Mówiąc o sadze Sylvii Day na pierwszy plan rzucają się dwa skojarzenia: "literatura erotyczna" i "TEN Grey". I o ile nie lubię przyrównywania książek do siebie, tak w tym przypadku jest to po prostu nie możliwe. Tom otwierająca cykl o płomiennym romansie Evy Tramell i Gideona Crossa to na nowo opowiedziana, lecz w lepszym wydaniu historia Any i Christiana. Gdybyśmy chcieli skupić się na wypisaniu wszystkich łączących ich szczegółów skończylibyśmy z listą tak długą, jak liczba stron. Co ciekawsze, "Dotyk Crossa" znalazł się na drugim miejscu najczęściej porzucanych książek w hotelach w minionym roku w Wielkiej Brytanii (zaraz po "Nowym obliczu Greya"). Czyżby E.L. James i Sylvia Day udało się rozbudzić żądze nawet w pruderyjnych anglikach?
Świeżo upieczona absolwentka, Eva Tramell, wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, wschodzącą gwiazdą modelingu Carym Taylorem, przeprowadza się do Nowego Jorku. Rozpoczyna karierę jako asystentka w agencji reklamowej w niezwykle szykownym budynku, gdzie już pierwszego dnia pracy poznaje oszałamiająco przystojnego Gideona Crossa. Mężczyznę, który jednym dotykiem potrafi rozpalić ją do czerwoności.
Czytając "Dotyk Crossa", a znając twórczość E. L. James, uczucie deja vu towarzyszy na każdym kroku. Poczynając od pierwszego spotkania w upokarzającej pozycji, gdy Eva ląduje tyłkiem na podłodze, po rozwinięcie wątku miłosno-erotycznego z Panem Mrocznym, po zazdrość na byłe i niedoszłe kochanki. Gideon jest równie zaborczy i apodyktyczny, szczególnie jeśli chodzi o sfery intymne, jak Pan Szary. Największą jednak różnicą dzielącą obie powieści jest naznaczona bólem i krzywdą przeszłość głównej bohaterki. Sprawia, że na całą historie patrzymy zupełnie innym okiem, coraz bardziej wciągając się w strony książki. Sama Eva również w niczym nie przypomina szarej i nijakiej Any.
Sylvia Day zrobiła to czego nie udało się E. L. James, a mianowicie: stworzyła książkę, którą czyta się z przyjemnością nie irytując się na każdym kroku za liczne mankamenty językowe. Styl pisarki jest przystępny i prosty, choć nieco nieprzyzwoity. Autorka nie boi się użyć słowa "cipka", "srom" czy "erekcja". Zdecydowanie nie jest to pozycja dla grzecznych dziewczynek. Pomijając liczne sceny erotyczne, powieść jest na swój sposób wulgarna, sprośna i nie jedną osobę może zgorszyć.
Pierwszą myślą po lekturze "Dotyku Crossa" było: "A co na to E.L. James? Czy to nie podchodzi już pod łamanie praw autorskich?". Czytając ją ma się wrażenie, że jest to "Pięćdziesiąt twarzy Greya", tyle że w lepszym, poprawionym wydaniu. Autorka może również pochwalić się barwnymi, ciekawymi postaciami, gdzie każda z nich ma coś innego do zaoferowania. Większość z nich ma drugie, mroczne oblicze, które skrycie ukrywa. Samą powieść pochłania się jednym tchem. Czasami wywołuje zgorszenie, lecz o wiele częściej powoduje wypieki na twarzy i lubieżny uśmiech. Choć cała fabuła ogranicza się do życia intymnego (bo nie zawsze łóżkowego) głównych bohaterów i pozbawiona jest wszelkich wątków pobocznych, "Dotyk Crossa" ma w sobie pewną siłę, która zachęca aby nie tak szybko rozstawać się z tą serią. ~ hybrisa