Z twórczością Weroniki Tomali spotykam się po raz pierwszy przy okazji jej najnowszej książki pt. „Jakby jutra miało nie być”. Jest to już jej ósma powieść. Weronika Tomala jest pisarką z zamiłowania, z wykształcenia nauczycielką angielskiego. Prowadzi też bloga, gdzie zamieszcza recenzje książek.
Adam Wejcher wraca z misji w Afganistanie w rodzinne strony, czym od razu wzbudza niezdrowe zainteresowanie lokalnej społeczności. Za mężczyzną ciągnie się trudna przeszłość, a po wsi rozprzestrzenia się lotem błyskawicy związana z ową przeszłością plotka. Mieszkańcy nie mają najlepszego zdania na temat Adama i większość woli trzymać się od niego z daleka. Ale nie Malwina, której młody żołnierz od razu wpada w oko. Nie spocznie, dopóki go nie zdobędzie. Malwina wybiera do serca mężczyzny złą drogę, co odbija jej się następnego dnia czkawką. Zwierza się siostrze, że została źle potraktowana, a ta udaje się do Adama, aby się z nim rozmówić. Między Adamem i Oliwią dochodzi do ostrej wymiany zdań, później ich drogi ponownie się krzyżują, chociaż starają się siebie unikać. Widać między nimi niechęć. Adam chce zapomnieć o feralnej nocy z Malwiną, Oliwia nadal ma mu za złe fakt, że zachowuje się jak gbur, już nie tylko ze względu na siostrę. Kiedy po raz kolejny los stawia ich na swojej drodze, nie mogą tego zbiegu okoliczności zlekceważyć. Nie są w stanie ignorować faktu, że coś się między nimi dzieje. Jest jednak Malwina, wobec której Oliwia chce być lojalna, jest tajemnicza przeszłość Adama. Do tego dziewczyna nie jest w jego typie. Powoli jednak zaczyna burzyć mur, którym otoczył się po stracie żony. Czy Adam i Oliwia otworzą się na siebie? Czy zawiść Malwiny im na to pozwoli?
Literatura obyczajowa nie jest moim ulubionym gatunkiem, a mimo to sięgam również po książki z tego gatunku od czasu do czasu. I muszę przyznać, że jak już sięgam, odnajduję perełki. Z twórczością Weroniki Tomali spotykam się po raz pierwszy i od razu jest to udane spotkanie. Widać, że autorka ma wyrobiony warsztat, że to nie jest jej pierwsza powieść. Pisze na to zwyczajnie zbyt dobrze. Bardzo przyjemnie się tę powieść czyta również z innego powodu. Po pierwsze dlatego, że jest naprawdę interesująca i taka życiowa. Po drugie pozbawiona jest jakichkolwiek błędów. Nawet literówek próżno szukać w tej pozycji. A dodam, że czytałam wersję recenzencką. Za tak wspaniałą redakcję, korektę i wszystkie te tajemnicze prace wydawnicze brawa dla Wydawnictwa. Naprawdę dobra robota.
Od samego początku czuć w powieści jakąś tajemnicę. Nad bohaterami wisi coś nieuchronnego i tylko czekamy, aż coś się stanie i cały ich świat się zawali. Adama poznajemy jeszcze podczas misji w Afganistanie, z której wraca w swoje rodzinne strony i próbuje na nowo się w nich odnaleźć. Nie jest to łatwe z dwóch powodów. Mężczyzna ucieka od życia, które kiedyś znał, a mieszkanie w tym miejscu nieustannie mu o tym życiu przypomina. Wspomnienia są bolesne. Poza tym jest to hermetyczna społeczność, w której krążą plotki, w tym ta najważniejsza, bo na jego temat. Niezbyt przychylna zresztą. Nie tylko udział w misjach sprawił, że Adam stał się człowiekiem zdystansowanym, szorstkim, stroniącym od ludzi. Przede wszystkim sprawiła to osobista tragedia, którą przeżył i za którą mimo upływu lat wciąż się obwinia. Cały czas powtarza, że to, co się stało, to jego wina, cały czas się katuje. Jaki mężczyzna miał udział w tym, co się stało, nie dowiadujemy się zbyt szybko. Dlatego śledzimy bieg wydarzeń z coraz większym zainteresowaniem. Tym większym, że w samotnym i nieco smutnym życiu Adama coś zaczyna się dziać. Za sprawą Malwiny, dziewczyny żywo nim zainteresowanej, w jego życie z impetem wkracza Oliwia, niepozorna, cicha, spokojna dwudziestoośmiolatka. Oliwia nie jest standardową pięknością. Za taką zresztą nawet się nie uważa. Od zawsze jako ta brzydsza, ale mądrzejsza musiała ustępować siostrze. Od zawsze miała jej dobro na względzie. Od zawsze się nią opiekowała. Kiedy więc Malwina mówi, że chce Adama, Oliwia nie ma zamiaru zagarnąć go dla siebie, chociaż i jej się podoba, a jej serce niebezpiecznie przyspiesza na jego widok. Nie jest zresztą z tych, które kogokolwiek zagarniają. Nie jest przebojowa, ma zaniżone poczucie własnej wartości. Mimo nawet, że radzi sobie w życiu dużo lepiej niż rozpuszczona Malwina, która lubi tego życia używać. Oliwa mieszka z rodzicami, nie dlatego, że jest nieporadna życiowo, ale po to, aby i nimi się zaopiekować (w przeciwieństwie do Malwiny, której zwyczajnie jest tak wygodniej). Prowadzi w ich gospodarstwie małe ZOO z alpakami i kozami. Codziennie otwiera swój biznes dla zwiedzających. To jest jej praca i pasja, której poświęca się w całości. I chociaż chciałaby ułożyć sobie życie, bo dobiega już przecież trzydziestki, nie chce robić tego na siłę, tym bardziej, że ostatni jej związek odcisnął na niej piętno. Świetnie wykreowani są bohaterowie powieści. Nie tylko pierwszoplanowi, czyli Adam i Oliwa, z których perspektywy poznajemy kolejne wydarzenia, ale też ci obecni na drugim planie. Szczególnie Malwina, chociaż nie budzi sympatii, a wręcz niesamowicie irytuje swoim zachowaniem, wypada bardzo autentycznie.
