"W imię trzech diabłów. Trochę inna historia polowań na czarownice". Gdyby chcieć ocenić książkę po okładce, mało kto domyśliłby się popularnonaukowego charakteru dzieła. Większość czytelników pomyślałoby, że ma do czynienia raczej z horrorem lub fantasy.
Co najdziwniejsze, wcale by się nie zawiedli. Mówiąc, że mamy do czynienia z książką popularnonaukową akcent trzeba zdecydowanie postawić na pierwszym członie nazwy. Studenci historii czy naukowcy z pewnością będą mieli wiele do zarzucenia: choćby całkowita rezygnacja z bibliografii może być dla nich poważną wadą.
Cała reszta czytelników powinna jednak docenić sporą dawkę wiedzy i anegdotek podaną w łatwy sposób. Czytając książkę prześledzimy procesy jakie wpłynęły na rozwój wiary w czarownice i sposoby usprawiedliwienia dla bestialskich polowań, które na przestrzeni stuleci przelewały się przez Europę. Naszą podróż rozpoczniemy w czasach antycznych, kiedy to szczyty gór czy pradawne puszcze zamieszkiwały dziesiątki różnych bóstw, półbogów czy upiorów. Następnie będziemy świadkami stopniowego wypierania starych religii przez chrześcijaństwo i jego skutki dla wierzeń prostych ludzi. W końcu odwiedzimy gabinet Heinricha Himmlera gdzie poznamy jego obsesję, dzięki której tysiące tomów bezcennych akt dotyczących historii polowań na czarownice przetrwało wojenną zawieruchę.
Książka z pewnością zburzy w czytelniku wiele mitów i błędnych przekonań na temat inkwizycji, roli kościoła w prześladowaniach a także ich skali. Chyba nie będzie to spojlerem jeśli powiem, że rzeczywista liczba straconych kobiet była o wiele mniejsza od anegdotycznych 9 milionów a bycie starą zielarką mieszkającą na skraju wsi co prawda rzucało cień podejrzeń, jednak o oskarżeniu decydowały inne czynniki: głownie zazdrość, sąsiedzka zawiść i chęć szybkiego zysku.
Autor nie szczędzi szczegółowych opisów metod tortur i egzekucji, sposobów finansowania kosztownych procesów i patentów na obchodzenie prawa: w większości i tak bardzo pobłażliwego dla sadystycznych śledczych za wszelką cenę próbujących przeforsować jedyny słuszny wyrok.
Na koniec wypada wytłumaczyć autora z braku bibliografii. Cytowane w treści fragmenty dokumentów, zeznań czy książek inkwizytorów są w zupełności wystarczające. A kto sięgnie po książkę Dietera Breuersa będzie wdzięczny historykom, że to oni muszą przedzierać się przez tysiące stron dzieł chorych umysłów średniowiecznych oprawców.
Książka z pewnością godna polecenia wszystkim pasjonatom historii. Chociaż jest napisana lekkim językiem i ma wiele fabularyzowanych fragmentów jednak nie wydaje mi się by przykuła uwagę osób niezainteresowanych tematem.