Tak jest, znów wampiry – szał na nie jeszcze mi nie przeszedł więc zabrałam się za kolejną książkę, tym razem napisaną przed zmierzchomanią. „Pocałunki wampira. Początek.” to cienka lektura, licząca tylko dwieście szesnaście stron autorstwa Ellen Schreiber. Bardzo wyczekiwałam na premierę tej serii, jednak nie jestem w pełni usatysfakcjonowana częścią pierwszą, ale tłumaczę to sobie rzeczonym „początkiem”. Zachwycona okładką i opisem z tyłu książki natychmiast zasiadłam do czytania.
Główną bohaterką powieści jest Raven – dziewczyna od małego zakochana w wampirach, pasjonująca się ciemnością i mrokiem, mieszkająca w spokojnym aż nadto Grajdole jak to nazywa. Przygodę z nią zaczynamy od jej najmłodszych lat, dzięki czemu dogłębnie możemy poznać jej osobowość. Tak oto, spokojnie przez kilkadziesiąt stron zapoznajemy się z charakterem i zachowaniem Raven. Jedna nieprzemyślana odpowiedź dziewczyny w szkole zmienia jej życie diametralnie. Warto wspomnieć, że rodzicie Rav są byłymi hipisami, więc „dziwne” zachowanie wyniosła z domu, w którym nie brakowało miłości, wspólnych wieczorów filmowych i swobody. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy, tutaj mam na myśli narodziny brata (Małego Nudziarza) który również odmienia jej życie – rodzice zmieniają swoje priorytety i na nieszczęście Raven posyłają ją do szkoły. A tam nie ma lekko – ciągłe kłopoty i wizyty u dyrektora nie zbliżają koleżanek. Wszyscy uważają ją za dziwaczkę i odmieńca. Nie ma znajomych, tylko Becky – najlepszą przyjaciółkę od dzieciństwa która traktuje Rav normalnie. W dniu jej szesnastych urodzin miasto nachodzą plotki, że oto w opuszczonym i nawiedzonym domu zamieszkała „dziwna” rodzina. Oczywiście główna bohaterka jest przeszczęśliwa i jak najprędzej stara się odkryć kto zawitał w skromne progi Grajdoła. W jej myślach snuje się teoria, że zamieszkały tam….wampiry. Zbiegiem okoliczności –albo i nie, jest to, że rodzina faktycznie przypomina wampirową ferajnę, albo Adamsów. Nie wychodzą za dnia, są bladzi, mają lokaja Straszydło, a co najlepsze syna Alexandra – najbardziej pociągającego chłopaka na ziemi według Raven. Nie chodzi do szkoły, jest trupioblady, cały czas przesiaduje na cmentarzu – idealny chłopak dla niej. Tak oto bohaterka stawia sobie za punkt honoru odkrycie prawdy, która niekoniecznie przyniesie jej jednoznaczną i wyczekiwaną odpowiedź, a nawet może sprawić, że straci osoby na których jej zależy.
Rzadko kiedy się zdarza żebym mogła w chociaż 50% utożsamić się z bohaterką, tutaj byłam zaskoczona, bo zbliżone charaktery, zachowania i punkt widzenia Raven pokrywa się z moim w przynajmniej 80 procentach. Dziewczyna od małego wiedziała co kocha, co ją pasjonuje i czego od życia chce. Jestem zachwycona tym, że autorka tak przejrzyście nakreśliła obraz Rav. Zazwyczaj bohaterów poznajemy już w jakiejś określonej grupie wiekowej, tutaj idziemy od najmłodszych lat aż do teraźniejszości. Mimo iż style i wyglądem różnimy się diametralnie – Raven to gotka u której króluje czerń; glany i mroczny makijaż, to jednak wiele nas łączy. Najbardziej podobał mi się jej punkt widzenia miłości, jako iż sama jestem zakochana, jej myśli trafnie określiły stan mojego ducha:
„Przeistaczałam się w mdlejącą, łzawą, czułostkową dziewczynę o cielęcych oczach i nogach jak z waty.”
oraz:
„Dreszcz podniecenia, tęsknoty, namiętności przeszywał całe moje ciało – jeszcze nigdy żaden chłopak nie wzbudzał we mnie podobnych uczuć”
Oprócz tego Rav jest bardzo żywą i pogodną osobą. Twardo stąpa po ziemi i nie boi się ryzyka. Sprytna i diabelnie ciekawska często ściąga na siebie kłopoty. Chwała autorce za to, że nie zrobiła z niej takiej ciapowatej Belli – nie przeżyłabym tego. Zna swoją wartość i kroczy dumnie przez życie wciąż pozostając sobą.
Co do treści książki….widać, że jest to początek. Albo początek początku. Głównym wątkiem przez prawie pół książki są perypetie Reven z Trevorem – gwiazdom szkolnej drużyny futbolowej, który dokucza dziewczynie od najmłodszych lat. Ich potyczki naprawdę są bardzo fajne, jednak to za mało. Język i styl pisarski – nie mam zastrzeżeń. Bohaterowie różnorodni, dobrze skrojone miejsca i opisy. Niestety jest to chyba książka na jeden raz – sama przeczytałam ją na 4 lekcjach w szkole.
Najlepsze i najciekawsze zwroty akcji pojawiły się dopiero pod koniec książki. Skoki i niedomówienia w jakimś tam małym stopniu nadrabiają pierwszą połowę lektury. Obecnie na rynku jest pełno tego typu książek, autorzy odgrzewają te same schematy, przez co paranormal romance nie jest już tak entuzjastycznie przyjmowany. Cieszy mnie jedynie fakt, że w tej książce miałam trochę nawiązań do „Drakuli” Stokera.
Czy sięgnę po kontynuacje? Zapewne tak, ale z ciekawości czy autorka rozwinie historię w dobrym kierunku, czy raczej stłamsi ją zmianami na gorsze. Komu się spodoba? Osobom którym nudzi się w szkole i oczywiście fanom wampirów. Nie będę mówić, że polecam lub nie…nie widzę sensu, sama jednoznacznie nie potrafię stwierdzić czy mi się podobało czy nie.
"Wszechświat przypomina płótno nakrapiane lśniącymi, migotliwymi światełkami, wszechobecny obraz, który czeka, żeby na niego popatrzeć. Ale ludzie są tak zabiegani, że go nie dostrzegają. A to najpiękniejsze ze wszystkich dzieł."
Alexander Sterling