Nieczęsto sięgam po tytuły wydane przez Świat Książki, bo jakoś mi nie po drodze z tym wydawnictwem, jednak po "Zaginioną Biblię" J.R Portera od razu wyciągnęłam ręce. Potrzebowałam dokładnie czegoś takiego, jako dodatku do wspaniałego audiobooka "Lost Christianities" Barta D. Ehrmana.
Czy jest "Zaginiona Biblia" Portera? To wspaniale ilustrowane (o tym będzie więcej) kompendium wiedzy o pismach, które nie znalazły się w kanonie Biblii, uznawanym przez kościoły chrześcijańskie.
Co niezwykle ciekawe autor, będący emerytowanym profesorem teologii uniwersytetu Exeter, nie skupia się jedynie na pismach apokryficznych Nowego Testamentu, ale daje nam posmakować i fragmentów tego, co nie stało się częścią Starego Testamentu, tego, co odrzucili starsi bracia chrześcijaństwa, Żydzi.
Układ książki jest niezwykle czytelny. Jedną stronę zajmuje wprowadzenie historyczno-teologiczne, drugą zajmują ilustracja i fragment konkretnego dzieła. Informacje dodatkowe znajdziemy w specjalnie oznaczonych sekcjach na marginesach.
Książkę można czytać bez specjalnego przygotowania teologicznego, choć dobrze byłoby znać Biblię, ot, żeby wiedzieć, co i gdzie się wpisuje, do czego odnosi się autor.
"Zaginiona Biblia" Portera przedstawia czytelnikom fragmenty ksiąg gnostyckich, apokaliptycznych, kilka obrazów stworzenia, różnych od tego, który tak dobrze znamy. Znajdziemy w niej i nieznane pasje, i nieznane listy apostolskie, i wiele wiele więcej.
Gorąco zachęcam do zapoznania się zwłaszcza z tymi fragmentami "zaginionej Biblii", które miały tak ogromny wpływ na rozwój tradycji. Te wszystkie pseudo ewangelie opisujące dzieciństwo matki Jezusa, czy jego samego, są niesamowite. Pełne cudowności, niezwykłych zdarzeń i dziwnej naiwności, tłumaczą sporo przekonań i wierzeń, które do dziś są żywe, a które nie mają uzasadnienia w Piśmie.
"Zaginiona Biblia" Portera to fascynująca lektura, zwłaszcza że pokazuje to, czego "brakuje" w Biblii, a co ludzie dla siebie "uzupełniali". Mamy zatem typologię aniołów, szczegóły upadku Adama, nieznane nam psalmy. Listy apostolskie i cztery apokalipsy. Dowiadujemy się także, jak wyglądało dzieciństwo Jezusa.
Wszystkim, którzy pytają: po co mam czytać o czymś, co nie znalazło się w Biblii? Jakie to ma znaczenie? Odpowiadam uczciwie: nie wiem. Mam swoje odpowiedzi, ale one są dobre dla mnie.
Po pierwsze, to jest ciekawe, chcę wiedzieć nie tylko o tym, co weszło do kanonu, ale i co się znalazło poza nim. Po drugie, to wyjście poza paradygmat, którego byliśmy uczeni, na religii czy w szkole, i który nas otacza, czy tego chcemy, czy nie. Po trzecie, to podróż w czasie, wprost do lat, kiedy chrześcijaństwo powstawało i kiedy ścierało się wiele nurtów, i kiedy nikt nie wiedział, który z nich stanie się ortodoksją, a który herezją. Po czwarte wreszcie, te pisma krążyły po świecie śródziemnomorskim! Wpływały na setki i tysiące ludzi, także na tych, którzy są autorami pism znajdujących się w kanonie. Słowo pisane było rzadkością i było traktowane inaczej, niż współcześnie. Było słuchane uważniej.
No i ilustracje. Świat Książki postawił na jakość. Są dobrane doskonale i kontekstowo. Możemy obejrzeć stronice z Biblii sefardyjskich, ilustracje z manuskryptu "Boskiej Komedii", detale mozaik z Rawenny, macedońskie ikony, perskie i tureckie miniatury. Nie mówię o fragmentach dzieł mistrzów średniowiecza, renesansu czy baroku. To uczta dla oczu.
Polecam "Zaginioną Biblię" J. R Portera.