„Życie upływa zdecydowanie przyjemniej, jeżeli koncentrujesz się na pozytywach”.
Cassio potrzebuje szybko znaleźć kogoś, kto będzie żoną i zastąpi matkę jego dwójki małych dzieci.
Giulia wie, że w świecie mafii nie można liczyć na ślub z miłość. Poślubi tego, kogo wybierze dla niej ojciec. Ma jednak nadzieję, że znajdzie odrobinę szczęścia…
Musicie wiedzieć o mnie jedną rzecz – nienawidzę romansów mafijnych. Jednak jest jedna autorka, której książki lubię. Cora Reilly, bo to o niej mowa potrafi sprawić, że nie ma ochotę rzucać czytnikiem o ścianę. W jej książkach jest mafia, są emocje, mafioso nie robi się miękką kluską i przede wszystkim od pierwszych stron mnie wciągają. Przynajmniej tak zapamiętałam trzy części serii „Złączonych”, które czytałam rok temu. „Słodka pokusa” jest jednotomową historią, ale powiązana nieco z tamtą serią, w końcu capo Cassio to Luca Vitiello, którego uwielbiam.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona! Nie mogłam się oderwać, a nie było wartkiej akcji. Pochłonęła mnie i chyba tylko dlatego wystarczyły mi dzisiaj 4 godziny snu. Bohaterowie mnie nie drażnili. Fabuła mimo tego, że nie była przepełniona mafią, jak się tego spodziewałam, zaciekawiła mnie. Sama mafia jest tutaj pokazana od innej strony, ale ja będę taka zła i wam nie powiem z jakiej. Przekonajcie się sami. W „Słodkiej…” autorka skupia się na rodzinie i budowaniu relacji pomiędzy dwójką bohaterów. Są oni naprawdę świetnie wykreowani. Różnią się charakterem, patrzeniem na świat, cechami. Są jak woda i ogień, ale wyczuwalna jest chemia, przyciąganie i pożądanie. Świetnie się uzupełniają. Cassio i Giulię różni 13 lat różnicy, co brzmi trochę kontrowersyjnie. Ale w świecie mafii to nie jest dziwne. Poza tym wiek to tylko liczba, a historia bohaterów jest tego potwierdzeniem. Było parę takich momentów „dziwnych”, ale ogólnie nie odczułam różnicy wieku.
Główna bohaterka zdecydowanie się wyróżnia. Osiemnastoletnia dziewczyna staje się żoną, macochą i damą. Myślałam, że zrobi z siebie męczennicę, że zacznie narzekać na obowiązki. Ale nie! Wykazała się niezwykłą dojrzałością. Zaangażowała się i opiekowała dziećmi, jak najlepiej potrafiła. Robiła to z miłością. Aż miło mi się to czytało i był nawet moment, kiedy stanęły mi łzy w oczach. Miała też swój charakterek, nie była uległa. Buntowała się przeciwko zasadom mafijnego świata, ale robiła to z takim…wdziękiem. Mimo swojego wieku naprawdę twardo stąpała po ziemi. I znalazła też ścieżkę do serca… Nie spodziewałam się aż twardej zawodniczki.
Cassio jest pod szefem w Filadelfii. Jest chłodny, brutalny, twardy, tajemniczy, nieufny. Lubi kontrolować wszystko. Jest chodzącym niebezpieczeństwem, ale przecież to mafioso. Początkowo denerwowało mnie jego podejście do młodej żony, która miała chyba być taką niańką z bonusem. Chociaż ten bonus nie był pewny, bo pierwsze spotkanie wzbudziło w nim wiele wątpliwości… W każdym razie autorka pokazuje go też od takiej drugiej strony, gdzie jawi się jako kochający ojciec. Troszczy się o dzieci i chce by jego młoda żona czuła się przy nim bezpiecznie, ale nie szuka w sobie na siłę uczucia. Jak dla mnie najlepiej wykreowany męski bohater ze wszystkich książek Reilly, jakie czytałam.
Ale nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła, a że mam w sobie chyba jakiś miernik cukru, to w pewnym momencie nieźle on podskoczył. W drugiej połowie książki cukierniczki nikt nie zabrał i autorka sypnęła za dużo, co mnie dziwiło. Zabrakło mi również jakiegoś większego zwrotu akcji, takiego wielkiego „wow”. Wątki poboczne nie zostały zbyt rozwinięte, ale akurat to już mi tak bardzo nie przeszkadzało.
Napisać, że mi się to wszystko podobało, to tak jak nie napisać nic. Ta książka mnie zahipnotyzowała. Zaangażowałam się emocjonalnie w relację bohaterów. Raz moje serce było jak kostka lodu i topiło się od tego wszystkiego, a za chwilę przepełniał mnie gniew. I już kończę te wypociny, bo nie wiem, co pisać, by przekazać Wam , jak bardzo uwielbiam tę książkę.