Kasia, dzięki pomocy przyjaciół, zaczyna pracę w fundacji, która na swoją siedzibę wybiera zaniedbany, wiekowy dworek wymagający remontu. Nowe obowiązki pochłaniają kobietę do tego stopnia, że może wreszcie przestać obsesyjnie myśleć o pewnym mężczyźnie – zamiast tego jej nowym uzależnieniem staje się zabytkowa budowla. Kasia coraz bardziej pragnie odkryć historię dworku i ich dawnych właścicieli; nie wie jeszcze, że to miejsce wcale nie jest tak opuszczone, jak mogłoby się wydawać.
Oj, oj, oj. Coś tutaj bardzo nie wyszło. Nie spodziewałam się, że ta książka okaże się jakimś arcydziełem, ale ponieważ uwielbiam odkrywać polskich autorów, postanowiłam dać jej szansę. Sądziłam, że dostanę kawał obyczajówki z subtelnym wątkiem paranormalnym, przy której doskonale się odprężę. Obyczajówka się zgadza, jednak elementowi fantastycznemu daleko do bycia subtelnym, a i uczucia odprężenia brak – zwykle było to politowanie.
Autorka, niestety, zupełnie nie udźwignęła połączenia gatunkowego. Przez pierwsze strony można ulec złudnemu wrażeniu, że „Tajemnica Sosnowego Dworku” to bardzo prosta, zwyczajna historia z dość mocno rozbudowanym wątkiem romantycznym i jakąś fajną zagadką w tle, którą czytelnik odkryje razem z bohaterami. A potem wyszło na jaw, że w tytułowym budynku są duchy. I to duchy skrajnie przerysowane, nierealne, wprowadzające bardziej element humorystyczny, aniżeli grozę czy poczucie niepewności. Jeśli dodamy do tego fakt, że dziwnym trafem w połowie książki okazuje się, że jedna z postaci jest kimś w rodzaju medium – choć wcześniej nie pojawia się na ten temat ani słowa – to otrzymujemy coś tak groteskowego i przesadzonego, że trudno traktować to jako jedną, logiczną całość.
A wielka szkoda, bo pod względem technicznym powieść wcale nie należy do najgorszych. Styl jest lekki i przyjemny w odbiorze – choć trzeba przyznać, że dialogi są miejscami nieco nienaturalne. Pomijając jedynie uciążliwy brak podziału na rozdziały, nie czytało mi się źle. Te niewiele ponad 300 stron minęło w mgnieniu oka, zaś finał (odrobinę przesłodzony) ładnie pozamykał wszystkie wątki. Fabularnie jest już natomiast znacznie gorzej. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że bez tego motywu z duchami całość wypadłaby zdecydowanie korzystniej: dostalibyśmy opowieść o grupie przyjaciół, wśród których największa uwaga skupiałaby się na Kasi, szukających informacji na temat pochodzenia starego, zaniedbanego dworku. Świetnie bym się bawiła, docierając z bohaterami na pewien cmentarz, a później zwiedzając inną, opuszczoną budowlę w celu poszukiwania pamiątek z przeszłości. Wówczas nawet wątek miłosny dotyczący Kasi i Marka, wyjątkowo infantylny i przewidywalny, irytowałby zdecydowanie mniej. Niestety absurdalność elementów fantastycznych, które pasują do reszty jak wół do karety, sprawiła, że fabuła po prostu nie przekonuje i wydaje się zbyt naciągana. Kiedy na dodatek wyszło na jaw, co tak naprawdę łączy Kasię i stary dworek, wywróciłam tylko oczami. Jasne. Bo takie „zbiegi okoliczności” zdarzają się przecież cały czas.
Postacie w książce są naprawdę różnorodne, co jest na plus. Osobiście najbardziej polubiłam Andrzeja, Oleńkę i ich dwójkę dzieci, bliźniaków – momentami wydawało mi się, że te dzieciaki mają dużo więcej oleju w głowie, niż niejeden dorosły z najbliższego otoczenia. Sama Kasia okazała się dość denerwująca. Jej zachowanie bywało nieprawdopodobnie dziecinne, dlatego w głowie mi się nie mieściło, że ta sama kobieta pracowała kiedyś w ochronie i nie ma najmniejszych problemów z unieruchomieniem dwóch osiłków. Marek to zaś typowy playboy, który zaczyna gonić króliczka, kiedy się okazuje, że ten wcale nie zamierza już do niego przychodzić z własnej woli. Typowo. Duchy w dworku (ponieważ odgrywają istotną rolę, również powinny być rozpatrywane jako pełnoprawni bohaterowie) tworzyły fajny, barwny duet i z miłą chęcią poznałabym ich historię od podszewki, w czasie rzeczywistym. Ale z daleka od Kasi, Marka i całej reszty, w osobnej książce, gdzie nie musiałyby pełnić funkcji bardzo karykaturalnego wątku fantastycznego.
Co więcej mogę powiedzieć? „Tajemnica Sosnowego Dworku” to nie jest skrajnie zła książka, bo krzywdy mi żadnej nie wyrządziła, mimo to jestem nieco wściekła na autorkę, bo zmarnowała coś, co miało w sobie jakiś potencjał. Balansowanie na granicy powieści obyczajowej i fantastyki wymaga jednak pewnego wyczucia, umiejętności pogodzenia ze sobą dwóch odmiennych estetyk, a tutaj nie miało to miejsca. O ile czyta się nie najgorzej i z pewnością część odbiorców znalazło i jeszcze znajdzie w tej powieści sporo rozrywki, o tyle odnoszę wrażenie, że gdyby była ona jeszcze o kilkadziesiąt stron dłuższa, to mogłabym odczuć silną potrzebę wyrzucenia jej przez okno. Pomysł był, ale nie został odpowiednio przemyślany, skutkiem czego powstała książka bardzo niedopracowana i przejaskrawiona. Z całą pewnością nie jest to pozycja, do której będę w przyszłości wracać.