Do tej książki podchodziłam z nieufnością, bo gruba, bo piszą, że zbyt naukowa, ale Jarosław Iwaszkiewicz jest moim ulubionym pisarzem-poetą, więc rad nierad, musiałam sięgnąć po tę biografię. Książka mnie zachwyciła. Obejmuje dzieciństwo Iwaszkiewicza, aż do wybuchu wojny. Jedyne, czego mi brakowało, to fotografie.
Język jest barwny, bardzo opisowy, plastyczny i zrozumiały. Czytelnik wciąga się kompletnie. Dodatkowo, autor bardzo dobrze analizuje twórczość Mistrza, więc przeplata opowieść 'wersją' Iwaszkiewicza z jego wspomnień oraz analizuje charakterystyczne dla danego okresu utwory.
Książka opisuje kilka płaszczyzn.
Po pierwsze jest to znakomita, wnikliwa, szczera, a zarazem przychylna Iwaszkiewiczowi i nie plotkarska biografia. Opisuje wydarzenia z życia, koleje losu, dramatyczne momenty, zawirowania uczuciowe i utwory powstałe wtedy. Mamy więc również genezę książek i wierszy. Autor ustosunkowuje się do informacji o orientacji seksualnej Iwaszkiewicza, i do jego zawirowań miłosnych. Czyni to z kulturą i taktem. Mamy również wiele anegdot z życia, np. ta o zabawach małego Jarosława w księdza, albo druzgocąca informacja o tym, ze imię Jarosław na początku XX wieku było prawosławne, i ksiądz nie chciał 'go zapisać' w aktach chrztu! Różne koleje losu pisarza pokazały mi Iwaszkiewicza z innej strony niż znałam Go z wierszy i opowiadań. Nie tylko jako człowieka myślącego o śmierci i przemijaniu, ale człowieka, który potrafi oderwać się od bieżących wydarzeń, np. w czasie rewolucji pisząc wiersze estetyzujące, ale i z brawurą jadąc po jakieś przedmioty dla rodziny. Jednocześnie z wnikliwością i wrażliwością poety potrafił on wyczuć chwilę, tak jak to było, gdy powstawał hitleryzm w Niemczech. Tuż przed wojną okazał się przewidującym organizatorem, a w czasie choroby żony - troskliwym mężem. Opis małżeństwa Iwaszkiewiczów w sumie był opisem kochających się ludzi. A to bardzo krzepiące w czasach rozwodów i nietrwałości uczuć.
Po drugie, książka jest znakomitym studium życia Kresowiaków, Polaków z 'głębokiej' Ukrainy, które to tereny Polska straciła już w 1918 roku. Autor z rozmachem i plastycznością opisał życie polskich dworków i rezydencji. Pokazuje kulturotwórczą rolę tych miejsc, ale i zróżnicowanie majątkowe! Zbiera nawet dane statystyczne z kilku miejscowości, podając liczbę mieszkańców polskich, ukraińskich i rosyjskich. Potem opisuje rewolucję, czasy gdy właściciele musieli opuścić dworki, a ich przedmioty często lądowały w ogniu lub w stawie, ale i często z ofiarnością były chronione.
Iwaszkiewicz opuścił swoją ukochaną Ukrainę, ale z tego co zrozumiałam czytając biografię, to zawsze czuł się Kresowiakiem, przybyszem z Kresów, Polakiem o śpiewnym akcencie. Już jego pierwsze podróże do 'centralnej Polski', ale i pierwsze lata w Warszawie, pokazały mu, że jest wewnętrznym imigrantem, że do Warszawy wniósł rozmach stepów, taką wewnętrzną świadomość polskiej kultury, ale i znajomość innych kultur. Ta alienacja wewnętrzna najpierw mu przeszkadzała, czyniła go obcym i dziwnym np. w Skamandrze, ale z czasem dała mu wiele siły do życia. Iwaszkiewicz znał języki obce, potrafił znaleźć się w nowym środowisku, przystosować się i znieść zmiany i koniec czegoś.
Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie, po raz kolejny zachęciła do czytania książek Iwaszkiewicza i dała wiele pocieszenia, że nie wolno się bać, że nie wolno się poddawać, a ze złego można wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Polecam gorąco.