Dlaczego sięgnęłam po powieść Katarzyny Michalik-Jaworskiej „Pomyślę o tym jutro”? Zainteresowała mnie już wtedy jak zobaczyłam ją po raz pierwszy w zapowiedziach wydawniczych. Czy był to tytuł tak bardzo przypominający mi moją najukochańszą powieść „Przeminęło z wiatrem” i jej bohaterkę Scarlett O’Hara? A może okładka, na której piękna dziewczyna spogląda z góry na zadymione domy, niezwykle urokliwa i klimatyczna? A może opis treści na okładce:
"Najtrudniejsze przypadki ciężko chorych dzieci wpisują się w codzienność Marty, trzydziestoletniej pielęgniarki na oddziale kardiologii, burząc to, w co wierzyła, i odbierając jej poczucie równowagi. Miłość, przyjaźń, małżeństwo – te słowa nabierają dla Marty nowego znaczenia. Osoby, które spotka, będą dla niej swoistym drogowskazem i inspiracją do podjęcia zaskakujących decyzji."
Nie wiem. Wiedziałam tylko jedno, że ta książka musi być przeze mnie przeczytana i to jak najszybciej. Zadziałała chyba zwykła „babska” intuicja i cieszę się, że jej posłuchałam.
Moja decyzja była tym dziwniejsza, że rzadko sięgam po powieści debiutanckie. Z powodu ciągłego braku czasu wolę jednak pozycje sprawdzonych autorów. A Pani Katarzyna Michalik-Jaworska jest co prawda absolwentką dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego oraz Wyższej Szkoły Dziennikarstwa im. M.Wańkowicza w Warszawie, ale czy to wystarczy, żeby napisać dobrą powieść? Okazuje się, że tak – wszystko zależy od talentu, a pani Katarzynie na pewno go nie brakuje.
Cóż jeszcze można powiedzieć o autorce? Urodziła się w 1980 roku. Jest krytykiem teatralnym i jednocześnie członkiem zarządu Polskiej Sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych AICT. Krytyką teatralną pani Katarzyna zajmuje się już od jakiegoś czasu – jest bowiem współautorką dwóch książek „Zawsze teatr” oraz „Warsztaty krytyki teatralnej” , gdzie znalazły się również jej teksty i eseje teatralne.
„Pomyślę o tym jutro” z teatrem nie ma nic wspólnego. Główna bohaterka powieści Marta jest pielęgniarką pracującą na oddziale kardiologii dziecięcej w jednym z warszawskich szpitali. Poznajemy ją na pierwszej stronie powieści w trakcie ostrej wymiany zdań z jednym z rodziców nieuleczalnie chorej małej pacjentki szpitala. Już w tym momencie zostały zasygnalizowane trzy problemy współczesnego świata medycznego – problem eutanazji
„Czy w tym kurewskim szpitalu nie ma absolutnie nikogo, kto miałby odrobinę cywilnej odwagi, by z tym wreszcie skończyć?” ¹
problem rodziców dzieci nieuleczalnie chorych i ich przeżyć spowodowanych chorobą dziecka oraz świadomością nieuchronnej śmierci, a także problem dostosowania się personelu medycznego do pracy na oddziałach, gdzie o śmierć ocierają się codziennie. Marta pracuje właśnie na takim oddziale. Po wielu latach pracy potrafiła zaopatrzyć się w skorupę ochronną umożliwiającą jej normalne życie, pozostawianie wszelkich problemów szpitalnych w murach szpitala i nieprzenoszenie ich do zacisza domowego. Ale czy na pewno zawsze? Jakże często po ciężkim dyżurze marzy tylko o tym, żeby skryć się w ramionach ukochanego męża i ukoić swój ból. Jakże często ma przed oczami skrzywione bólem dziecięce twarze, w uszach brzmią długo po opuszczeniu szpitala jęki małych pacjentów, a w sercu czuje ból i rozpacz, że nic na tę całą niesprawiedliwość nie potrafi poradzić. Mąż Marty, Marcin jest policjantem i też często do domu „przynosi” z pracy swoje stresy, makabryczne niejednokrotnie przeżycia i szuka ukojenia w ramionach Marty. Małżeństwo doskonałe każdy może stwierdzić – kochające się, pomagające sobie nawzajem, małżeństwo, gdzie jedna osoba może liczyć na drugą, może liczyć na wsparcie i zrozumienie. Jest tylko jeden zgrzyt panujący w tej idylli – zgrzyt na tyle ważny, że doprowadzający w rezultacie do rozpadu tego związku. O co chodzi? Co może doprowadzić do tego, że dwoje kochających się ludzi podejmuje decyzję o rozstaniu? A może to decyzja tylko jednej ze stron? Jak potoczą się ich dalsze losy? Czy dadzą radę dostosować się do nowej sytuacji życiowej? Czy ktoś im w tym pomoże? Na te pytania autorka nam odpowiada w swojej powieści, więc jeśli chcecie poznać odpowiedzi, to … nie pozostaje Wam nic innego tylko przeczytać książkę.
