Czy to George Orwell, Mary Shelley, Juliusz Verne, Philip K. Dick, Isaac Asimov bądź inni twórcy spośród sław i mistrzów pióra fantastyczno-naukowych powieści i kreacji ich szerokich światów. Ci artyści, profeci, wręcz nadludzie i profesjonaliści w swoim fachu, stanowili oni i stanowią do dziś oraz będą stanowić jutro symbol i ikonę ducha epoki swoich czasów. Ci mistrzowie, dla globalnej świadomości kulturowej i dokonań cywilizacji, są bezcenni – to swego rodzaju wizjonerzy nie tylko wyprzedzający ramy epok, w których tworzyli, ale i wyprzedzający dokonania obecnych autorów swoich gatunków i styli. To ludzie, którzy posiedli jakiś dar, dzięki któremu, jeśli tak to można określić, przewidzieli w swych dziełach odpowiedni do określonych lat w przyszłości rozwój nauki i techniki.
Omawiane powyżej przykłady, to wspaniałe kurioza ludzkości tudzież osobliwości o ponadprzeciętnej umiejętności obserwacji ,,zmian i adaptacji" cywilizacji gatunku ludzkiego na różnym polu, i wyciągania wobec tego wniosków na przyszłość. Swymi dziełami, takimi jak - i podaję tu tylko przykłady: "Pozytonowy detektyw", "Tajemnicza Wyspa", "Spotkanie z Ramą", "Człowiek z Wysokiego Zamku", "Wehikuł Czasu", "Niewidzialny Człowiek", czy choćby "The World Set Free", w sposób nieporównywalny wtedy, w czasach powstawania tych dzieł, jak i dziś, ci twórcy zacierali i zacierają granice między tym co realne a nierealne; między tym co jest fikcją a rzeczywistością. Polecam wszystkim wam obejrzeć - jeśli macie do tego tytułu dostęp - serial dokumentalny pt. "Wizjonerzy Science-Fiction (2011)". To 8-odcinkowy produkt, emitowany niegdyś na Discovery Science. Tytuł ten sporo mówi w odniesieniu do tego o czym w niniejszej deliberacji, ale i zarazem recenzji piszę.
Gdy świat po raz pierwszy usłyszał o Philipie Kindredzie Dicku, faktycznie, nie obyło się bez zaskoczenia ze strony czytelniczej publiczności, która jak dotąd - w literaturze popularnej w obrębie fantastyki naukowej czy nurtu sci-fi, zmiksowanego z różnymi gatunkami podobnymi i synergicznymi wzmagającymi wydźwięk fantastyki i dopełniającymi założenia autora danego dzieła - była aż zanadto przyzwyczajona do prostej w konstrukcji, jałowej i nastawionej na rozwój akcji i sztampowy zwyczajny powierzchowny przekaz wynikający z tego co klarownie napisano w książce, danej linii książek, cyklach powieści etc. Do momentu pojawienia się Dicka na światowym rynku, ikoniczna fantastyka odchodziła w odstawkę, tak jakby to, co miało zostać wyłonione i napisane przez geniuszy swoich czasów – głównie lata 40-te i 50-te XX wieku i okres trochę wcześniejszy – zostało stworzone, i na tym koniec. Reszta to pozostała, powielana jak na kserokopiarce, ,,gazetowa niszowa pulpa”, gdzie jeden taki twór jest słabo rozróżniany od drugiego. Gdy Amerykanin dał się poznać nieco szerzej globalnemu odbiorcy, nagle wszyscy dostaliśmy co najmniej lekkiej czkawki i całej gamy zaskoczeń i reakcji na jego ,,autorskie narodziny". Dick w oczach gustującego w ,,typowym" sci-fi/fantastyce czytelnika, zaczął jawić się jako ktoś kto tworzy tak odmiennie, tak kontrastowo, wielowarstwowo i meta-fizycznie, że praktycznie z automatu wielu krytyków literatury popularnej było zdania, jakoby Dick był zbyt odciętym od głównego porządku Kanonu fantastyki naukowej w literaturze, pisarzem, ba!, jak i człowiekiem.
