Monika jest uczennicą gimnazjum, w niewielkim mieście. Po śmierci taty w domu nie jest zbyt kolorowo pod względem finansowym. Razem z mamą żyją od renty do renty. Pewnego dnia do jej klasy przychodzi nowy uczeń, Dominik. Przystojny, czarujący i widać, że pieniędzy mu nie brakuje, ale przecież to nie grzech, prawda? W końcu przeprowadził się z Warszawy, a jego tata pracuje na wysokim stanowisku. Jednak od początku jej w nim coś nie pasuje. A w dodatku w szkole zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Przypadkowe omdlenia różnych osób wydają się jej niepokojące. Czy Dominik naprawdę jest tym miłym czarującym chłopakiem, za którego wszyscy go uważają? Czy Monika chcąc pomóc finansowo swojej matce da się wciągnąć w nielegalne interesy? I co z Włodkiem, który zawsze z chęcią jej pomaga? Czy zwróci na niego uwagę?
„Nikt nie mówił, że będzie łatwo.” [s.12]
Dariusz Rekosz jest polskim autorem książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych, a także scenariuszów i felietonów. Jest animatorem kultury i twórcą słuchowisk radiowych. Pasjonuje się piłką nożną, interesują go podróże i uwielbia dobrą kuchnię.
Po książce nie spodziewałam się niczego szczególnego. Tak naprawdę przybyła do mnie przypadkowo, a że akurat miałam ochotę na lekką, krotką młodzieżówkę z ciekawości się za nią zabrałam. Swego czasu, a było to w przedostatnie wakacje namiętnie zaczytywałam się w krótkich młodzieżowych opowiastkach z serii „Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty” i chyba „Pocztówkę z Toronto” można by było do nich zaliczyć. Szkoła, młodzież, miłość, przyjaźń, codzienne problemy, te ważniejsze i te mniej ważne.
No właśnie, problem. A problemów jest tu dosyć sporo. Śmierć ojca głównej bohaterki, problemy finansowe w domu, dziwne omdlenia uczniów i dopalacze. A żeby jeszcze tego było mało prawie wszystkie problemy rozwiązują się dosłownie w jedno popołudnie. Oj, jak ja bym tak chciała. Niestety tak się nie da i to jest dla mnie trochę przesadzone, no ale na lekką, niewymagającą młodzieżówkę z happy endem chyba w sam raz?
„Przyślę ci pocztówkę, mamo… Zobaczysz, jaka będzie piękna…” [s.142]
Mnie lektura momentami nudziła, ale może dlatego, że niektóre wątki, jak choćby ten ze skarbem Zawartki jakoś mnie nie zainteresowały i śmiem wątpić, że osoba w moim wieku na miejscu Moniki postąpiłaby tak jak ona. Niektóre jej zachowania, jak i całe przedstawienie jej postaci były dla mnie zbyt dziecinne. Nie miałabym zastrzeżeń gdyby była ona w wieku 10-13 lat, tak więc byłaby w 4-6 klasie podstawówki. Trzecioklasiści może nie są już nie wiadomo jak dorośli, ale nie interesują ich już raczej żadne miastowe opowiastki o ukrytych skarbach. Autor próbował wykreować obraz realnego gimnazjum, ale średnio, a raczej w ogóle mu się to nie udało. Najbardziej realistycznym takim obrazem, choć jest to książka z innego gatunku, jest dla mnie niedawno przeczytany „Krąg” szwedzkiego duetu. Tamtejsze gimnazjum było naprawdę z życia wzięte i w niektórych momentach czułam się jakbym była u siebie, a to z „Pocztówki…” było raczej dzisiejszą podstawówką. Może gdyby to w szóstej klasie szkoły podstawowej została osadzona powieść wtedy byłaby dla mnie bardziej realistyczna?
„Pocztówka z Toronto” będzie z pewnością dobrą lekturą dla niewymagających młodszych nastolatków, bo możliwe, że tych starszych może ona nudzić. Lekka i nawet przyjemna może umilić jedno popołudnie. Trochę przesadzona, trochę mało realistyczna, ale jest happy end i są poruszone dosyć ważne problemy, czyli jest coś, co młodzieżówka mieć powinna. Gdyby było trochę lepsze wykonanie i nie było tej przesadzonej końcówki może byłoby lepiej? Tego nie wiem, ale lektura skończyła się w takim momencie, że autor mógłby się pokusić o kontynuację. Czy się nad tym zastanawia? Nic mi na ten temat nie wiadomo, ale gdyby mi się bardzo nudziło i nie miałabym nic innego do czytania możliwe, że z mojej diabelskiej ciekawości bym się za nią zabrała. A nuż, może byłaby ciekawsza od tej części i a nuż może rozwinęłaby się może ciekawsza relacja między Moniką i Włodkiem.