Plan był dobry. Językiem liryki i epiki dotknąć meandrów myśli absorbujących naukowców w laboratoriach i tych skupionych nad kartkami z wzorami. Nie za bardzo jednak trafiła do mnie ta niecodzienna technika autora, choć finalny produkt ma wciąż sporo potencjału. Hans Magnus Enzensberger w mieszance esejów i białych wierszy pokazał zarówno przykłady jednostkowych umysłów, jak i zinterpretował blaski i cienie uprawiania nauki oraz jej społecznej percepcji. Bez doktrynerskiego przekazu opowiedział o przyczynach trudnych relacji ‘humanista-ścisłowiec’, zareklamował potrzebę konsensusu i opakował tę wymowę licznymi przykładami wzlotów i upadków osobowości naukowych, tak od późnego średniowiecza po współczesność. „Eliksiry nauki. Spojrzenie wierszem i prozą” to zachęta, przede wszystkim skierowana do ‘humanistów’, o odważniejsze korzystanie z języka i osiągnieć nauk przyrodniczych i matematyki. Pytanie, które zapewne motywowało go do pracy nad tekstem:
„Nasuwa to oczywiście następne pytanie, dlaczego publiczność potrafi docenić katedry gotyckie, opery Mozarta i opowiadania Kafki, a nie umie tego, gdy chodzi o metodę nieskończonego schodzenia czy analizę Fouriera.”
odbija się między umysłami myślicieli od początku XIX wieku. Końcowy ‘rwany esej’, jest według mnie słusznym zwróceniem uwagi, że zjawisko trwałego rozjazdu dwubiegunowości ‘science-humanities’ narasta od dwustu lat, gdy idea oświeceniowego pędu za rozumem wydała owoce w postaci dojrzałych nauk, które wysublimowaniem (i czego nie można zagłuszyć – stopniem zaawansowania) przekreśliły marzenia o możliwej encyklopedyczności wiedzy u każdego człowieka. Jednak już zaproponowane remedia pisarza na to niepokojące zjawisko uznałem za kontrowersyjne. Enzensberger dość naiwnie sugeruje, by motywować chociażby poetów do emocjonalnego odnoszenia się do osiągnieć nauki. Chciałby ‘matematyzacji poezji’, jako równowagi dla powszechniejszej ‘poetyzacji matematyki’. Tą ostatnia uprawiają zawodowi ‘ścisłowcy’ szukający osobistych inspiracji a następnie języka zaprezentowania społeczeństwu własnej pracy. Podobnego zbliżenia intelektualnego widziałby właśnie u poetów. Kłopotem jest dla mnie nieuchronna asymetria w potrzebach, możliwościach intelektualistów i oczekiwaniach odbiorców. Pierwsza składowa niemożliwości symetrii, to bariera dostępności. Łatwiej matematykowi zrelacjonować stany umysłu podczas pracy twórczej, jak rozumie własne wyniki, niż poecie czy prozaikowi odnieść się do tej samej pracy matematyka czy fizyka. Do tego potrzeba … No właśnie czego? Poczucia, że ma sens odważne zmierzenie się z uprzedzeniami, brakami szkolnymi – czyli całą sferą bycia początkującym. To trudne zadanie mentalne, organizacyjne i w praktyce słabo motywowane realiami (potrzebami odbiorcy, wątpliwym sukcesem finansowym takiego tomiku wierszy,…). Te moje obserwacje autor książki jakoś intelektualnym szerokim łukiem ominął. Zbagatelizował. Podając dwa przykłady wierszy innych poetów, które miałyby się wpisać w ten jego postulat, raczej mnie utwierdziły w pesymizmie.
