Pewnego razu w Montevedovie
„Za oknem cukierni” Sarah-Kate Lynch
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2011
str. 280
Ocena: 4/6
Do tej książki przyciągnęła mnie… okładka. Tak, wiem „nie ocenia się książki po okładce”. Ale czy nie na to liczą właśnie wydawcy? Że czytelnik, odwiedzając księgarnie, podejdzie do tej półki, na której stać będą pozycje z „interesującą obwolutą”? W tym miejscu można byłoby zacząć dywagację na temat tego, co rozumie się przez powyższe sformułowanie. Nie o tym jednak chcę powiedzieć. Okładka „Za oknem cukierni” naprawdę przyciągnęła mnie do tej książki i sprawiła, że z zainteresowaniem przeczytałam notę wydawcy. I tak, od szczegółu do ogółu, doszło do tego, że najnowsza powieść Sarah-Kate Lynch trafiła do mojej biblioteczki. Czy słusznie? Przekonajcie się sami.
Główną bohaterką powieści „Za oknem cukierni” jest czterdziestoletnia Lily Turner. Na co dzień jest zatwardziałą, świetnie zarabiającą pracoholiczką mieszkającą w Nowym Jorku. Gdy jako młodziutka kobieta przysięgała Danielowi miłość liczyła, że jej życie ułoży się nieco inaczej. Szesnaście lat później wiedziała już, czego w jej małżeństwie nigdy nie będzie. Dzieci. Zawiodły naturalne metody, leczenie, in-vitro. Po tylu latach starań mogli poszczycić się jedynie sześciodniowym stażem rodzicielskim. Adopcja, bo o tym mówię, skończyła się fiaskiem. Biologiczna matka zmieniła zdanie, w skutek czego Lily i jej mąż musieli oddać dziecko. Daniel, importer win z Włoch, częściej jest w słonecznej Italii niż w domu. Pewnego dnia Lily postanawia zrobić małżonkowi niespodziankę i z okazji zbliżających się urodzin kupić mu nowe buty. Sięga więc po starą parę, by sprawdzić jej rozmiar i… znajduje zdjęcie, które zmienia całej jej dotychczasowe życie. Okazuje się bowiem, że Daniel prowadzi podwójne życie. Jedno tu, na Manhattanie, z nią. I drugie, tam, w Toskanii, z inną kobietą i… dwójką dzieci. Czy Lily podniesie się po tym ciosie? Co zrobi z tym „fantem”? Jedno jest pewne, jej kolejne kroki będą niekonwencjonalne, co w gruncie rzeczy doprowadzi do… Nie, nie powiem Wam, jak zakończy się powieść, o tym przekonać musicie się na własnej skórze.
I w tym miejscu można się pokusić na stwierdzenie „Człowieku! Gdzie masz głowę?!”. Bo o czym myślał mąż głównej bohaterki, ukrywając zdjęcie swojej „drugiej” rodziny w bucie do golfa? „Tam na pewno nie będzie szukała?”. Jak można trzymać w domu jawne dowody zdrady i mieć nadzieję, że żona nigdy się nie zorientuje? Dywagacji na temat „jak można prowadzić podwójne życie” rozpoczynać nie będę, choć mam wielką ochotę. W każdym razie Daniel wygrywa u mnie w kategorii „Głupota ludzka nie zna granic”.
„Za oknem cukierni” to urocza, miejscami wręcz cukierkowa opowieść o perypetiach „tej pierwszej”, która w rzeczywistości okazuje się być „tą drugą” kobietą w życiu swego mężczyzny. Napisana została z dużym poczuciem humoru, bardzo lekkim i przystępnym językiem, dzięki czemu czyta się ją w zasadzie jednym tchem. W książce autorka naszkicowała czytelnikowi obraz Toskanii. Zrobiła to jednak w taki sposób, iż nie odczuwa on przesytu, który często ma miejsce, gdy dany region świata opisywany jest w zbyt wielu powieściach. „Za bramą cukierni” ukazuje tę piękną krainę przede wszystkim przez pryzmat jej mieszkańców oraz ich zwyczajów. Dzięki temu człowiek ma ochotę wyrwać się z domowej rutyny i odwiedzić to niezwykłe miejsce.
Powieść Sarah-Kate Lynch to idealne lekarstwo na wczesnojesienną chandrę. Przypuszczam również, że niejednej porzuconej lub oszukiwanej kobiecie nie tylko poprawi humor, ale pokaże również, że świat może się jeszcze do niej uśmiechnąć. Jeśli więc w waszym życiu brakuje odrobiny cukru zdecydowanie powinniście sięgnąć po tę pozycję.