Nigdy nie byłam w Gdańsku - los tak chciał, że moje drogi jeszcze mnie tam nie zaprowadziły, a wielka szkoda. Mimo iż autor pokazuje nam miasto za dawnych czasów, takiego jakiego już nie ma, daje nam także pokusę by jednak zjawić się tam chociaż na chwilę.
Motywem głównym książki jest skarb - niewyobrażalnie wielki skarb, który owiany jest tylko legendą. Dokładnie nie wiemy co to jest, pisarz nie ujawnia niczego zmuszając czytelnika do czytania dalej by dowiedzieć się czym to owe "coś" jest. Głównymi bohaterami książki a zarazem poszukiwaczami skarbu są: referent Osowski - dyrektor Komisariatu Rządu RP, zakochana w nim biuralistka Stasia mażąca o lepszym życiu, pośrednik nazywany Kolekcjonerem, major polskiego wojska oraz wywiady z innych państw, które także chcą posiąść nagrodę. Można by wymieniać tak w nieskończoność, bo naprawdę postaci jest na pęczki i każda ma okazję przedstawić swój punkt widzenia, przez co niestety często można się pogubić - przeskakiwanie z jednej osoby na drugą sprawia, że konkretnie z żadną nie możemy się zidentyfikować. Komu i w jakich okolicznościach przypadnie odkrycie skarbu? Tego musicie się dowiedzieć sami.
Niby kryminał, a na próżno tutaj szukać kryminalnych cech. Moim zdaniem jest to podróż do starego Gdańska i pokazanie go takim jakim był naprawdę urozmaicając tę wycieczkę właśnie ową historią. Intrygi i zagadki o jakich czytałam wydały mi się błahe jak i płytkie - martwa osoba znikająca z cmentarza nie powoduje żadnego śledztwa czy nawet większego zainteresowania, tylko detektyw siłą dedukcji pakuje winowajcę za kratki i tyle.
Wątki główne i poboczne zlewają się w jedną całość i po połowie książki człowiek nie wie co się wokół niego dzieje - winą na pewno jest zmiana narratorów. Całość z tego właśnie względu staje się nudna i niejasna i nawet odkrycie, tego czym jest skarb nie zachęca zbytnio do czytania dalej - tylko bardzo, ale to bardzo zdeterminowani czytelnicy przełkną całą książkę, jak ja.
Ogromnym plusem, który ratuje książkę przed kiepską oceną jest tło w jakim została ona napisana. Pięknie oddane realia dawnych czasów, piękny język, niesamowita epoka i detale jakie zostały zawarte pozwalają niemal idealnie zobrazować sobie widok starego Gdańska - i jest to chyba jedyny powód dla którego warto sięgnąć po tę powieść.
Język, styl jak i wydanie jest jednym z lepszych. Zero błędów, klarowna i widoczna czcionka i świetna okładka przyciągają, do tego język jakim się posługuje autor jest przychylny i łatwy do odebrania. Styl lekki i klarowny - pomimo wielu niedogodności, stara się nas nieść prostym i jednym torem. Fabuła - jaka jest, taka jest. Ważnym faktem jest to, że jednak nie do końca autor odnajduje się w kryminałach co daje się wyczuć i nasuwa myśl, że Piotr tak na prawdę nie wie o czym pisze.
Do przeczytania książki zachęcam tylko tych którzy pasjonują się historią i podróżami - idealna lektura dla was, można przenieść się w piękne miejsca i niecodzienne czasy nie ruszając się z domu. Fani dobrych kryminałów będą zawiedzeni, bo tak naprawdę "Gdański depozyt" nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych książek polskich, a nawet trochę podupada. Mi osobiści czytało się do połowy lekko i przyjemnie, dalej z nudą i nadzieją na szybki koniec, który na szczęście nadszedł i mogłam spokojnie odłożyć lekturę na wysoką półkę.
Ocena: 3/6