Błahostka autorstwa Magdy Tereszczuk to książka, której historia dzieje się w środku lata, w wakacje, w urokliwym włoskim miasteczku nieopodal Neapolu, w jednej z niezwykle klimatycznych willi.
Klara- główna bohaterka, po raz kolejny przyjeżdża na wakacje do jednego z domów, w którym była już kilkanaście lat temu z rodzicami. Jako młoda dziewczyna. Tym razem przyjeżdża już jako żona, matka, dorosła kobieta.
Miało być jak na wakacjach życia- sielsko, miał być odpoczynek, spokój, relaks, beztroska, czas spędzony z mężem, dziećmi i przyjaciółmi. Wakacje, jakich pragnie większość z nas.
Wakacje, których nic ani nikt nie zepsuje.
Wino, dobre włoskie jedzenie, wylegiwanie się nad basenem, śmiech i radość, ale życie jak to życie miało na to inny plan.
Któregoś upalnego dnia, do domu niespodziewanie przyjeżdża syn właścicieli posiadłości w której Klara się zatrzymała- Nico.
Jak się okazuje znajomy Klary z dawnych lat, gdy była tu poprzednim razem. Okazuje się tym samym, że Klara od tego czasu nosi w sobie mocno skrywaną tajemnicę, a pojawienie się chłopaka na jej beztroskich wakacjach powoduje, że wspomnienia z tamtego czasu wracają jak boomerang. I znów nie chcą odpuścić.
Co gorsza- chłopak postanawia zostać na cały pobyt Klary i jej rodziny.
Co mogło się wydarzyć, że zwykły przyjazd zwykłego chłopaka, którego poznała wiele lat temu i od tamtego czasu nawet go nie widziała, tak bardzo zaprząta jej głowę? Co ich łączyło? Co przeżyła Klara? Z jakimi traumami musiała sobie radzić przez te wszystkie lata? Kim jest dla niej Nico?
Czy wakacje Klary będą należeć mimo wszystko do udanych? Co łączyło ją i syna właścicieli lata temu i jak on to pamięta?
Tego wszystkiego dowiecie się czytając Błahostkę.
Książka nie jest jakoś niesamowicie odkrywcza i zaskakująca.
Owszem- trzyma momentami w napięciu, jednak to, co najbardziej mi się w niej podobało to przeniesienie się myślami do tych ciepłych letnich dni nad basenem, w sercu Włoch, gdzie czas płynie trochę inaczej. Tak, jak sugeruje jej przepiękna okładka.
Książka przyjemna, lekka i łatwa.
Prosto (w dobrym tego słowa znaczeniu) napisana powieść, którą naprawdę dobrze się czytało. Choć niektóre opisane sceny brzmiały trochę jak opowieść nieszczęśliwie zakochanej gimnazjalistki.
Jednak jednego autorce nie można zarzucić- potrafi opisywać okoliczności w jakich dzieje się ta historia.
Piękne, klimatyczne opisy sytuacji, miejsc, krajobrazów i zachodzącego słońca, który można obserwować z włoskiego tarasu. Czytając ją można poczuć zapach ziół, cytrusowej lemoniady i beztroski wakacyjnych dni.
I taka właśnie jest Błahostka. Trochę błaha, trochę bez refleksji, trochę kolejna, zwykła opowieść o zwykłych problemach, która ma sprawić, że po prostu spędzimy miło czas, oderwiemy się od codzienności, zapomnimy nieco o naszych troskach, pracy i przebodżcowaniu. Z nutką niepokoju i zagadkowości.
Jeśli na co dzień wybieracie takie książki, to Błahostka na pewno też przypadnie Wam do gustu. Albo jak tęsknicie za sierpniowym słońcem, czasem ze znajomymi i klimatem włoskiego miasteczka, to też będzie dobrym wyborem.
Pomimo, że książka jest mocno wakacyjna, na jesień też jest dobrym wyborem.
Nie żałuję czasu z nią spędzonego. Nie należy ani do moich ulubionych książek ani też do tych, o których chcę jak najszybciej zapomnieć. Zwyczajna, lekka opowieść o błahostkach. Warto czasem po taką sięgnąć.