Wsiąkłem. Tak przyznaję się. Wsiąkłem w ten klimat i w ten świat i sam się sobie dziwię, czemu wcześniej przechodziłem raczej obojętnie obok Metra 2033. Dawno nie czytałem dobrej SF i może dlatego jakoś nie spodziewałem się rewelacji, odkładałem to na później. Ale teraz postaram się to w miarę szybko nadrobić! Wróciły różne post-apokaliptyczne klimaty, cyber-punkowe powieści jakie łykało się w latach 90-tych, wróciła ta atmosfera ciągłego zagrożenia gdy nie wiesz czy oberwiesz od jakiegoś zmutowanego stwora, czy od innego człeka, który jak ty próbuje po prostu przeżyć. Dobrze wykreowany świat, wrzucenie bohaterów nie tylko w sytuację zagrożenia, ale i bez wyjścia... Duża przyjemność. Sam pomysł może i nie jest jakiś nowatorski - doszło do wybuchów bomb atomowych, do katastrofy nie wiadomo na jaką skalę, niedobitki ludzkości wegetują w różnych schronach (tu głównie w metrze i jego mapa przydaje się równie mocno jak plan Śródziemia), a na powierzchni oglądać można ruiny i wspomnienia po tym co kiedyś było piękną cywilizacją. Tak wygląda Moskwa, Rosja, ale i prawdopodobnie cały świat.
Dimitr Gluchovsky po sukcesie swoich dwóch powieści wpadł na świetny pomysł - daje pole do popisu dla młodszych twórców, często debiutantów, którzy chcą w tym samym świecie kreować swoich bohaterów i kreślić swoje historie. Do światła jest pierwszym tomem trylogii, która wpisuje się właśnie w Uniwersum Metra 2033. I trzeba przyznać, że autor - Andriej Diakow poradził sobie naprawdę nieźle - książka nie sprawia wrażenia wtórnej i na siłę pisanej kontynuacji, ale raczej niezależnej historii luźno powiązanej z pozostałymi.
Najpierw poznajemy głównych bohaterów - oto dwunastoletni sierota - Gleb, żyjący w tunelach metra wpada w oko doświadczonemu stalkerowi (ktoś w rodzaju wolnego strzelca wychodzącego na powierzchnię i załatwiającego różne misje np. przemyt) Taranowi. Chłopak najpierw jest zupełnie przerażony - społeczność w jakiej dorastał oddała go za niewielkie ilości jedzenia jakby był śmieciem i musi porzucić zupełnie dawne życie i przyzwyczajenia. Przeraża go trochę jego "opiekun" - milczący, chłodny i surowy, wrzucający go w różne niebezpieczne sytuacje by "uczyć go życia". Ale powoli i jeden i drugi zaczyna odkrywać, że zależy im na sobie. Czy w takim świecie jest miejsce na przywiązanie, na jakieś ciepłe uczucia?
Wkrótce obaj staną przed niełatwym zadaniem. Oto w mieście dostrzeżono sztuczne źródło światła pojawiającego się do strony Kronsztadu. Wśród ludzi budzi się nadzieja, że w innych miastach nie tylko jest życie, ale że wygląda ono lepiej niż u nich. Coraz więcej zwolenników zdobywa sekta Exodusu - wierzących w Arkę - statek, który ma przypłynąć by uratować mieszkańców Petersburga i zabrać na nieskażoną ziemię. Zarządzający różnymi skupiskami ludności w mieście postanawiają zorganizować ekipę "komandosów", którzy mają odkryć tajemnicę pojawiającego się światła i nawiązać kontakt z tamtejszą grupą ludzi. Jako przewodnika wybrano właśnie stalkera Tarana, który najlepiej zna drogę jaką mają przebyć. Ten zabiera ze sobą również Gleba. W ostatniej chwili dołącza do nich również kapłan sekty Exodusu.
Droga jaką będą musieli przebyć najeżona jest różnymi niebezpieczeństwami - zarówno fauna jak i flora pod wpływem promieniowania wykształciły formy, których jedynym celem jest przetrwanie, a z czasem okazało się, że człowiek jest dla nich dobrym i w miarę bezbronnym źródłem pożywienia. Do tego dochodzi również ryzyko spotkania z innymi ludźmi - którzy bardzo chętnie przejęli by ich broń i zaopatrzenie... Tak, niełatwa to będzie droga i nie wszyscy ujrzą to co ich czeka u kresu jako cel ich misji.
Z jednej strony - typowa mieszanka powieści przygodowej, thrillera, sporo się dzieje, mamy ucieczki, walki, zwycięstwa i porażki i wszystko w realiach post-apokaliptycznych. Czyli szybkie i niezobowiązujące czytadło. Jest niezły pomysł na fabułę, zmylenie czytelnika i na to co mają spotkać u celu, ciekawe postacie, które dadzą się polubić i którym kibicujemy. Ale to co mi też przyjemnie urozmaicało czytanie o losach tej wyprawy straceńców to różne przeżycia wewnętrzne i przemyślenia jakie autor przy okazji gdzieś wrzuca - nadzieja chłopaka, zmęczenie ekipy, głód, przerażenie, determinacja i walka o życie, zwątpienie, czy załamanie - to wszystko z czym muszą się zmagać poprzez świat i sytuację w jakiej się znaleźli nagle wydaje się 10 razy intensywniejsze niż normalnie. Również więzi. Dobrze pokazany jest najpierw szorstkie, potem coraz głębsze relacje Gleba z jego opiekunem, przeradzający się w związek ojciec-syn. Jeden jeszcze pełen zapału, nadziei, ciekawości i wciąż popełniający błędy, a drugi cynicznie pesymistyczny samotnik, co jak twierdzi pozwala mu pozostać przy życiu.
Podobno Gluchovsky świetnie opisał ten świat, ale jego Metro 2033 jest dużo bardziej mroczne i pesymistyczne. Możecie też to sprawdzić, bo do książki Diakowa, gratis dorzucono opowiadanie "Ewangelię według Artema" - nowy końcowy rozdział Metra 2033 - klimat zupełnie inny. W "Do światła" może mniej jest opisów świata, psychologii postaci, więcej się dzieje, ale jak to mówią: co kto lubi. Dla mnie właśnie zachęta by drążyć dalej ten świat - przede mną najlepsze kąski. A dla tych co Metro już znają - to niezłe uzupełnienie i wariacja na temat. Tam Moskwa, tu Sankt Petersburg, ale niewiele to zmienia jeżeli chodzi o sam pomysł...