Do tej pozycji podchodziłam dwa razy. Za pierwszym razem w połowie zrezygnowałam z dalszego czytania tej książki. Za drugim razem zaczęłam od momentu w którym skończyłam, a to tylko dlatego, że cały dział w mojej pracy zaczął to czytać i się śmiać z fragmentów książki. Przyznam, że naprawdę, w niektórych momentach trudno było nie wybuchnąć śmiechem i to nie dlatego, że książka była taka zabawna. Jestem zaskoczona, że tak dużo osób uważa tę pozycję za ciekawą książkę. Według mnie lekka lektura, gdy się nie ma co robić, idealna na wakacje, jeżeli nie chce się dużo myśleć i idealna na odmóżdżenie. Książka nie jest wysokich lotów co można już zauważyć w pierwszym rozdziale.
Ale zaczynając od początku, bohaterowie to jak w ostatnim czasie bywa niezdarna, nie mająca pojęcia o swojej urodzie, naiwnie irytująca kobieta. I oczywiście mężczyzna tak piękny, że nie ma wystarczającej ilości słów by to opisać, bogaty i oczywiście tajemniczy. Młoda dziennikarka zadłuży się w naszej seksbombie, aczkolwiek temu tajemniczemu i mrocznemu mężczyźnie będzie zależeć nie na słodkim związku, tylko na ostrym pieprzeniu się, jak to kolokwialnie nazwała autorka. Z początku nie przypomina wam to czegoś? Niezdara niezdająca sobie sprawy ze swojej urody i przystojniak z tajemnicą...Zresztą nieistotne, wróćmy do naszych bohaterów.
Ana jak większość kobiecych postaci jest strasznie naiwna i oczywiście można nią łatwo manipulować. Nie rozumiem, dlaczego autorzy tak bardzo próbują nam wcisnąć, że kobietami jest tak łatwo manipulować i mimo iż mają szare komórki to tak rzadko ich używają. Czytając tą książkę poczułam się urażona, iż autorka ma aż tak złe zdanie na temat kobiet, a mężczyzn pokazuje jako jakichś bożków. Ale pomijając to, czasami Ana używa jednak mózgu i udaje jej się dojść do jakichś wniosków i pokazać że jest twardą i nie do końca taką zidiociałą babką. Jednakże mimo wszystko płeć męska ma tu o wiele więcej do powiedzenia, bo kobiety gdy tylko widzą Christiana mdleją, albo chcą go przelecieć. I oczywiście zapominają języka w gębie. Biorąc jednak pod uwagę słabą postać kobiecą w tej książce rola męska wszystko ratuje, ponieważ jest zupełnym przeciwieństwem Any. Niesamowicie przystojny, obrzydliwie bogaty, inteligentny, seksowny biznesmen jest zbawieniem tej pozycji. W dodatku jest mroczny i tajemniczy. Która kobieta by takiego nie chciała? Oprócz tego, że nie pozwala siebie dotykać, preferuje seks sado-maso i nie interesują go związki, a jedynie umowy na papierze, w których on jest Panem, a ona jego Uległą. Jednakże pomimo tego wszystkiego autorka ma zdecydowane braki w zasobie słownictwa opisującego zwyczajnego seksu jak i tego ostrzejszego. W zasadzie ten niegrzeczny seks opiera się głównie na tym samym, kajdanki, biczowanie, związywanie i oczywiście wkładanie różnych przedmiotów swojej partnerce. Ogólnie widać, iż autorka słabo się orientuje w tych kwestiach.
Przejdźmy dalej. Słyszałam, że oryginał jest nieszczególnych lotów, ale tłumacz mógł się bardziej postarać i choć trochę uszanować czytelników. Nie powiem jednak miałam niezły ubaw czytając, jak Ana przeklina "kurka wodna", "kuźwa do kwadratu" i najlepsze "o, święty Barnabo" - nie no, poważnie? Co najlepsze z tego wszystkiego, główna bohaterka ma roztrojenie jaźni. Jest nasza kochana Ana Steele, jest jej wewnętrzna bogini oraz Any podświadomość! Nie wiem, może to jest całkiem normalne i po prostu ja jestem jakaś inna?
Oprócz generalnego podobieństwa do Zmierzchu wtrąca się tu również trochę Seksu w wielkim mieście. Czy aby nie Big (w naszym wypadku Szary) nie mówił do Carrie (u nas Any) maleńka?
Generalnie, jeżeli książka jest aż tak bardzo słaba dlaczego tyle kobiet ma na jej punkcie obsesję? Jest o wyidealizowanym seksie z wyidealizowanym facetem. I tak jak wspomniałam na początku, nie jest wysokich lotów, więc nie trzeba używać szarych komórek czytając ją.