Gideon Greif stworzył niezapomniane i bardzo ważne dzieło. Pokazał w nim całą prawdę bez cenzury dotyczących więźniów pracujących w Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau. Pierwszy raz czytałam tak obszerną książkę, dzięki której poznałam dużo nowych informacji dotyczących więźniów Auschwitz-Birkenau. Od razu dodam, że jest to bardzo mocna lektura. Ściska za serca i wyciska łzy. Czytałam ją przez kilka dni. Wzbudziła we mnie mnóstwo emocji.
Przed przeczytaniem tej lektury miałam złe zdanie o ludziach pracujących w Sonderkommando. Winiłam ich za to, że dopuścili do eksterminacji swojej narodowości. Dzięki relacjom byłych więźniów z żydowskiego Sonderkommando wiem, że nie mieli wyjścia i musieli postępować, tak jak postępowali. Inaczej groziła im kulka w łeb, spalenie żywcem, zagazowanie lub samobójstwo. Za wszelką cenę musieli przetrwać, żeby opowiedzieć nam o śmierci setek tysięcy osób. I oczywiście przyczynić się do ukarania sadystycznych SS-manów. Termin Sonderkommando zaczął obowiązywać od września 1942 roku. Była to specjalna grupa żydowskich więźniów. Miała specjalne "tajne zadanie". W 1940 roku ta grupa więźniów nazywała się Krematorium-Kommando. Autor nie jest w stanie oszacować, ilu liczyła członków, ponieważ nikt z tej grupy nie przeżył. To tragiczne i smutne wieści. Jakie mieli zadania? Podtrzymywać ogień i palić ciała zmarłych z wycieńczenia, choroby lub zastrzelonych przez SS.
A co to było Fischl-Kommando? Podpowiem, pełniło ważną funkcję i podlegało bezpośrednio pod Gestapo.
Do tej pory mam w głowie obrazy ciężkiej, niewolniczej pracy więźniów z Sonderkommando. Czy wyobrażacie sobie, co oni musieli codziennie robić i jak to wpływało na ich psychikę? Ludzie z transportów wchodzili do rozbieralni. Tam musieli rozbierać się do naga. Później przechodzili do łaźni. Tam zostawali zagazowywani. Później członkowie Sonderkommando musieli wyciągać ciała. Powiem jedno, to nie było takie proste. Potrzebna była spora siła. Co dalej działo się ze zwłokami, dowiecie się, czytając "Płakaliśmy bez łez". Poznając te fakty, płakałam. Psychicznie nie dałabym rady tak pracować. Prawdopodobnie poszłabym z innymi więźniami prosto do gazu. Część członków — niewolników z Sonderkommando nie wytrzymywała i szła z innymi do gazu lub w inny sposób odbierała sobie życie.
Praca nad tą książką zajęła autorowi dużo lat. Zaczął ją tworzyć od 1986 roku. Idealnie do niej podszedł. Spotkał się z byłymi więźniami należącymi do Sonderkommando. Pojechał z nimi do Auschwitz-Birkenau. Trudna książka, ale naprawdę warto ją przeczytać.
Autor rozmawiał między innymi z: Abrahamem i Szlamą Dragon, Leonem Cohenem i Yaakovem Silbergiem. Oczywiście w tej książce poznacie więcej ocalałych więźniów z Sonderkommando. Poznacie historię ich życia sprzed wojny, w trakcie jej trwania i po niej. Ciekawe rozmowy warte uwagi. Dzięki nim poznacie ich emocje, które towarzyszyły im w "pracy" w Sonderkommando.
Większość z nich mówiła, że najgorszy był pierwszy dzień. Później działali jak automaty. SS-mani zabili w nich jakiekolwiek uczucia. Mówili, że nie są już ludźmi. Nikt normalny nie mógłby przeżyć tego tragicznego czasu.
Wyobrażacie sobie, widzicie, że z transportem przyjechała wasza rodzina. Idą do rozbieralni. SS-mani wmawiają im, że idą się umyć, zdezynfekować. Mają się pospieszyć, bo czeka już na nich kawa i ciasto. Wy już wiecie, że to jest bzdura. Co robicie? Idziecie z nimi do"łaźni", czy biernie się temu przyglądacie? Teraz wiecie, jak wyglądał początek ich każdego dnia. A co było dalej? Tego wam nie napiszę, bo reszta jest straszniejsza. Musicie sami o tym przeczytać.
Jak ocenilibyście więźnia, który pracował w Sonderkommando? Czy powinien być sądzony tak jak SS-mani? Czy raczej traktowany tak jak każdy niewinny więzień, który znalazł się w obozie zagłady? Moim zdaniem to drugie.
Każdy, kto znalazł się w Sonderkommando wiedział, że to jest praca maks na rok i po tym czasie trafi do gazu. Przez swoje samobójstwo nie uratowałby ani jednego życia. Pozostając żywym, mógłby przyczynić się do mówienia prawdy dotyczącej wszystkiego, co się działo w obozach Auschwitz-Birkenau.
Niemcom bardzo zależało na tym, żeby ukryć dowody swoich wszystkich zbrodniach. Myśleli, że zamordowanie wiele tysięcy niewinnych osób ujdzie im na sucho.
Niektórzy członkowie opisywanej grupy wiedząc, że ich czas jest bliski, pisali liściki i je zakopywali. W ten sposób chcieli dać znać, co tu się wyprawiało.
Czy członkowie Sonderkommando się butowali? Oczywiście, że tak. Jak na tym wyszli? Po odpowiedzi odsyłam was do książki "Płakaliśmy do łez".
Wszyscy bohaterowie, z którymi rozmawiał Gideon Greif mówili jednym głosem, że najgorszym sadystą był Otto Moll. Uwielbiał zabijać dla rozrywki. Powiedział nawet, że mógłby zabić swoją rodzinę, gdyby tylko Eichmann mu kazał. Czujecie to? To jest przerażające.
Jestem szczęśliwa, że mogłam przeczytać tę wyjątkową książkę. Nie wolno nam nigdy zapomnieć, co działo się w obozach zagłady. Niewinni ludzie stracili życie, bo inni uwierzyli schizofrenicznemu Adolfowi Hitlerowi.
Czy mimo okrutnej sytuacji członkowie omawianej grupy wierzyli w Boga? Powiem wam, że duża część wierzyła i nadal wierzy w Boga i nie wini go za to co się wtedy stało.
Zachęcam do przeczytania "Płakaliśmy bez łez" i odpowiedzenia na pytanie: Co powinni byli zrobić członkowie Sonderkommando? Dać się zabić, popełnić samobójstwo, czy za wszelką cenę przeżyć?
Ta książka będzie idealna dla wszystkich miłośników historii, a zwłaszcza drugiej wojny światowej.
Jeżeli chcecie znać całkowitą prawdę o pracy w Sonderkommando, przeczytajcie "Płakaliśmy bez łez".
Czy można płakać bez łez? Uwierzcie, że można.
W książce znalazła 5 czarnobiałych fotografii naszych bohaterów. Powiem wam, że to jest dobre, ponieważ wiem z kim mam do czynienia.
Dziękuję autorowi, że stworzył dla nas tak wyjątkowe dzieło.