieczne. A najbardziej nie lubią komiksów, lecz te nowocześniejsze książeczki właściwie o niczym... Dlatego cieszę się, że moje synowe mają inne podejście do starszych lektur. Nawet książki ze strychu, które wydawane były w latach sześćdziesiątych cieszą oczy moich dzieci i wnuków. Chyba zbyt daleko odbiegłam od tematu. Wracam do Gapiszona zatem.
Może nie jest zbyt prosta lektura dla małych dzieci, lecz można historię opowiedzieć im prościej, więc polecam wszystkim dzieciom i rodzicom a także dziadkom żeby sobie mogli przypomnieć swoje dzieciństwo. Ja nauczyłam się czytać na historyjkach Bohdana Butenki.
Polecam.