Nie! Nie! I jeszcze raz nie!
Nie tak to miało być!
Kupiłam książkę "Piwniczne chłopaki" Jakuba Ćwieka, bo opis kusił nawiązaniem do filmem "The Goonies". (Nie)stety jestem w takim wieku, że znam ten film. I go lubię. A tu co?
KICHA!
Zamiast dzieciaków szalejących po okolicy, buszujących w zakazanych zakamarkach i trafiających na piracki skarb mam... No właśnie, co?
Powieść dla młodzieży zaczyna się od opisu przemyśleń i wahań młodego bohatera – czy uciekać z bidula z kumplami czy nie. I to wszystko jest ważne, bo pokazuje jakim chłopcem (tak, chłopcem bo to jeszcze dzieciak) jest Lucek. Decyzje, które podejmuje są ważne – nie tylko dla niego, dzieciaka chcącego poznać świat i przeżyć przygody. Są ważne, bo głęboko dotykają naszego człowieczeństwa, i tak ważnych uniwersalnych wartości jak dobro i zło czy odpowiedzialność za drugiego człowieka. Brzmi poważnie. Ale książka jest napisana w lekkiej, wciągającej formie. Kto miał kiedykolwiek w rękach którąś z powieści Jakuba Ćwieka, wie, że łatwo nie da się jej odłożyć. I to ma miejsce również w przypadku tej publikacji.
Akcja rozkręca się z każdą stroną. Gdy w pożarze ginie Lucek ocierałam łzę, choć przecież wiedziałam, że tak potoczy się akcja. Pojawienie się Gwizda i Śwista wywołało u mnie gęsią skórkę, a przylot jednookiego kruka... wywołał uśmiech a'la Joker i okrzyk „Kruk Odyna”. Choć mój syn, popatrzył na mnie pobłażliwie i stwierdził, że to chodzi o Avengersów i Lokiego, a ja się nie znam. Nie wiem natomiast, co myśleli inni użytkownicy plaży obok mnie. Ważne, że akcja była wciągająca. A wtedy... przeskakujemy w inne miejsce.
I poznajemy nową bohaterkę. Dziesięcioletnia Zoja, ma fajnych rodziców, starszą siostrę, super pomysłowych przyjaciół, rower zwany Pegazem oraz potwora w piwnicy. Tak, dobrze czytacie. Straszliwą bestię, która żywi się surowym mięsem. Aż czuć dreszcze i obrzydzenie.
Mało akcji? Nic trudnego, trzeba dorzucić coś jeszcze! Pojawiają się nordyccy bogowie, starożytne rytuały, widomowy autobus, niemieckie skarby z drugiej wojny światowej, szkolne łobuzy i kilku dość walecznych umarlaków.
Aha, dodam tylko jeszcze, że książka (o zgrozo!) kończy się w najciekawszym momencie. I teraz nie wiem, czy wyć, że nie wiem jak potoczą się dalsze losy dzieciaków czy cieszyć, bo taki zabieg pisarski zapowiada kolejny tom przygód...?
Książka porusza ważne tematy, jak relacje rodzinne, bycie bohaterem (nie takim w rajtuzach, ale takim dnia codziennego), bycie fair wobec innych i żyć zgodnie ze swoimi poglądami i sercem.
Zdaje sobie sprawę, że to książka dla młodzieży, ale dorosły czytelnik też odnajdzie w niej fajne akcenty – powrót do młodych lat, nawiązania do mitologii i... dobrą powieść przygodową.
Warto też zwrócić na dopracowanie samej publikacji. Powieść nie jest za gruba – niecałe 300 stron nie zmęczy młodego czytelnika. Tekst posiada dużą czcionkę, jest przejrzysty – co też nadaje szybszego tempa czytaniu. Okładka fajnie zaprojektowana – nawiązuje do tekstu; ukazując klimat grozy powieści. Dodatkowym smaczkiem podnoszącym wartość książki są ilustracje Piotra Sokołowskiego – majstersztyk.
Dla mnie, jako dorosłego czytelnika plusem było nie tylko nienachalne przedstawienie wartości moralnych, które powinien reprezentować każdy z nas. Myślę, że to też trafia do młodzieży. Mój dwunastoletni syn, też wyłapał, co jest ważne. Sama akcja powieści jest świetnie poprowadzona, ale niczego innego nie mogłam spodziewać się po autorze – człowiek ma ochotę z prędkością karabinu maszynowego przerzucać strony, by dowiedzieć się co przytrafi się bohaterom książki. Oni sami przedstawieni są poprzez swe myśli, uczucia i... działania, które potwierdzają ich dobre serca.
Powieść wywołała we mnie oburzenie i łzę smutku, gdy umiera Lucek – łudziłam się, że okładka kłamie. Radość, że pojawia się kruk – zapowiedź postaci Odyna i że to połączyłam z mitologią nordycką. Gęsia skórka pojawiała się mimo upalnej plażowej pogody.
I to lubię! Uwielbiam publikacje, które wywołują emocje, zmuszają do myślenia. Nawet jeśli są to książki dla młodzieży. Dodajmy świetnie napisane. Mam wrażenie, że ta wypełni lukę na naszym rynku wydawniczym, w której brak fajnych przygodówek z odrobiną grozy i humoru.
Ale czy powieść była jak "The Goonies"? Nie! Bo tam wszystko kończy się dobrze, lekko cukierkowo. Tu mamy jednak walkę dobra że złem, śmierć i nieidealny świat. Ale jedno i drugie warte jest poznania.
Aha. Świetnym posunięciem taktycznym świeżego wydawnictwa Pulp Books (choć jego ludzie w branży to stare wygi), była opcja zakupu książki w przedsprzedaży w opcji „płać, ile chcesz”. Każdy potencjalny czytelnik mógł samodzielnie zdecydować o wysokości kwoty jaką zapłaci za publikację. Mocno trzymałam kciuki, żeby przekroczono 100% zwrotu kosztów za publikację książek. I wiecie, co? Czytelnicy nie zawiedli. Wydawnictwo pokazało, że publikują dla nas, czytelników. Akcja pokazała także, że polska branża wydawnicza może dobrze funkcjonować na naszym rynku – wystarczy publikować dobre książki, być uczciwym wobec czytelników i... mieć świetne pomysły marketingowe :)