Nie myślcie jednak, że „Pomyślę o tym jutro” to jakieś banalne, stereotypowe romansidło, gdzie głównym tematem jest rozpad związku i późniejsze losy obojga jego członków. Nic bardziej mylnego ! Nie ma w niej nic z banału czy stereotypu – nawet ta część fabuły, która mogłaby być określona jako wątek lub wątki miłosne, nie została potraktowana sztampowo. Marta i Marcin nie rozchodzą się z powodu zdrady czy niezgodności charakterów – powód ich rozstania jest zupełnie inny, dość niecodzienny i rzadko w życiu spotykany, a przecież bardzo realistyczny i prawdopodobny. Lilka i Paweł z kolei trwają przy sobie mimo okoliczności, jakie zaistniały, co również nie mieści się w ramach stereotypu literackiego, ale jest sytuacją, jaka jak najbardziej może zaistnieć. Marta i Robert natomiast spotykają się ze sobą i mimo, że łączy ich ból i cierpienie, to nie szukają ucieczki w tworzeniu związku, ale zatrzymują się na etapie niesienia wzajemnej pomocy i wsparcia. Kim jest Lilka, Paweł i Robert, zapytacie? Przepraszam, ale na to pytanie nie udzielę Wam odpowiedzi, bo nie chciałabym za dużo zdradzić i odebrać Wam przyjemności zapoznania się z tą niecodzienną powieścią.
Choć miłość odgrywa dużą rolę w opowieści pani Katarzyny, to jednak główne miejsce zajmuje tu problem cierpienia i śmierci. Czy człowiek – ten malutki, dziecko, często kilkumiesięczne lub kilkuletnie, które cierpi – musi cierpieć? Jakie znaczenie i jaki sens ma jego cierpienie? Czy jest potrzebne? Czy to dziecko ma prawo do śmierci? Jest to wielki i bardzo ważny problem moralny, problem, który jest bardzo trudno rozstrzygnąć. Można zrozumieć rodziców, którzy nie są w stanie patrzeć na cierpienie swojego dziecka, nie są w stanie dłużej uczestniczyć w jego i tak gasnącym życiu i uważają, że jedynym rozwiązaniem – dobrym i sprawiedliwym, jest śmierć. Ale czy lekarz i pielęgniarka, czyli ludzie powołani do niesienia pomocy, do utrzymywania człowieka przy życiu najdłużej jak się da, mają moralne prawo odstąpić od takiego działania?
Myślę, że nikt nie jest w stanie jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Na to pytanie nie odpowiada również książka. Zmusza nas jednak do refleksji nad tymi jakże trudnymi zagadnieniami, do przemyśleń nad sensem życia, śmierci, cierpienia, bólu po stracie najbliższej osoby.
Jednocześnie jakbym stwierdziła, że jest to książka na wskroś smutna, to minęłabym się z prawdą. Jest tak pełna emocji i to emocji pozytywnych, bo przecież miłość, przyjaźń, nadzieja, wiara w lepsze jutro, to uczucia, które pomagają nam żyć i nastrajają nas optymistycznie. Pełne nadziei jest również zakończenie powieści…czy Marcie uda się to, co zamierza zrobić? Tego pisarka nam nie zdradza, ale dzięki temu możemy sami snuć przypuszczenia i budować własne zakończenie utworu. Lubię taki otwarty finał powieści, bo dla mnie wtedy zawsze kończy się dobrze.
Powieść czyta się bardzo szybko i mnie wciągnęła od pierwszej strony. Na pewno duży wpływ na to miał – oprócz samej fabuły – również jej język – prosty, niewymagający wielkiego skupienia, zrozumiały dla każdego czytelnika, pozbawiony zbędnych ozdobników, chwilami wręcz potoczny, ale jednocześnie bardzo dosadny i trafiający do uczuć odbiorcy oraz utrzymanie opowieści w konwencji pamiętnika głównej bohaterki. To Marta opowiada nam o wszelkich wydarzeniach związanych ze swoim życiem osobistym i pracą zawodową. To z jej oceną i jej przemyśleniami spotykamy się na kartach powieści. To dzięki niej spotykamy się ze wszystkimi innymi bohaterami i opowiada nam o nich na tyle dokładnie, że jesteśmy w stanie wykreować ich portret psychologiczny. A bohaterowie są bardzo realistyczni i prawdziwi. Dla mnie od pierwszej strony Marta stała się osobą bardzo bliską. Jej wrażliwość, zaangażowanie w pracę, ciepło i mądrość życiowa, a także serdeczność w stosunku do innych osób, czy to z najbliższej rodziny czy obcych, zaimponowały mi i spowodowały, ze polubiłam ją natychmiast. Myślę, że każdy czytelnik znajdzie wśród bohaterów tej powieści kogoś bliskiego sobie, a wręcz odkryje w nich cząstkę siebie. Bo oni są po prostu zwykłymi ludźmi, takimi jakich sporo wokół nas, ludźmi niepozbawionymi wad, przywar, ale jednocześnie wzbudzającymi sympatię i uśmiech.
Na końcu chciałabym zwrócić również uwagę na piękne i staranne wydanie książki, a w szczególności na jej okładkę. Już przy pierwszym dotyku okładka robi wrażenie – jest aksamitna, delikatna, a jej koloryt utrzymany w konwencji gołębio-szmaragdowej kojarzy się z niebem i morzem. Przyciąga wzrok i wprowadza w stan zadumy i refleksji. Jest to bardzo ważny czynnik, dla kogoś, kto stawia wysoko poprzeczkę dla doznań estetycznych.
Czy książka ma jakieś minusy? Ja zauważyłam tylko parę błędów korektorskich (nawet jeden błąd ortograficzny – „nadruki na papieże ryżowym” – str.138), ale przy tylu emocjach, jakie przy niej przeżyłam, nie wydaje mi się to ważne. Tu najważniejsza jest treść, fabuła, łezka w oku pojawiająca się dość często i to, że w życiu nie zawsze można kierować się zdaniem tak często wypowiadanym przez Scarlett O’Hara „Pomyślę o tym jutro”. Pomyślmy o tym dziś i jeszcze dziś zdecydujmy się na przeczytanie tej niecodziennej książki.
Polecam wszystkim z całego serca.
¹ „Pomyślę o tym jutro” Katarzyna Michalik-Jaworska; Dobra Literatura 2014; str.7