Sporo się zmieniło, gdy Dick z książki na książkę stawał się coraz bardziej poważanym autorem, docenianym za artystyczną głębię, mistrzostwo słowa i ów dziwaczny styl twórcą. Umiejętności kreatorskie i interpretacyjne Amerykanina w odniesieniu do tego, co nurt sci-fi i licznych gatunków pokrewnych z nim związanych, reprezentują, sprawiły, że grono dziennikarzy, znawców i krytyków w końcu uhonorowało go "nagrodą Hugo", jedną z dwóch najważniejszych nagród w dziedzinie literatury fantastycznej. Tak to wszystko się zaczęło; tak niezapomniany, nieodżałowany przez świat, prywatnie nieco samotny i zbłąkany Philip K. Dick, demiurg ,,wyższej fantastyki” pośród twórców prezentowanego przez swoje książki gatunku, zahipnotyzował świat, przy czym... on chyba wciąż to robi. Co istotne, z perspektywy jego kariery pisarskiej, wraz z kolejnymi pisanymi przez siebie powieściami, umysły czytelników coraz lepiej przyswajały sobie prawdziwe „karty, które Dick rozdawał”. Cechą charakterystyczny twórczej estymy i stylu P. K. Dicka było to, że z każdą wydawaną tytuł w tytuł powieścią coraz solidniej penetrował i odkrywał nowe możliwości gatunku, które przez lata pisarze sądzę nieświadomie nie chcieli ,,dotykać” i wyłaniać tego na wierzch. Amerykanin zaczął grać z światem w swego rodzaju sensualno-mefafizyczną grę, której był on mistrzem. Jego książki mają ponadczasowego ducha - można je porównać zatem do gry w szachy. Polami szachownicy stały się jego idee i refleksyjne ich sedno wplecione w typowo fantastyczno-naukowy szkielet fabularny tworów, co do dziś dzień niełatwo znaleźć, aby miało to tak wyniosły, charakterystyczny z niczym nieporównywalny ton. W partię szachów na pewno czytelnik zagra z Dickiem w "Raporcie Mniejszości", który to jako twór będący raczej nowelą niż długą powieścią, obowiązkowo znajduje się wraz z z innymi kluczowymi dziełami autora w niniejszym recenzowanym zbiorze pod tym samym tytułem. W tomie 4 ,,Opowiadań Wybranych”, które to mam przyjemność (w końcu!) pokrótce omówić i zanalizować znajdziemy cały wachlarz umiejętności ,,proroczo-futurologicznej wykładni” Dicka. Powiedzieć, że doświadczenie tych opowiadań było czymś istotnym dla pogłębienia naszej wiedzy o fantastyce naukowej, to jakby niedopowiedzenie. Owszem, tak można było odczuć obcowanie z tym zestawień dickowskich tworów, jednakże to było coś dużo, dużo większego! W tomie znajdziemy 18 dickowskich typowych dla autora, z szarpaną prozą i niezrozumiałymi dialogami, tworów. Dla przeciętnego czytelnika, który ,,nie wie, że ma przed sobą dzieła tego pisarza” - jego styl, ideologie, przekaz i cały sposób budowy świata przedstawionego – sam tytuł noweli może przyprawić o zakłopotanie: ,,Bloblem być (albo nie być)”, ,,Pająk wodny”, czy jest to w jakikolwiek sposób jasne i czytelne? Nie. I o to chodzi; to jest ten znak rozpoznawczy Dicka, rozciągający się w jego książkach począwszy od nazwy danego tytułu, przez postaci, wątki i aż na kropce kończącej ostatnie zdanie skończywszy. Nawet ekspertom od dzieł Amerykanina, tym bardziej krytykom literackim, ciężko jest zgłębić to ,,drugie tło” stojące za dosłownie każdym tytułem, które to on nakreślił. Dick to człowiek chyba do dziś niezgłębiony, o umyśle zakotwiczonym gdzieś w jakimś znanym mu tylko osobiście wymiarze. Oniryzm, wizjonerstwo, tworzenie w takim stylu, jakby w chwili pisania własne niematerialne Ja oddzielone było od ciała i znajdowało się w jakiejś przestrzeni astralnej. Jego myśli w trakcie kariery zdały się być wręcz poprzetykane swego rodzaju spirytualnymi osobliwościami, dla zwykłego śmiertelnika pozbawionymi sensu – choć nie zawsze, we wszystkich opowiadaniach czy większych tytułach, jak „Blade Runner”; w nich nie dało się tego odczuć, choć pozostaje to do subiektywnego rozpatrzenia.
