Cóż dużo pisać – rozczarowała mnie ta niepozorna książeczka pt. „Pilanie podwodnego świata” i swoją opinię mogłam zamknąć w kilku zdaniach. Nurkowanie nie jest moją pasją, ba! nic o nim nie wiem, nie znam żadnego nurka, a do tego nawet nie potrafię pływać i woda wywołuje u mnie paraliżujący lęk. Jednak gdy kilka miesięcy temu w czytanej akurat powieści natknęłam się na wątek nurkowania mocno mnie zaciekawiło. W „Manhattan Beach” J. Egan – bo o tej książce mowa – dziewiętnastoletnia Anna Kerrigan jako jedyna kobieta nurek, schodzi pod wodę, by naprawiać zniszczone statki, później nurkowała w poszukiwaniu ciała swojego ojca. Po „Pilaniach” spodziewałam się dreszczyku emocji oraz podobnej historii tylko w naszej polskiej rzeczywistości.
Publikacja przedstawia historię nurkowania swobodnego w Pile oraz opisuje powstanie sekcji płetwonurków, jako drugiej w Lidze Obrony Kraju w dawnym województwie poznańskim. Nurkowanie swobodne (z języka angielskiego freediving) znane jest od zarania ludzkości. To nic innego jak nurkowanie na wstrzymanym oddechu, współcześnie z wykorzystaniem drobnego sprzętu jak maski czy okulary, specjalne płetwy, pianki i skóry pływackie oraz balast. Niestety w książce brak jakiejkolwiek spójności – we wstępie mamy lekko zarysowaną historię nurkowania i wrzuconych kilka rycin. Do tego wszystko w naukowym i poważnym tonie. I kiedy myślisz, że w kolejnej części będzie ten wątek rozwinięty, przedstawiane są biografie postaci związanych z pilskim związkiem nurkowym. Nazwiska i biogramy pierwszych pilskich kursantów płetwonurków oraz ich osiągnięcia, w encyklopedycznej formie. Jedyne co zasługuje na uwagę, że wszyscy oni zostali wyszkoleni przez autora książki. Kilka stron poświęconych jest na przedstawienie najważniejszych światowych organizacji nurkowych. Za mało osobistych wspomnień i przeżyć.
Autor książki Arno Giese urodził się w 1941 roku w Pile. Od 1978 roku mieszka w Niemczech. Życiowa przygoda to czas gdy pełnił funkcję instruktora nurka w Ośrodku Ratownictwa Morskiego Marynarki Wojennej. Mile wspomina ten czas, który nie pozostał bez wpływu na dalsze działania i decyzje. „Pilanie” w głównej mierze to wspomnienia. Próbowałam szukać w sieci więcej informacji na temat Giese i jego wkładu w polskie i pilskie nurkowanie, niestety nie ma zbyt wielu informacji. Nawet na oficjalnej stronie w tym temacie nie można nic znaleźć.
Po „Pilaniach podwodnego świata” spodziewałam się garści faktów historycznych i szczypty przygody rodem z Indiana Jonesa. Liczyłam na nienużący rys historyczny, ewolucję nurkowego ekwipunku (w przywołanej „Manhattan Beach” zachwyciły mnie opisy tych wielokilogramowych kombinezonów i hełmów). Chciałam oczami wyobraźni nurkować razem z bohaterami. Tymczasem są to nieciekawe wywody, na nieinteresujący mnie temat, okraszone słabej jakości zdjęciami. Wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, że można zaciekawić się dotąd nieodkrytą i nieznaną tematyką, jeśli osoba prezentująca ma zmysł gawędziarza i potrafi uwieść odbiorcę. Tutaj tego zabrakło.
Jedyne czego nie można zarzuć Giese to faktu umiłowania Piły. Publikacja o nurkowaniu nie jest jedyną gdzie Piła jest głównym bohaterem. Kilka miesięcy temu została wydana publikacja o dawnej Pile, nawiązująca do dzieciństwa i młodości autora, a jeszcze wcześniej dokument historyczno - wspomnieniowy, w którym autor opisuje dzieje ruchu muzycznego w Pile po 1945 roku.
Trudno jest mi nakreślić do kogo skierowana jest ta publikacja. Być może zaciekawi osoby związane z nurkowaniem, dla których to przede wszystkim zawód i pasja. Laikom, takim jak ja, niestety nie polecam.