„Piratów z Karaibów” zna chyba każdy, a nawet jeśli nie każdy, to z pewnością bardzo duża liczba osób. Wszystkie części tego filmu zyskały sobie sporą grupę wiernych fanów, którym do gustu przypadła sama fabuła „Piratów…”, akcje, intrygi, kłopoty, nie mówiąc już o kapitanie Sparrowie ;) A tym razem ktoś postanowił przenieść akcję rodem z filmu o siejących postrach na morzach opryszkach… w powietrze. Są więc i piraci w tarapatach, i statki powietrzne napędzane superlekkim gazem zwanym aerium. A i przygód nie brakuje.
Chris Wooding jest brytyjskim pisarzem science-fiction i fantasy, który swoją pierwszą książkę napisał już w wieku 19(!) lat. Przyznam szczerze, nie znam faceta, ale egzemplarz jego niedawno wydanej w Polsce powieść pt.: „Przebudzeni” miał szczęście jakiś czas temu wpaść w moje łapki. Miało to być coś innego, z czym jeszcze nie miałam do czynienia, więc trochę bałam się co z tego wyniknie i nawet to, że książka nominowana była do Arthur C. Clarke Award 2010, nie potrafiło mnie uspokoić. Jak się później okazało – niepotrzebnie się martwiłam.
Załoga statku powietrznego „Ketty Jay” jest z pewnością ekipą nietypową. Złożona, zamiast z dobrze wyszkolonych, starannie dobranych ludzi, z przypadkowych postaci, których nie można nazwać ani paczką przyjaciół, ani właściwie „załogą”. Po prostu jest to zgraja ludzi, którzy z jakiegoś powodu musieli uciekać przed przeszłością, a jedynym dla nich ratunkiem wydawał się wtedy pokład „Ketty Jay” i jej kapitan Darian Frey. Ci powietrzni piraci najczęściej szukają pracy na czarnym rynku – tu jakiś przemyt towaru, tam nielegalny przewóz pasażerów… Na czymś takim można zarobić niezłą kasę. Ale to właśnie chęć wzbogacenia się sprawia, że bohaterowie wplątują się w niezłą aferę i stają się najbardziej poszukiwanymi piratami w kraju, których tropem podążają Rycerze Centurii, Marynarka Koalicji i bezwzględna, budząca grozę samym nazwiskiem łowczyni nagród. A załoga „Ketty Jay”, próbując jakoś poradzić sobie z jednym problemem, pakuje się w kolejne tarapaty, z których jednak wychodzą zazwyczaj cało, dzięki swojej brawurze i niejakiej naiwności. Dlaczego ludzie, jakich wiele, stają się nagle największymi wrogami pewnego księcia? Czemu łowczyni nagród za wszelką cenę chce dopaść Dariana? I kim właściwie są tytułowi Przebudzeni? Sprawdźcie już sami.
Muszę przyznać, że książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie jest to kolejna zwykła opowieść, która napisana została na podstawie kilku czy kilkunastu innych, ale coś całkowicie (przynajmniej dla mnie) nowego. Pomysł autora jest świetny, ale moim zdaniem wszystko to można by jeszcze trochę rozbudować, szczególnie przedstawiony w „Przebudzonych” świat. Z jednej strony to dobrze, że Wooding szczędzi czytelnikowi zbyt długiego przedstawiania całego uniwersum, ale z drugiej – otrzymujemy tylko jakby szkice miejsc, w których przebywają bohaterzy powieści i momentami trzeba naprawdę popracować wyobraźnią i dołożyć co nieco od siebie, aby uzyskać obraz danej krainy czy dzielnicy. To raczej nie jest wielką wadą, bo w czytaniu raczej nie przeszkadza, ale niektórym może się to rzucić w oczy i odebrać przyjemność z lektury.
Jednak największe brawa należą się Woodingowi nie za pomysł, nie za fabułę, nie za akcję, której w książce też jest niemało, ale za kreację postaci głównych bohaterów. Na pokładzie „Ketty Jay” czytelnik nie uświadczy dwóch osób o podobnym charakterze czy sposobie bycia, wszyscy różnią się od siebie i to nie tylko wyglądem czy pochodzeniem. I choć jest to zgraja wręcz przestępców, to wszystkich ich lubi się od samego początku i nie wiadomo kiedy zaczyna się im kibicować. Do tego ich przeszłość owiana jest tajemnicą i na samym początku nie wiemy o nich właściwie nic; kim są i skąd właściwie wzięli się na „Ketty Jay”. Autor po trochu karmi nas strzępkami informacji, nie pozwalając oderwać się od książki, chociażby po to, żeby poznać historie bohaterów. A potem co jakiś czas w książce pojawia się fragment opisujący życie któregoś z członków załogi i wszystko staje się jasne.
Podsumowując, książka naprawdę jest warta spędzonego nad nią czasu. A choć moim zdaniem autor mógł swój pomysł wykorzystać nieco lepiej, powieść zapewnia świetną rozrywkę i to na dłuższy czas niż wskazywałaby na to objętość „Przebudzonych”. Lecz muszę przyznać, że początek historii przeczytałam raczej od niechcenia, ale potem książka wciągnęła mnie na dobre i resztę połknęłam właściwie z zapartym tchem. Powieść Chrisa Woodinga z pewnością spodoba się zarówno fanom przygody, jak i wielbicielom fantastyki czy science-fiction w nieco lżejszej wersji, zapewniając kawał świetnej rozrywki. A to jeszcze nie koniec. Będzie jeszcze kolejna część, choć na razie nie wiadomo kiedy, ale ja już wyczekuję jej z niecierpliwością. Mam nadzieję, że będzie równie dobra, jak ta. :)