"Tysiąc sposobów, by powiedzieć "żegnaj"
Grace i Sam spotykają się w "Drżeniu”. W "Niepokoju” walczą o to, żeby być razem. W "Ukojeniu” ich życiu zagraża prawdziwe niebezpieczeństwo. Stawka staje się coraz wyższa. Zaczyna się polowanie na wilki...
Następuje zamiana ról. W "Drżeniu" to Grace musiała walczyć, by Sam zachował swoje człowieczeństwo, a teraz Sam musi walczyć o swoją ukochaną. Odkąd Grace pierwszy raz zamieniła się w wilka i zniknęła w lasach Boundary, Sam zachowuje się jak robot. Wszystkie czynności wykonuje mechanicznie i robi to tylko dlatego, że jest ich nauczony. Cole sprawia coraz więcej problemów, nie odzywa się do Niego i całymi dniami siedzi w swoim pokoju, słuchając piosenek własnego starego zespołu. Jedyną odskocznią od codziennego życia Sama jest księgarnia. Tam może robić to, co kocha, jednak ludzie widzą go inaczej niż po jego przybyciu do Mercy Falls. Mówią za jego plecami, że zamordował Grace, gdyż dziewczyna uważana jest za zaginioną, a on był ostatnią osobą, która ją widziała.
U Isabel również nie jest kolorowo. Po ostatnich przeżyciach z Grace i Colem jest cieniem człowieka, którym była kiedyś. Cały czas rozpamiętuje czasy, gdy mieszkała w Kalifornii, gdy życie było proste. Cole wydzwania do niej całymi dniami i zostawia masę wiadomości na jej poczcie głosowej, a ona po prostu nie potrafi się do niego odezwać. I nagle wszystko ulega załamaniu. Do ojca Isabel, Toma Culpepera, dociera wiadomość, że może zorganizować polowanie na wilki. W przeciągu następnych dwóch tygodni wszystkie wilki w lasach Boundary zostaną zabite. Czy jeden człowiek i jedna miłość może naprawdę zmienić świat? Czy bohaterowie sagi odnajdą wreszcie ukojenie?
" - Biedne są - zadumał się Cole ze wzrokiem utkwionym w gwiazdach. - Muszą być już zmęczone obserwowaniem, jak wciąż popełniamy te same cholerne błędy."
Niewiarygodnie długo czekałam na zakończenie serii o wilkach z Mercy Falls. Poprzednie dwie części wywarły na mnie tak dobre wrażenie, że musiałam przeczytać zakończenie losów Sama i Grace. Jednak przyznam szczerze, że nie lubię czytać ostatnich części. Nie dość, że czuję niedosyt to jest mi smutno, ze względu na to, że muszę opuścić moich ulubionych bohaterów. Tak było też w tym przypadku.
Gdy przeczytałam prolog z punktu widzenia Shelby prawie umarłam. Biała wilczyca zabija dziewczynę, która jest wilkołakiem. Wiem, że to nie może być Grace, bo tak naprawdę nie byłoby tej książki, gdyby na początku umarła, jednak bardzo się przestraszyłam. Później w książce wynika wreszcie kogo tak naprawdę Shelby zabiła i muszę przyznać, że jednocześnie mi ulżyło i było smutno.
Sam odnajduje wreszcie Grace i wydaje się, że wszystko będzie w porządku. Jednak Isabel mówi im o tym, że jej ojciec organizuje polowanie na wilki. Nasi bohaterowie mają tylko dwa tygodnie na to, żeby powstrzymać Culpepera albo zrobić coś z wilkami. Przyznam, że byłam bardzo zaniepokojona faktem, że coś może stać się z wilczą sforą. Nie chciałam nawet wyobrażać sobie sytuacji, w której Grace, Cole, Beck i reszta, zostaliby zabici.
"Kiedy to wszystko zaczynałem - a mówiąc "wszystko", mam na myśli życie - samobójstwo wydawało mi się żartem. "Jeśli muszę jechać z tobą w tym samochodzie, podetnę sobie żyły nożem do masła". Było to równie realne co jednorożec. (...) Dopiero w liceum samobójstwo stało się dla mnie możliwością. Nie taką jak: "Możliwe, że ściągnę sobie ten album, bo gitara brzmi tam tak genialnie, że aż chce mi się tańczyć". To zaczęło brzmieć prawdopodobnie, na zasadzie: "Może kiedy dorosnę, będę martwy."