Akcja powieści, początkowo raczej spokojna i stonowana, nabiera w dalszej części lektury zawrotnego tempa. Jeszcze większego, kiedy Malwina zauważa, że Adam i Oliwia zbliżyli się do siebie i uważa to jako zdradę ze strony siostry. Autorka świetnie pokazuje w powieści, co z bliskiej rodzinnej relacji potrafią zrobić zawiść, zazdrość i urażona duma (w przypadku Malwiny najbardziej chyba to ostatnie). Malwina jest przyzwyczajona do tego, że to ona jest w siostrzanym duecie tą piękniejszą i że zawsze dostaje to, co chce. Oliwia od zawsze dostosowywała się do wymagań lub widzimisię siostry. Tym razem Malwina uparła się (bo inaczej tego nazwać nie można) na Adama, z którym wprawdzie spędziła jedną noc, ale który niczego jej nie obiecywał. Wręcz jasno mówił jej, że z tego związku nie będzie. A ta nadal swoje. Problemy z Malwiną to nie są jedyne przeszkody, które staną bohaterom na drodze do wspólnego szczęścia. Ich relacja, od początku burzliwa, niepewna, budowana z mozołem, zostanie wystawiona na poważną próbę, a potem kolejną. Bardzo podoba mi się, jak w powieści rozwija się relacja Oliwii i Adama. Naturalnie, w swoim tempie. Przechodzą od wyraźnej niechęci do przyjaźni, a później do czegoś więcej. Wypada to naprawdę autentycznie. Nic tu nie dzieje się zbyt szybko ani zbyt wolno. Łatwo uwierzyć w to, co się między nimi tworzy. Jest w tym wyzwanie, jest jakaś niecierpliwość, ale przede wszystkim jest prawda. Nawet bez dodatku autentycznych wydarzeń, które do tej fikcyjnej opowieści dodała autorka, ta historia wydaje się bardzo realna. Taka, jakby napisało ją samo życie. Powieść jest przepełniona emocjami, nie zawsze tymi pozytywnymi. Ale to dobrze, bo to dodaje jej autentyczności, podobnie jak nieidealni bohaterowie. Jedni bohaterowie irytują, inni wzbudzają sympatię, jeszcze inni, albo ci sami w innych momentach sprawiają, że serce nam się kraje z bólu w związku z tym, co muszą przeżywać, za chwilę jednak rozbawiają nas do łez. Całkiem potężny ładunek emocjonalny niesie ta opowieść, ale nic dziwnego, bo to nie jest historia łatwiej miłości. Powieść pokazuje, jak bardzo pozory mogą mylić i jak łatwo oceniamy innych. Często przyklejamy komuś łatkę nie znając go, opierając się jedynie na tym, co słyszymy od innych. W powieści doskonale pokazano, jak bardzo jest to krzywdzące. To opowieść o zwykłym życiu, które ma wiele barw. Czasem jest walką z samym sobą, każe dźwigać potężny ciężar, pod naporem którego nie potrafimy się podnieść, a czasem są to szczęśliwe, zapadające w serce chwile.
„Jakby jutra miało nie być” to historia skomplikowanej miłości dwojga ludzi, którzy mimo młodego wieku dźwigają spory bagaż doświadczeń na swoich barkach. Historia, która porusza, ale daje nadzieję i inspiruje do podejmowania działań. Mówią, że trzeba żyć pełnią życia, tak, jakby jutra miało nie być. Co jednak w sytuacji, kiedy zwyczajnie się nie da? Bardzo polecam!