Czym by było nasze życie bez słów? Owszem, często wygłaszam płomienne przemowy, że słowa nas ograniczają, wielu dyskretnych rzeczy, zjawisk czy uczuć nie nazwaliśmy i przez to nawet nie dopuszczamy do siebie, że one istnieją. Jednak nie mogę odmówić słowom gigantycznej potęgi i mocy zmiany życia. Słowa kreują przed nami całą ścieżkę możliwości i nie ograniczają się do żadnych schematów, czy stereotypów. To my je kreujemy właśnie za pomocą słów. Są one nam potrzebne do zwykłej komunikacji, ale też często do najważniejszych rzeczy – takich jak choćby wyznanie miłości. Jak ich nie docenić? Jak im czasami nie pozwolić na przejęcie nad nami kontroli?
Nienawidzę tracić kontroli, ale nawet ja czasami muszę pozwolić dać się ponieść fali uczuć i różnorakich przeżyć. Jedną z możliwości jest poezja. Poszukuję w niej samej siebie, swoich własnych poglądów i emocji. Uwielbiam, gdy stawia mi wyzwanie i pozwala na autonomiczne dyskusje odbywające się wyłącznie w mojej głowie. Czasami oddaję się wyłącznie emocjom i daję się dogłębnie poruszyć. Wiersze potrafią dać mi naprawdę wiele. Dlatego dzisiaj chciałam Wam troszkę opowiedzieć o wyjątkowo krótkim tomiku wierszy, który wybitnie mnie zaskoczył i na łamach niecałych czterdziestu stron pozwolił mi odnaleźć wszystko, czego poszukuję w poezji.
Mowa tutaj o dziele Piotra Wierzbickiego "Wiersze o wierszach". Od pierwszych stron wiersze wyróżniają się niesamowitą harmonią i rytmiką, która niekoniecznie wynika z rymów. Mają po prostu w sobie naturalną spójność i łatwość odbioru. Są wręcz melodią delikatnie poruszającą serce czytelnika. To wszystko w pięknej otoczce słów. Jednakże nie pierwszych lepszych słów, ale słów cudownych, wspaniałych i charakteryzujących się gracją. To właśnie te słowa prowadzą pasjonatę przez ich treść i pozwalają płynnie przejść od wiersza do wiersza. Większość z nich to epitety, które nadają całości swoistego i niezapomnianego piękna.
Same wiersze mają krótką formę, lecz pozostają przy tym dosadne. W tych krótkich zdaniach kryje się wiele wartościowej treści. Przemyka przez nie duża doza kąśliwości i tak uwielbianej przeze mnie ironii. Ironia czy sarkazm są przeze mnie uważane za niekonwencjonalny rodzaj sztuki. Jestem zdania, że same w sobie wchodzą w erystykę i to często one dyktują jej warunki. Jak nie docenić czegoś takiego? Jak nie docenić, że proste i pozornie jednoznaczne słowa przy odpowiednim rozmówcy czy czytelniku niosą ze sobą całkowicie odmienne znaczenie?
Niestety tomik wierszy ma dla mnie jedną wadę. Pozycje zawarte w nim są mocno nierównomierne. Jedne wiersze zachwycają, inne pozostają w etapie przeczytania i z czasem stają się zapomniane. Jednak w żaden sposób nad tym nie ubolewam, ponieważ wolę jeden tomik wierszy, gdzie większość jest subiektywnie koszmarna, a jeden na długo mnie poruszy niż jeden tomik wierszy, gdzie wiersze są stosunkowo dobre, ale nie niosą ze sobą zapamiętania, literackiej nieśmiertelności.
Tak jak zazwyczaj przy poezji, wielu powiązań niestety nie rozumiem albo jestem wręcz przekonana, że w sferze rozumienia całkowicie mijam się z poetą. Często mnie frustruje ten fakt, lecz tutaj wydawało się to naturalne i pełne zrozumienia. Tym bardziej że wiele miejsca twórca poświęcił powiązaniom wojennym i z nich czerpał refleksję nad współczesnym światem. Szczególną uwagę zwróciłam na wiersz "Ktoś". Wydaje się on niesamowicie prosty w odbiorze, ale ma drugie – mocno poruszające – sedno. Wywołał on we mnie refleksje na temat sensu życia, która w kolejnych etapach przywoływała kolejne myśli i dała mi szasnę na dogłębną analizę duchowych odczuć.
"Wiersze o wierszach" są poetyckim przewodnikiem po naszych własnych myślach. Ich dosadność i miejscami wręcz nikczemne ukazanie niewygodnych faktów ruszyły strunę w moim sercu. Zarazem cała dokładność i piękno dostarczyły mi estetycznych przeżyć, pozwalając spędzać czas nad podziwem dla magii słów i ich możliwości. Już dawno nie spotkałam tak wyjątkowego tomu poezji.