Powrót do prozy Strout to jak przywitanie z dawno niewidzianym przyjacielem, kojarzy się z wielką radością na wspaniałe spotkanie. Książka jest kontynuacją 'Nazywam się Lucy', zatem występuje w niej Lucy Barton, bohaterka poprzedniej pozycji. Z drugiej strony w tej książce, w przeciwieństwie do poprzedniczki, mamy strukturę podobną do 'Olive Kitteridge' tej samej autorki: zbiór luźno ze sobą powiązanych opowiadań, które łączy osoba Lucy. A wszystkie opowiadania dzieją się na amerykańskiej prowincji, głównie w miasteczku, w którym Lucy się wychowała.
Znowu urzeka Strout głębią psychologiczną i pełnym czułości pochyleniem się na ludzkim losem. A tematyka wielu opowiadań jest ciężka, sporo w nich traum: molestowanie dzieci, skrywany homoseksualizm ojca, przemoc domowa, wielka bieda, wojna w Wietnamie. Traumy te często skrzętnie skrywane przed otoczeniem, nigdy nieprzepracowane i uzdrowione, kładą się cieniem na życiu ludzi, bo prędzej czy później wybijają jak szambo i zapaskudzają wszystkich dookoła. Niemniej bohaterowie opowiadań podnoszą się po otrzymaniu ciosów od życia, może tylko bardziej pokancerowani...
Sama Lucy pojawia się w opowiadaniu 'Siostra' gdy, będąc już znaną pisarką mieszkającą w Nowym Jorku, przyjeżdża po wielu latach do rodzinnej miejscowości na spotkanie z rodzeństwem. To nie jest udana wizyta: demony z przeszłości, z biednego i pełnego przemocy dzieciństwa wciąż wracają, a Lucy nie potrafi sobie z nimi poradzić.
Najbardziej poruszyło mnie opowiadanie 'Teoria łup w kciuk', w którym w ogóle nie wspomina się Lucy Barton. Treść jest prościutka: Charlie spotyka Tracy w pokoju motelowym, a potem już leci, rzecz poraża głębią psychologiczną, jedno z najpiękniejszych opowiadań o miłości, jakie czytałem. Przeczytałem je dwa razy, ale jeszcze nie dotknąłem wszystkiego, czuję, że wrócę do niego jeszcze nie raz.
Jak w każdej świetnej literaturze, jest tam parę zdań, które mnie urzekły, na przykład takie: „Hej – powiedziała Patty, pochyliła się i pocałowała powietrze po obu stronach matki.” Albo to: „Mimowolnie przejrzał się w lustrze. Już dawno przestał wyglądać jak ktoś znajomy.”
To znakomita proza psychologiczna, powiedziałbym też, że humanistyczna, bo Strout z czułością, nawet z miłością pochyla się nad ludzkim losem pełnym bólu i cierpienia.