Bałam się spotkania z tą książką. Te obawy były podyktowane znajomością wycinka historii Rwandy, gdy na jej terenach nastąpiła krwawa eskalacja konfliktów plemiennych. O takich sytuacjach trudno się czyta, nawet gdy ma to byc powieść przestawiająca fikcyjną historię, to jednak w oparciu o tę konkretną rzeczywistość. Plemię Hutu dokona największego ludobójstwa na Tutsi dopiero w 1994 roku, ale już w latach 70-tych Tutsi jest prześladowane, bo reprezentantami władzy są wyłącznie członkowie Hutu. W kraju przeprowadza się "detutsizację" w administracji, szkołach. Zresztą życie Rwandyjczyka jest naznaczone przemocą już od lat 60-tych, momentu destabilizacji państwa.
Powieść daje opis liceum, mające za patronkę Marię Pannę. Na przykładzie młodych członków społeczności, autorka maluje okrutne obrazy segregacji plemiennej i stopniowo wprowadza w konflikt Rwandyjczyków.
Cywilizowanie Czarnego Lądu za sprawą Francuzów i Belgów to przykład obłudnego działania białego człowieka. Nadal traktuje się afrykański kontynent jak kolonie, a ich obywateli niczym podwładnych wciskając młodzieży nauki sprzed XX wieku. Europejscy nauczyciele w nauczaniu historii odnoszą się do starego kontynentu i zaszczepiają w młodych umysłach zbieraninę ogólnych wiadomości o krajach europejskich, za to na geografii przedstawiając większe ośrodki afrykańskie, ale wszystko w mizernej dawce, bo sami nie wiele wiedzą. Natomiast postępowanie siostry przełożonej i ojca Hermenegilda pokazuje, jak żenującą postawę przyjmuje chrześcijanin i to ten, wybrany do roli wysłannika kościoła mającego nieść przykład, szerzyć ład i porządek w imię boskie.
W liceum im MPN mogą uczyć się żeńskie elity ze względu na ograniczony przydział miejsc. Po co kształcić się w tak prestiżowych warunkach? Przede wszystkim na wyróżnienie społeczne, chwałę rodu oraz dobrą ,ministerialną partię na małżonka. Dyplom był przepustką, ale nie do dalszego kształcenia czy wybrania przez kobiety dobrego zawodu. Liceum uważano za szkołę pilotażową, stanowiąca model awansu kobiet na Czarnym Lądzie. Ale tak ładnie mogło wyglądać jedynie z zewnątrz. Realnie ów awans społeczny odnosił się do bardzo przyziemnej kwestii, a mianowicie, w czyim łóżku owa adeptka będzie w przyszłości sypiać jako żona.
W stosunku ciężkości tematu do lekkiego sposobu opisywania wydarzeń, dostajemy prostą formę, która nie przytłacza sobą przemian w kraju i daje wyraźne podkreślenie istotnych elementów kulturowo-społecznych. To zaledwie 300 stron, które stają się uniwersalna prawdą. Książka mogłaby traktować o każdym innym afrykańskim państwie, ze względu na ukazany stosunek białych do czarnych oraz wewnętrznych rozgrywkach miedzy plemionami. To, że pojawiają się w Rwandzie nauczyciele z Europy i w ramach wolontariatu uczą nastoletnie panny można przenieś na każdy inny grunt tego kontynentu. My, Europejczycy uważamy że zaszczepiając chrześcijaństwo wśród innych cywilizacji przekazujemy istotę człowieczeństwa. To nic, że jednocześnie zabijamy czyjąś kulturę i robimy czystkę świadomości. Każdy naród ma swoją historię, zacierając ją, pozbawia się ich korzeni. Trudno uwierzyć, że dzieje się to w XX wieku, już po II wojnie światowej, która miała na celu odebranie tożsamości krajom europejskim.
"Maria Panna Nilu" pokazuje jak Europejczyk ignoruje Rwandyjczyka i na poziomie kształcenia i kultury. Tam przybywa się nie z misją by uczyć, tylko samemu przeżyć przygodę. Człowiek jest mało istotny w obliczu wspaniałej przyrody, gdzie istotniejsza jest ochrona goryli.
Ta powieść traktuje o ludzkiej naturze, ale niestety, głownie tej jej części, w której zamieszkuje zło. Pokazuje ludzką mściwość, chęć wywyższenia się w oczach innych i jednocześnie poniżania innych. To zysk i władza przyświeca bogatemu wówczas ludowi Rwandy. Ukazuje relacje miedzy dwoma plemionami oraz białym człowiekiem, z jego naukami i wierzeniami, które maja się często w opozycji do kultury rdzennej społeczności i często zaostrza tylko konflikty.
To książka, którą szybko się czyta, ale nie łatwo zapomina. Równie mocno zapada w pamięć jak choćby relacje przedstawione przez Jeana Hatzfelda w "Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy".
"Maria Panna Nilu" mimo obyczajowej fabuły jest kolejnym świadectwem napisanym przez osobę, która żyła w skonfliktowanym kraju właśnie w czasie, który opisuje. Do tego, Scholastique Mukasonga, zachowuje bezstronność w prezentowanym tekście, co pozwala czytającemu uchwycić każdy szczegół przez pryzmat własnych odniesień do tematu, a nie kierując się założeniami autorki.