Od kiedy przeczytałam "Żelaznego króla" jestem na maksa zakochana w opowieściach o elfach, a te luźno oparte na Szekspirowskim "Śnie nocy letniej" interesują mnie jeszcze bardziej niż inne. Dlatego tak bardzo czekałam na "Oddech nocy" i gdy udało mi się "dorwać" egzemplarz przedpremierowy od razu zabrałam się za czytanie. Mimo tego, ze książka jest naprawdę cienka a ja zdecydowanie wolę te grubsze, postawiłam jej poprzeczkę bardzo wysoko oczekując dużej dawki humoru, klimatu, barwnych bohaterów oraz akcji i miłości nie z tego świata. Czy się nie przeliczyłam, czy może słusznie szacowałam sukces powieści Livingston?
Kelley jest siedemnastolatką mieszkającą samotnie w Nowym Jorku z własnej woli - podąża ona bowiem za największym marzeniem, które w jej przypadku mówi o wzięciu udziału w przedstawieniu na podstawie Szekspirowskiego dramatu o elfach. Kelley na początku jest tylko "dziewczynką na posyłki" ale gdy aktorka która miała grać Tytanię zalicza wypadek, przez który nei jest w stanie zagrać w przedstawieniu, rolę dostaje nasza wniebowzięta bohaterka. Dopiero potem sprawy zaczynają się komplikować. Podczas przesiadywania w parku, przystojny nieznajomy obdarowuje ją różą, a podobne rzeczy się tak zwyczajnym dziewczynom jak ona nie przytrafiają. W drugiej kolejności spotyka zaplątanego w bagienne rośliny rumaka z dziwnymi koralikami we włosach, stara się go uwolnić, ale później idzie własnymi ścieżkami w przeciwnym kierunku zostawiając Kelley przemokniętą na brzegu jeziora. Jakim cudem ten sam koń jeszcze tego dnia znajduje się w jej wannie? O co w tym chodzi? Kim jest nieznajomy w parku i dlaczego wszędzie się na niego natyka? Kim tak naprawdę jest Kelley i jakie środki muszą podjąć jej sprzymierzeńcy aby ochronić dziewczynę? Kto ja zdobędzie? Kto zmuszony będzie wrócić do świata elfów? Jak w obliczu tej sytuacji wyglądać będzie uczucie Kelly i Sonny'ego? Czy przetrwa?
Jeszcze na długo przed premierą obiło mi się o uszy, że książka w oryginale ma około 350 stron, więc spodziewałam się, że w Polsce będzie ich niewiele mnie/więcej, a tu dostaję książkę w łapki i okazuje się, że ma prawie 100 stron mniej! Nie dość jeszcze, że te zaledwie 260 stron podzielone jest na prawie 40 rozdziałów, przez co możemy odnieść wrażenie, że ta długość i tak jest naciągana... Liczyłam na więcej niż kilka godzin z tą książką! Druga część zapowiada się na jeszcze mniej stron dopiero być może w trzeciej będzie ich trochę więcej.. mam taką nadzieję! Teraz, przy sprawie cienkości książki warto też wspomnieć, ze jej cena to ok. 38 zł, co jest moim zdaniem po prostu... idiotyzmem! Po prostu nie wierzę, że książka się będzie dobrze sprzedawała. Wydać prawie 40 zł na kilka kartek? Powiem tylko, że jeśli nie dostałabym jej do recenzji, to mimo, że jest to definitywnie moja tematyka, nie kupiłabym powieści pani Livingston. Uważam, ze cena powinna się wahać ok 30-32 zł a nie 38! Chociaż może za dużo narzekam?
Jak już wspominałam, tematyka elfów cholernie mnie kręci i właśnie dlatego tak niecierpliwie oczekiwałam świetnie zapowiadającej się książki. Ale nie ukrywam, że się zawiodłam. Początek jest ok, wciągający, chociaż bohaterka w stylu zmierzchowej Belli ale było naprawdę dobrze, jednak później akcja non stop stoi w miejscu a niektóre sceny, przez to, że mają minimalną ilość opisów brzmią sztucznie i nie prawdziwie. Ja tam jestem zwolenniczką dużej ilości dialogów, ale tutaj odniosłam wrażenie jakoby autorka albo tłumaczka na siłę próbowały książkę skrócić. No i cały wątek romantyczny wziął się jakby znikąd! Znowu żadnych opisów... Chociaż na koniec akurat z tą sprawą było lepiej.
Jeśli chodzi o bohaterów, tu też się pani Livingston nie postarała. Analizując teraz te wszystkie minusy dochodzę do wniosku, że właściwie jedynymi plusami były pomysł i akcja z matką Sonny'ego, o której oczywiście była zaledwie jedna strona. Bohaterowie bowiem są straszni. Kelley jest mdłą typową "superbohaterką" pod koniec książki chcącą uratować ukochanego którego pokochała całym sercem w kilka dni. Sonny miał być uroczym chłopakiem, który powinien zawładnąć sercami czytelniczek jest ja jakoś do niego nie wzdychałam. No i Oberon był jakiś taki... nie tak go sobie wyobrażam po przeczytaniu adaptacji "Snu nocy letniej" autorstwa pani Kagawa. Ciekawymi postaciami jedynie wydawali się Maddox i Bob o których - co da się przewidzieć - było bardzo mało!
Największym chyba plusem tej książki zaraz za pomysłem jest chyba okładka. Bardzo mi się podoba, aczkolwiek i po okładce i po opisie sugerującym odrobinę "subtelnej erotyki" można by domyśleć się, ze w powieści będzie się działo coś pikantnego, ale albo tłumaczka te sceny wcięła albo opisy książek się komuś pomyliły. Okładka jest oryginalna i świetna tak jak pozostałe trzy tej serii. Mam jednak nadzieję, że gdy już te wszystkie części skompletuję, nie będą one grubości jednej grubszej książki.
Podsumowując, bardzo zawiodłam się na tej książce, pewnie dlatego, że tak dużo od niej oczekiwałam, ale myślę, że nawet gdybym poprzeczkę postawiła znacznie niżej i tak bym się zawiodła. Tak więc podsumowując, pani Livingston miała świetny pomysł, dobrze rozegrała jedynie kilka ostatnich kartek powieści oraz oprawa graficzna "Oddechu nocy" jest tym pozytywem a cała reszta... zupełnie mi się nie podobała. Niestety zawiodłam się ale następne części przeczytam i to w nich pokrywam nadzieję. Polecam tylko i wyłącznie osobom lubiącym bardzo proste lekturki napisane banalnym językiem, bez zbędnych opisów i daję ocenę 5/10.
Oryginalny tytuł: Wondrous Strange
Numer tomu w serii: 1
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 21.09.2011
Ilość stron: 268
Cena dat: 37,50
Następna część już w październiku!