Mimo tego, że ubóstwiałam miłość Sama i Grace za tę bezbrzeżną szczerość i oddanie, to o wiele bardziej podobały mi się sytuacje pomiędzy Isabel a Colem. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale według mnie pasowali do siebie idealnie - dwójka snobów, którzy nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa, aż nagle spotykają się i zaczyna iskrzyć. Pomimo całej otoczki miłości głównych bohaterów to ten związek przykuł bardziej moją uwagę i sprawiał, że miałam ochotę przewracać kilka kartek, by móc przeczytać coś z punktu widzenia Isabel bądź Cole'a.
Może Was tutaj rozczaruję, ale wcale nie jestem fanką Sama. Był dla mnie zbyt ckliwy i romantyczny. Dodatkowo cały czas chodził za Grace, śpiewał te swoje słodkie piosenki i składał żurawie z papieru, no proszę... Jak można być tak niemęskim? Jednak przekonałam się, że potrafił racjonalnie patrzeć na świat, był odważny i podejmował rozsądne decyzje. Grace w poprzednich częściach lubiłam o wiele bardziej. W tej serii czułam jakby zmienił się główny bohater - jakby nie chodziło tutaj o Grace, a cały czas o Sama. To mi się za bardzo nie podobało, ale z ulgą przyjmowałam wszystkie fragmenty, w których występowała Grace. Natomiast jestem szaleńczo zakochana w Cole'u. Uwielbiam go ze względu na to, że był jednocześnie arogancki, a zaraz potem zabawny. Nie dość, że był gwiazdą rocka to jeszcze miał wielki umysł i pracował nad lekiem, który wygoniłby wilczą truciznę z krwi człowieka. Dla mnie jest idealny.
Przez dwie poprzednie części ciągła nam się historia Toma Culpepera, któremu wilki zabiły syna. Cały czas narastał w nim ten gniew i wreszcie w trzeciej części pokazał nam swoją prawdziwą naturę i stał się wrogiem publicznym numer jeden. Nawet nie podejrzewałam, że to właśnie ten mężczyzna będzie trzymał w rękach los wilków z Mercy Falls. Jak w poprzednich częściach Sam i Grace walczyli o utrzymanie w sobie nawzajem człowieczeństwa, to w ostatniej części pojawił nam się podły charakter, którego trzeba unicestwić.
Fabuła bardzo mi się podobała, jednak przyznam, że przez połowę książki właściwie nic się nie działo. Jedyną nowością było to, że wilki mają być wybite przez Culpepera, a oni i tak nic z tym nie robili. Właściwie to tylko Cole pracował nad lekarstwem, a Sam i Grace byli zbyt zajęci sobą. Dopiero potem akcja książki przyspieszyła i wreszcie zaczęło się coś dziać, wtedy to nie opuściłam jej nawet na moment. Mimo tego, że ostatnia część głęboko mnie poruszyła i wylałam na niej trochę łez, stwierdzam, że jest najsłabszą z całej serii. Zdecydowanie najbardziej podobało mi się "Drżenie", gdzie tematem nie były tylko wilkołaki, ale także heroiczna walka o utrzymanie własnej tożsamości. W kolejnych częściach to przesłanie traciło na wartości i w rezultacie otrzymaliśmy "Ukojenie", które skupiło się tylko na życiu wilka.
Przyznam, że ubóstwiam tę serię i jest ona jedną z moich ulubionych, jednak na zakończeniu się nieco przejechałam. Właściwie to nic nie zostaje wytłumaczone. Nie wiem dalej co stanie się z Grace, czy Isabel wyjechała do Kalifornii, czy jest w końcu z Colem... Czuję naprawdę wielki niedosyt. Mam wrażenie, jakby już niedługo miała ukazać się kolejna część, a to dopiero początek końca. No nie wiem... Liczyłam na coś lepszego, jednak i tak jestem bardzo zadowolona.
Na początku czytania serii czułam "Drżenie", później coraz bardziej narastał we mnie "Niepokój", aż w końcu poczułam "Ukojenie". Seria jest jedną z najlepszych jakie czytałam, jednak nie ukrywam faktu, że ostatnia część jest najsłabsza. Mimo wszystko jeśli jeszcze nie czytałeś tej trylogii to musisz sięgnąć po pierwszą część, bo naprawdę tego nie pożałujesz!
"Połam mnie na kawałki wystarczająco małe, by zmieściły się we wnętrzu twej dłoni, kochanie. Nigdy nie myślałem, że mnie ocalisz. Odłam kawałek dla swoim przyjaciół, odłam kawałek dla siebie na szczęście, odłam kawałek i sprzedaj."