"Może los sam tak rozstrzyga? Selekcjonuje myśli, wydarzenia i postacie?"
Każda emigracja z ojczyzny to inna historia człowieka i jego kolei życiowych. To właśnie przelane na papier życie, którego scenarzystą jest sam los, zaciekawia i pobudza czytelnika do myślenia. Literatura emigracyjna ciągle mnie zaskakuje, gdyż pomimo wielu przeczytanych historii napisanych przez przeróżnych ludzi, nadal potrafi mnie inspirować i wzbudzić tak wiele emocji.
Justyna Poremba-Patze to urodzona w 1959 r. w Krakowie Polka, która podczas stanu wojennego wyemigrowała do NRD, by później przenieść się do RFN. Obecnie mieszka w Düsseldorfie. "Niemieckie eldorado" przedstawia doświadczenia emigracyjne z jakimi przyszło się jej zmierzyć w swoim życiu.
Justyna Poremba-Patze w wieku osiemnastu lat po raz pierwszy wyjeżdża do Drezna do swojej miłości, Niemca Andreasa. Cztery lata owocnego romansu, pełnego miłosnych uniesień w konsekwencji wywołują niezaplanowaną ciążę i szybki ślub. W roku 1981 jako dwudziestodwuletnia matka i żona, autorka wyjeżdża z Polski na stałe do Niemiec. Emigracja niesie ze sobą wiele trudnych chwil, ale również pojawiają się jej jasne strony. Cała książka podzielona jest na dwa rozdziały: Wschód i Zachód.
"Niemieckie eldorado" to swoista spowiedź Justyny Poremby-Patze, dotycząca jej życiowych wyborów i ich konsekwencji w późniejszej egzystencji. Autorka podążając śladem swojego życia, przedstawia dzisiejszemu czytelnikowi ówczesną mentalność Niemców żyjących w NRD. Autorka jako młoda Polka, wchodząc do rodziny swojego męża Andreasa, na wstępie spotkała się ze stereotypowym myśleniem Niemców dotyczącym naszego narodu. Szokującym jest fakt, że w konsekwencji bohaterka zaczęła ukrywać swoje pochodzenie, wstydząc się Polski i jej obrazu u zachodniego sąsiada. Być może młodej mężatce byłoby łatwiej, gdyby mąż wspierał ją i traktował jak równą sobie osobę. Tymczasem Polka była notorycznie zdradzana i wykorzystywana jako pielęgniarka po wypadku Andreasa. Te i wiele innych przykrych zdarzeń jakie napotkała na swojej emigracyjnej drodze życia, czynią jej opowieść bardzo smutną, ale i zarazem pełną realizmu.
Justyna Poremba-Patze pisze mocno emocjonalnym językiem, przedstawiając swoje losy. Podczas lektury wyczuć można wielkie pokłady żalu autorki. Nie jest to jednak żal do świata i ludzi odpowiedzialnych za jej życiowe zakręty. To żal do samej siebie, za własne wybory, za strach i nietrafione związki z mężczyznami. Uczucie to przebija od pierwszej strony i jest mocno wyczuwalne w całej książce.
Tytuł noweli autorki, gdyż tak mogłabym zakwalifikować tę publikację, jest dość przewrotny. Eldorado to przecież symbol dobrobytu, krainy szczęśliwości i raju. Dla autorki emigracja do Niemiec nie okazała się żadnym z tych pojęć, a wręcz przeciwnie. Niemieckie eldorado było pełne bólu, samotności, wyobcowania i tęsknoty za ojczyzną i rodziną. Tytuł książki został naprawdę trafnie dobrany, na zasadzie przeciwieństwa.
Można byłoby pokusić się o analizę postawy i zachowań autorki na tle upływających lat jej życia, jednakże w moim przekonaniu ocena trafności jej decyzji nie powinna być celem tego tekstu. Czytając jej historię, wielokrotnie miałam mocno mieszane uczucia i targały mną przeróżne emocje. Dlaczego autorka dała się przez tyle lat upokarzać? Dlaczego była niezdecydowana? Takich pytań czytelnikowi z pewnością nasunie się wiele i to chyba stanowi o wartości tej książki. Książki, której scenariusz napisało samo życie, bez żadnego wyjątku.
Nie powiem wam, że "Niemieckie eldorado" to porywająca lektura, która będzie stanowić perełkę w waszych czytelniczych podbojach. To raczej lektura o ludzkich słabościach i niemocy, o żalu za niespełnieniem i szczęściem w życiu. To nie jest również książka dla czytelników wyłącznie oceniających zachowania innych ludzi, gdyż autorka odsłoniła spory kawałek swojej duszy. Kawałek, po którym jest mi po prostu smutno.