„Tajemnica opali tkwi nie w ich kolorze, lecz w jego braku"* - taki oto cytat wita mnie, gdy otwieram książkę Bena Rice'a, niezbyt popularną w Polsce, lecz wciąż mocno tkwiącą w mojej pamięci. Faktycznie, jej akcja rozgrywa się jedynie w niewielkim australijskim miasteczku Lightning Ridge, słynącym z kopalni opali. Głębszy sens tego zdania ujawnia się jednak dopiero po przeczytaniu całej powieści; wtedy też wychodzi na jaw, że jest ono jednym z czynników czyniących ją niezapomnianą.
Jak można się domyślać, Lightning Ridge zwabia wielu oszustów i życiowych bankrutów, wykupujących działki w celu zdobycia bogactwa i sławy. Większość z nich po pewnym czasie bezowocnych poszukiwań powraca do stałego miejsca zamieszkania, przez co na miejscowym znaku drogowym liczbę mieszkańców określa jedynie pytajnik. Nazywanie miasteczka „słynącym z kopalni opali” nie jest więc zbyt trafne, w przeciwieństwie do wyrażenia „kopalnia osobowości”. Czytelnik spotyka tu ludzi bynajmniej nie należących do banalnych i przeciętnych, od niejakiego Dominga, budującego zamek na pustkowiu, przez właściciela Muzeum Humpha, poświęcającego życie zbieraniu dziwnych rzeczy, a kończąc na siostrze narratora książki, Kellyanne Williamson.
Zapewne każdy choć raz w życiu słyszał, że kilkuletnim dzieciom zdarza się wierzyć w istnienie niewidzialnych przyjaciół, z którymi jedynie one potrafią bawić się i kontaktować. Co jednak robić, gdy lata upływają, a dziecięce wyobrażenia trwają nadal? Kellyanne nie zwraca większej uwagi na rówieśników i zabiera Pobby’ego i Dingan nawet do szkoły, w związku z czym narażona jest na ciągłe docinki ze strony nie tylko szkolnych kolegów, ale także ojca i starszego brata, Ashmola. Kiedy zaś ten przedostatni zaczyna akceptować ich istnienie, zabiera na działkę i, wypijając o kilka piw za dużo, zapomina przywieźć, Kellyanne wpada w rozpacz z powodu zaginięcia swych przyjaciół.
Pomimo przeczesywania działki, nie udaje się odnaleźć Pobby’ego i Dingan, a ponadto Rex Williamson wpada podczas poszukiwań w poważne tarapaty, zostając oskarżonym o myszkowanie na działce sąsiada. Nie mogąc pogodzić się ze stratą przyjaciół, z tęsknoty i smutku Kellyanne zaczyna cierpieć na depresję. Wtedy Ashmol, nieprzychylny dotąd towarzyszom siostry i uważający ich za wyimaginowaną bzdurę, uświadamia sobie, że tak naprawdę jedynie odszukanie ich może przywrócić Kellyanne zdrowie. Ale czy w ogóle można poszukiwać kogoś, w czyje istnienie się nie wierzy, a kogo tak naprawdę potrafi zobaczyć tylko jedna mała dziewczynka?...
Książka, która początkowo wydaje się zrozumiała nawet dla kilkulatka i napisana językiem aż nazbyt przystępnym, w miarę czytania odkrywa swe ukryte przesłanie, dostępne dla wytrwałego czytelnika, i okazuje się jedną wielką metaforą. Metaforą, w której każdy szuka czegoś, czego istnienia w głębi duszy wcale nie jest pewien.
„Nie wierzyliście w to, co niewidzialne, bo nie błyszczało spośród gliny i nie miało ceny, wyrażonej w tysiącach dolarów. I jest tu wśród was wielu, którzy nie wierzyli w Pobby’ego i Dingan. Ale Bóg w nich wierzył. Tak jak wierzy w was. Tak jest. On wierzy w każdego z tu obecnych. Ponad wszelką wątpliwość. Mimo że jesteśmy niewidzialni. Niewidzialni, przezroczyści i płytcy, a jednak Bóg w nas wierzy"**.
Może i Ty, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, szukasz czegoś, w co trudno jest Ci uwierzyć z powodu braku kolorów, czegoś równie niewidzialnego, jak Pobby, Dingan i opale ze snów Rexa Williamsona? A może – wręcz przeciwnie – jesteś opalem, którego poszukuje ktoś całkiem inny?