„Dziś z Tobą jedzie tylko pamięć,
Mam nadzieję, że wytrzyma tę podróż.
I z Tobą zostanie”
Zdecydowałam się chwycić po ten tomik poezji i poświęcić mu swój czas głównie za sprawą blurbu, w którym autor pisze kilka słów o sobie. W krótkiej informacji, którą otrzymujemy, obok siebie pojawiają się „Pan Tadeusz” Mickiewicza, „Testament mój” Słowackiego i „Fortepian Szopena” Norwida. Ja, jako wielka miłośniczka romantyzmu, stwierdziłam, że to zdecydowanie brzmi jak coś dla mnie, a jeśli okaże się – a taką też miałam nadzieję – że wiersze są twórczością romantyczną inspirowane czy wręcz może wykorzystują intertekstualność jako środek wyrazu, to już w ogóle będę zadowolona i utwierdzę się w tym, że podjęłam dobry wybór. Zwłaszcza, gdy z romantykami zestawiona w opisie została jeszcze Szymborska ze swoją „Gawędą o miłości ziemi ojczystej”.
Jak więc wiersze Mirosława Urbaczewskiego wypadają?
Zdecydowanie nie najgorzej.
Prostych do wyłapania i dosłownych intertekstualności co prawda raczej ze świecą szukać, ale połączeń między twórczością romantyków a Urbaczewskiego można spokojnie zauważyć sporo. Nie jest to jednakże miejsce na interpretację porównawczą ani naukowy wywód, więc skupmy się na samych wierszach.
Mirosław Urbaczewski jest bez wątpienia poetą życia codziennego. Przedstawia sytuacje czy stany emocjonalne, które nieobce są żadnemu człowiekowi. Pisze o rzeczach ulotnych, które pragnie zatrzymać, ale też o takich, o których wie, że musi dać im odejść. Miłość, piękno – to wszystko minąć musi, a poeta zdaje sobie z tego sprawę. Używając więc, często niewielu, ale za to dość starannie dobranych słów, stara się chociaż na kartkach papieru w kilku wersach tę ulotność zamknąć.
Jest to w pewnym sensie też poezja małych przeżyć. Celebracja tych z pozoru nieznaczących fragmentów życia, które – gdy wyolbrzymione – urastają do sporej rangi. Jest to również zachwyt nad marzeniami.
Są to wiersze, z których emocje się wprost przebijają przez papier. Słowo często schodzi tutaj na drugi plan, a emotywność mówi sama za siebie. Specyficzna nostalgia i niekończąca się nadzieja na zaczęcie od nowa. Na to, że chociaż coś się kończy, to przecież coś nowego musi się zacząć. Że nic nigdy nie kończy się ostatecznie.
Pisze językiem prostym, takim, który przemówi do wszystkich. Próżno szukać w tej poezji dykcji wysokiej i zbędnych poetyzowań. Metafor raczej mało, a jeśli już się pojawiają, to są one zrozumiałe. Teoretycznie więc, jako że wiersz jest zrozumiały, nie trzeba się nad nim dłużej zastanawiać. Tyle, że to nieprawda. Pomimo tego, że stylistycznie wiersze nie są patetyczne, to i tak skłaniają do refleksji (a przynajmniej część z nich).
Blurb dalej podsuwa informację, że są to wiersze prezentowane jako „męski sposób przeżywania rzeczywistości”. Chyba nie do końca się z tym umiem zgodzić. Uważam, że wiersze spokojnie można odczytywać neutralnie, nie przyjmując żadnej perspektywy. Wtedy też mogą najlepiej wybrzmieć. Nie natknęłam się podczas lektury na fragment, który nakierowałby mnie na stwierdzenie, że tak, te wiersze z pewnością napisał mężczyzna. Nie, te wiersze napisała osobo o ogromnej wrażliwości. I tylko tyle się liczy.
Autor pisze, że z Szymborskiej, której w istocie można sporo znaleźć w wierszach Urbaczewskiego, czerpie motywację, by „tak pisać, żeby było najmniej słów a najwięcej przekazu”. Czy mu się to udaje? Zazwyczaj tak. W niektórych tylko wierszach wychodzą niedoskonałości (nie tylko pod względem przekazu, ale też kompozycji czy stylistyki), ale nie ma poety, który pisałby tylko wiersze dobre. Te gorsze przecież również są potrzebne.