Chórzystki to historia gdzie prym wiedzie tzw. girl power! Kobiety po prostu wymiatają. Wojna budzi w nich instynkty, którymi nigdy wcześniej się nie kierowały i w jakiś sposób bohaterki przechodzą swojąwewnętrzną przemianę, której możemy być świadkami. Akcja rozgrywa się w latach 40stych, w wojennej Anglii. Poznajemy tam historie kobiet, które muszą stawić czoło wojnie i smutnej rzeczywistości same, ponieważ większość mężczyzn walczy na froncie. Przekrój postaci jest ogromny, ponieważ możemy śledzić nastoletnie marzenia, pierwsze miłości, jak i problemy, z którymi zmagają się bardziej dojrzałe kobiety, dlatego też myślę, że każdemu uda się utożsamić z jakąś postacią.
Mimo tego, że akcja dzieje się w czasach wojennych to ta powieść jest niezwykle inspirująca i podnosząca na duchu. Nie będzie to jedna z tych historii, które wyszły spod pióra Polskich autorów. Bardzo da się odczuć różnice między wydarzeniami, jakie zaszły w Polsce, a jakie w Anglii, gdzie wojna nie odbiła aż takiego piętna. Mimo tego, że dochodzi do bombardowań i czas jest dla wszystkich trudny, to jest jednak miejsce na normalne życie.
Po tytule spodziewałam się jednak czegoś odrobinę innego. Okazuje się, że bohaterki w roli chórzystek występują bardzo rzadko, ale kiedy już to następuje, są to przełomowe momenty, niezwykle ważne nie tylko dla nich samych, ale i całej społeczności. Niemniej jednak gdy jako pierwszy żeński chór ruszyły z kopyta, to później cały rozwój tych wydarzeń totalnie zmienił bieg i praktycznie do końca książki ani widu, ani słychu o Chilburyjskim Chorze Żeńskim co było dla mnie delikatnie rozczarowujące.
Mamy tu wątki miłosne, nastoletnie rozterki, pościg za marzeniami, ale też śmierć bliskich, obawa o jutro, intrygi i chciwość. Książka jest naprawdę bogata w wartości, z czego bardzo się ciesze. Mniej więcej potrafimy już określić jak ona się skończy, jak rozwiążą się pewne wątki i naprawdę nie liczyłam tutaj na wielkie zwroty akcji, tylko na to, żeby wszystko dobrze się skończyło, bo ci bohaterowie po prostu na to zasługują.
Sam styl pisania autorki jest prosty, bardzo przystępny dla czytelnika. Bardzo łatwo poruszała się ona między bohaterami i każdemu z nich nadała własny styl wypowiedzi. Bez dodatkowego wprowadzenia będziemy w stanie rozróżnić, który list należy do dojrzałej i dystyngowanej Pani Tilling, a który wpis z pamiętnika jest autorstwem trzynastoletniej Kitty.
Jeśli chodzi o samych bohaterów to jak już wspominałam wcześniej, jest ich naprawdę bardzo dużo. Ze względu na to, że jest to powieść epistolarna, to mamy szanse poznać każdego bohatera z osobna i poznać ich własny punkt widzenia na różne sytuacje co jeszcze bardziej pomaga nam nakreślić ich portret psychologiczny. Wszystkie kobiety, te młodsze i te starsze, przechodzą przemianę, dojrzewają, dorastają i nareszcie mogą poczuć się wyzwolone. Z początku miałam pewien problem z Kitty i Vinette, niemniej to one były najbliższe memu sercu, bo w pewnym stopniu odzwierciedlały moją siostrzaną relację i jej rozwój. Bardzo cieszyłam się, że mimo tych wszystkich zgrzytów, do jakich między nimi doszło, to miały siebie w tym trudnym czasie. Z pozoru nie jest to wymarzona siostrzana relacja, ale mimo wszystko dziewczyny skoczyłyby za sobą w ogień i myślę, że jest to idealna definicja siostrzanych więzi. To wszystko było po prostu takie ludzkie.
Samo zakończenie było dosyć przewidywalne, ale ciesze się, że jest ono właśnie takie, a nie inne. Myślę, że na podstawie tej książki powstałby bardzo dobry film familijny, ponieważ było tam kilka scen iście z sali kinowej, ale jednocześnie to, że książka przekazuje tyle wartościowych treści to każdy by się czegoś nauczył.
Były momenty inspirujące, gdzie serce krzyczało: pokażcie, na co was stać! Były momenty, w których łamało się serce i kręciła się łezka w oku. Były też momenty, gdzie po prostu dobrze się bawiłam. Były też i takie gdzie wzbierała we mnie złość. Każda książka, która wzbudza we mnie taką gamę emocji, jest dla mnie cenna i wartościowa. Nie jest to majstersztyk, ale jest to pozycja, po którą warto sięgnąć, bo uwierzcie mi, że koniec końców zrobi wam się cieplej na sercu.