Na przestrzeni umieszczonych w omawianym pod szyldem "Raportu Mniejszości" tomie dzieł P. K. Dicka, czytelnik poruszał się czytelniczo jak po jakiejś sinusoidzie – forma pisarza raz zwyżkowała raz okropnie spadała; cały P. K. Dick! I można to porównać do odczucia przez czytelnika swego rodzaju ,,czytelniczego zjazdu”, jakby ochotnik doświadczający omawianego tomu opowiadań scalał się z tym, jak ,,ciekawe” Dick miał schizofreniczne urojenia bądź z niczym nieporównywalne wrażenia - jakby ktoś stał u jego boku, np. jakiś wyższy byt i wkradał się w tekst i część świata, które kreuje autor, robiąc to w większości za niego. Rozważając w ogóle wybór kolejnej książki bądź dzieł zebranych Dicka do zapoznania się i zaangażowania w tą lekturę, natknąłem się na serial anime, w którym bardzo zaznaczył się motyw "Systemu Wczesnego Wykrywania Zbrodni". Tym serialem był "Psycho-Pass". Ów system stosował Sztuczną Inteligencję, przez którą to był operowany. W samym serialu widać echo roli, którą odegrał w budowaniu jego świata film aktorski, "Raport Mniejszości", z 2002 roku, który powstał na bazie opowiadania Dicka o tym samym tytule. Dopiero zaznajomienie się z tymi pozycjami i publikacjami, pomogło mi zdecydować się na przeczytanie tomu 4 opowiadań tego autora.
Czy liczba 18 jest w jakiś sposób zaklęta, szczęśliwa, niezwykła? Cóż, jest to pojęcie względne, wszystko i tak zależy od każdego człowieka z osobna, każdy z nas inaczej odczuwa poszczególne pojęcia, byty, wartości. W przypadku Dicka ,,18" w zbiorze nowelek i opowiadań „Raport Mniejszości” oznacza: skonfudowany, niepewny, chaotyczny, rozmyty. W tym chaosie takiej liczby tworów, które zawarł tu Amerykanin kryje się jakaś harmonia. ,,Uporządkowany nieład” tego człowieka, w jego twórczości, to znak rozpoznawczy; stanowi to o jego stylu i ,,zorganizowanym sposobie pisania”. Z tej zupy, do której Dick wkłada cały tygiel składników, wychodzi ,,potrawka”, z której można wyciągnąć inne wartości – fabuła przeważnie pozostawia wiele do życzenia; powiastki i opowiadania kreowane są tu jakby na kolanie, co łatwo jest zapomnieć, a tyczy się to całego świata przedstawianego, od nazw planet, organizacji, postaci etc. I są to wartości, które trzeba umieć wychwycić: ot druga głębia tak istotnego przekazu. A w tej głębi, np. patrząc na to, co daje nam w tym względzie opowiadanie "Autofab", "Mechanizm Pamięci", ukazuje się cała – zdaniem Dicka bolesna prawda – tyrada o zagubionej rzeczywistości XX wieku i lat przyszłych. Bazując na tym, jak obecnie zaczynamy zatracać tę pierwotną osobistą i zorganizowaną, grupową samodzielność i zaradność na rzecz ,,łatwego", opartego o technologię życia, można dojść do wniosku, że coraz bliżej cywilizacji do świata ,,dickowskiego" - żyjemy w lustrzanym odbiciu rzeczywistości, w otoczeniu niebotycznie zaawansowanych technologii (a przecież one i tak nieustannie się rozwijają!), coraz płynniej upowszechnianych, zmienianych i coraz szerzej dostępnych dziedzin nauk, gdzie wszystko to daje nam nie tylko same korzyści, ale i drugą stronę medalu: zagrożenia.
Wizja niepewnej wielowarstwowej rzeczywistości Philipa K. Dicka, ukazana w zbiorze opowiadań pt. "Raport Mniejszości", staje się powoli częścią naszego świata. Tak, w ciągu najbliższych dekad algorytmy wpłyną jeszcze bardziej, jeszcze ,,zjadliwiej" na egzystencję jednostki i struktur społecznych ludzi, w takim stopniu, że, kto wie, wyobrażona rzeczywistość nie będzie różniła się od tej prawdziwej. Mimo wielu wad i niepewnego odbioru bezpośredniej części tego, co dają nam twory Dicka w tym dziele, ten specyficzny artysta fantastyki naukowej, może i inaczej odbiera otaczającą nas rzeczywistość, ale jest za to bardzo autentyczny. Nie stroni od krytyki własnej twórczości i globalnej kultury masowej, jak robi to w opowiadaniu "Orfeusz na glinianych nogach”. Dick lubi słowotwórstwo i teoretyzowanie, które dla geeków futurologii i fanów teorii spiskowych jest na rękę – czytelnik dostrzeże to w powiastce "Pająk wodny", głównie poprzez ciekawe zjawisko ,,chronokidnapingu”.