Cezary Kościelniak, filozof i etyk z Poznania, pojechał na wykłady do Kirgistanu i opisał ten kraj z pozycji zachodniego gościa, bo u nas już przecie Zachód a u nich jeszcze postsowiecki bardak.
I tak, pisze autor o hierarchiczności sowieckiego społeczeństwa z uwielbieniem dla stojących wyżej i pogardą dla będących niżej; ta postawa mocno przetrwała w Azji Centralnej. Wszędzie spotyka się małych dyktatorów, którym można się tylko bezwarunkowo podporządkować, bo jak nie to będą kłopoty. Zresztą każdy, kto wjeżdża do strefy postsowieckiej, odczuwa od razu zmianę atmosfery: chamscy pogranicznicy, niemiłe stewardessy, władcze konduktorki w wagonie sypialnym, itd. itp.
W takim świecie nasza zachodnia demokracja jest czymś abstrakcyjnym, bo tam od zawsze panującym ustrojem była forma satrapii, gorszej lub lepszej. Naród ma szczęście gdy tyran jest oświecony, a pecha gdy krwawy i tyle. Ten system satrapii idzie z góry na dół: małymi tyranami są minister, szef lokalnej administracji, aż do szefa patrolu policyjnego, który decyduje jaką łapówkę wziąć i od kogo: „System, w którym na widok milicjanta – a spotkać go można niemal na każdym rogu ulicy – włącza się lampka ostrzegawcza, znany był w ZSRR i w niezmienionej formie przetrwał w Azji Centralnej”.
Razi wszechobecny brud i bałagan: „Między blokami mieszkalnymi beztrosko wyrzuca się gruz, śmieci pozostałe po jakimś remoncie, czasem stare meble. Tak jest zresztą nie tylko między blokami. Wszędzie.” Osobna sprawa to toalety, oszczędzę opisów...
Na ulicach piesi są zwierzyną łowną: „Z pierwszeństwem i prawami pieszego tutaj jest jak z demokracją. Formalnie istnieje, ale realnie nikt nie rozumie, co to słowo znaczy. Zresztą samochód jest silniejszy, a silniejszy ma zawsze rację.”
Dalej, pisze autor o wszechobecnej bezczelności i chamstwie, które są powszechnym sposobem przetrwania: „Antyobywatelska kultura jest częścią sowieckiego porządku.”
Wszystkie te ciekawe uwagi pisane są z wyraźnie dostrzegalnej pozycji wyższości, oto my Europejczycy stoimy na wyższym poziomie moralnym niż te dzikusy, ta postawa irytuje mimo bardzo celnych diagnoz autora. Także na zdjęciach głównym obiektem jest autor, czyżby on był bohaterem książki? Więc cały ten opis mocno jednostronny jest, za mało tam o gościnności, serdeczności, zwyczajnej dobroci tych ludzi. Mimo to książka jest ciekawa przez celne diagnozy, jakie stawia.