Od zawsze kochałam się w fantastyce. Demony, potwory, nadprzyrodzone moce, tajemnice niesamowicie pobudzają moją wyobraźnię. Uwielbiam te momenty, kiedy przenoszę się umysłem do nieznanych, odległych krain. Szczególnie wtedy, kiedy zamieszkują je istoty wprost ze słowiańskich wierzeń. Dlatego z chęcią sięgnęłam po „Topielicę ze Świtezi” napisaną przez Agnieszkę Kaźmierczyk.
Pod powierzchnią Świtezi…
Już od pierwszych stron poznajemy Wojtka. Chłopaka, który boryka się z tęsknotą po śmierci swej ukochanej matki. Wskutek tego jego więź z ojcem uległa rozluźnieniu, a wkrótce czeka go także przeprowadzka. Na dodatek, w zupełnie nieznane chłopcu rejony. Jedno z życiowych marzeń ojca Wojtka jest ściśle związane z wykonywanym przez niego zawodem. Dlatego, kiedy nadarza się okazja, żeby je spełnić, starszy z rodziny Stożyńskich decyduje się zamieszkać wraz z synem na Białorusi.
Lądujemy zatem nad brzegiem Świtezi, w rezerwacie, gdzie w wynajmowanym przez Antoniego (ojca) domu ma swoje wakacje spędzić nie kto inny, jak właśnie Wojtek. Ze względu na uczucia, z którymi cały czas nie jest w stanie sobie poradzić, ta swego rodzaju samotnia, staje się dla niego idealnym miejscem do odpoczynku.
Podczas pierwszego spaceru dookoła jeziora okazuje się, że ktoś jeszcze postanowił zamieszkać na terenie rezerwatu. Chłopiec postanawia poznać swą jedyną i na dodatek dość wiekową sąsiadkę. Jest nią Olga. Kobieta, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie bardzo sympatycznej, opiekuńczej i bystrej staruszki. Jest też doskonałą słuchaczką, dzięki czemu staje się pierwszą osobą od śmierci matki, z którą chłopak jest w stanie normalnie rozmawiać. Na bazie zrozumienia i zwykłej ludzkiej uprzejmości, pomiędzy tą jakże dziwną parą, zaczyna rodzić się niecodzienna przyjaźń. Niecodzienna nie tylko ze względu na wiek połączonych przez nią osób, ale także przez to, co się z nią wiążę. Bowiem już po wyjściu z chatki staruszki Wojtek jest świadkiem doprawdy dziwnego zdarzenia. Spomiędzy krzewów i zarośli dostrzega wystającą ponad taflę Świtezi gałąź, a na niej dziewczynę. Dziewczynę, która swą urodą od razu skrada wojtkowe serce. Niestety w jej towarzystwie pojawia się chłopak, któremu nie sposób odmówić urody. Słychać uniesiony męski głos, dziwny odgłos, coś jakby uderzenie w twarz, zakończony płaczem dziewczyny. Później… wszystko się urywa, a dziwna para znika. Wojtek jest tym wszystkim zszokowany i jak najszybciej wraca do domu. Jednak obraz urodziwej nieznajomej nie daje mu spokoju i nawiedza go zarówno w snach jak i na jawie. Nie wie jeszcze, że piękność już niedługo namiesza w jego życiu. Do tego stopnia, że na szali znajdzie się bezpieczeństwo i życie nastolatków.
Im dalej w powieść, tym więcej istot wprost ze słowiańskiego bestiariusza. Każda z nich przedstawiona w taki sposób, że nawet osoby, które nie miały wcześniej styczności z tą tematyką, doskonale odnajdą się w wykreowanym przez autorkę świecie. Bez problemu wyobrażą sobie każde ze stworzeń, dowiedzą się jak stać się nieśmiertelnym i jak wysoką cenę trzeba za to zapłacić.
Książka jest idealną pozycją dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z szeroko pojętą słowiańskością. Pozwoli poczuć ten niepowtarzalny, przesiąknięty tajemnicą i podszyty obawami klimat. Z kolei dla bardziej zaznajomionych z tematem czytelników, powieść będzie doskonałą odskocznią od bardziej wymagającej lektury. Warto także wspomnieć, że istotą rolę w całej historii odgrywa wątek miłosny pomiędzy dwójką głównych bohaterów, co raczej przyciągnie młodszych czytelników, ale niekoniecznie przypadnie do gustu starszym spośród nich. Wśród nich jestem także ja. Chętnie sięgnę po kolejną książkę Agnieszki Kaźmierczyk, ale mam ogromną nadzieję, że skupi się ona na czymś innym niż miłosne rozterki.