Nie oznacza to, że poszukiwanie metod zbliżenie ‘szkiełka i oka do czucia i wiary’ pozbawione jest sensu. Sam poeta w kilku wierszach ciekawie zaprezentował mniej i bardzo znanych badaczy w dość jasno sprecyzowanych celach. Odsłonił ich słabości, konsekwencje podjętych wyzwań, którym chcieli sprostać, by szukać bilansu cywilizacyjnego postępu. Obok siebie postawił chociażby Semmelweisa i Cerlettiego. Pierwszy przyniósł na porodówki szansę na pozytywne rozwiązanie w postaci technik antyseptycznych, drugi wprowadził elektrowstrząsy do zakładów psychiatrycznych. Obaj szukali metod ulżenia ludziom, choć udało się tylko pierwszemu. Dzieląc pracę na kilka rozdziałów, poetycko i prozatorsko przybliżył kilka umysłowych zwrotów, które nauka i technika wyzwoliła w społeczeństwie. Są trybiki, przekładnie, wychwyty wrzecionowe budujące mechanistyczny komponent materialnego nowatorstwa i myśli – od Babbage’a po Neumanna i Turinga. Idzie za tym stonowany przekaz dla czytelnika o niejednoznaczności dobrodziejstw cyfryzacji, i szczególnie biotechnologii stykającej się z przemysłem w wyniku zachłyśnięcia się wizją finansowego spełnienia. Są przywołane konsekwencje coraz bardziej zaawansowanych broni czy pseudonaukowe teorie seksuologiczne.
Bardzo jednoznacznie, a przy tym ciekawie i bez niepotrzebnej subtelności, Enzensberger krytykuje egotyzm wzmacniany w sferze medialnej, którą epoka cyfrowej (książka powstała w 2002 roku) dostępności wynaturzyła do ogromnych rozmiarów:
„Pracownicy mediów, tak jak innych zawodów, cierpią na zawodową ślepotę. W ich wypadku wyraża się ona w tak dalece posuniętej autoreferencji, że spojrzenie na świat zewnętrzny przychodzi im z trudnością. Przecenianie własnej roli skłania ich do mylenia świata mediów z realnością. Owo samooszukiwanie rekompensuje im ulotność ich produkcji i o tyle jest dla ich samooceny czymś niezbędnym.”
Niestety nad tym oskarżeniem zawiesił poeta głos nie rozwijając ciekawiej myśli, szczególnie że prosiło się odniesienie do nauki i ‘jej skutecznych eliksirów’, które być może pomogłyby unikać takich manipulacji. Nieco bardziej wylewny okazał się w krytyce filozofów z ich niekonkluzywną obsesją wysublimowanego opisu:
„Że mądrzy jesteśmy, to prawda. Nie chcąc
bynajmniej zmieniać świata, na estradzie wyciągamy
ze swego mózgu króliki, króliki i gołębie,
stada śnieżnobiałych gołębi, które uporczywie
robią kupy na książki. Że rozum rozumem jest,
a nie rozumem, żeby to pojąć,
nie trzeba być Heglem, wystarczy
spojrzenie w lusterko.”
Nie sposób odnieść się do wszystkich prozatorskich tez styku: ‘nauka-humanistyka-postęp-dobro ludzkie’, które autor czasem szerzej, czasem tylko wzmiankując porusza. Z wieloma tezami, wnioskami, ich brakiem się nie zgadzam. Jednocześnie, pięknie w tej całej niejednoznaczności mojego odbioru wypadł element determinizmu, który przewija się przy okazji różnych poetyckich nawiązań, by pod koniec przyjąć postać bardziej formalnego rozważania nad różnicą między mechanistyczną przewidywalnością świata a niemożliwością jej zupełnego zrealizowania w rzeczywistości. Wprowadzone pojęcie bifurkacji(*) rozwinięte zostaje do, bliższej ludzkiej emocjonalności, obserwacji o niemożliwości powrotu - nic się nie powtarza, historia co najwyżej z dewiacją periodyzuje, a człowiek traci przez taką obserwację świata grunt pod nogami, choć jednocześnie zyskuje nadzieję i otuchę – liczy się tylko TERAZ, które w każdej innej chwili MUSI być INNE. Same wiersze, to feeria ciekawych obserwacji o ludzkich pasjach poznawczych i zagrożeniach, które każdy odczuwa inaczej. Podążają za prozatorskimi tezami autora oferując szeroki zakres interpretacyjny. No i na koniec. Nie wiem czemu służyło rozważnie o materializmie dialektycznym. Ale może inny czytelnik znajdzie i tu uzasadnienie?
Niemal DOBRE – 6.5/10
=======
* Autor nie wymyślił ‘bifurkacji’, to pojęcie ma ścisłe znaczenie w chaosie deterministycznym. Enzensberger trafnie je wplótł w tekst.