„Żelazna zagrywka” już czwarta część fenomenalnej serii stworzonej przez Agate Polte. Jeśli nie znasz jeszcze jej książek, to naprawdę nie wiesz co tracisz! W nich jest wszystko to, co powinien zawierać świetny romans mafijny. Po tych historiach człowiek ma ochotę płakać, że już się skończyły i krzyczeć o więcej!
Wśród czterech wydanych do tej pory książek z tej serii, moim faworytem były zdecydowanie „Żelazne zasady”. Do dziś pamiętam ile emocji mi one przysporzyły, a Enzo i Malia zasiali w mojej głowie spustoszenie. Oni byli po prostu bezkonkurencyjni! Do czasu aż sięgnęłam po „Żelazną zagrywkę” i przepadłam. Dosłownie i w przenośni. Przeczytałam ją prawie na jednym wdechu, nie mogąc ani na chwilę odłożyć czytnika! Ja momentami zastanawiałam się, gdzie podziały się moje dzieci, ale jak tylko dały o sobie znać i je usłyszałam, to wracałam ponownie do czytania :P No nic na to nie poradzę, że ta książka tam mocno mnie pochłonęła.
Rosalyn Llwellyn zostaje sprzedana przez własnego ojca, który potrzebuje pomocy dla siebie i dla swojej rodziny. Dziewczyna przez całe swoje życie musiała być posłuszna i wypełniać rozkazy, przez co nie mając nic do gadania, będzie musiała wyjść za mąż za Isaaca Collinsa. Będzie miała dokładnie trzy miesiące na zorganizowanie dla nich ślubu i tak jakby na „przyzwyczajenie się” do nowej sytuacji i do nowego partnera… Ale dwa tygodnie przed ślubem Rosa postanawia uciec. Udaje jej się to, jednakże do czasu, aż na swojej drodze spotyka Nikolaia Antonova, który w ramach spłaty długu zaciągniętego u Isaaca, będzie miał za zadanie sprowadzenie jej spowrotem do rezydencji Collinsa… Jak potoczy się dalej ta historia? Masz jakiś pomysł?
Po raz kolejny Agata Polte udowadnia nam, że jest stworzona do pisania romansów mafijnych. Ależ ta kobieta umie grać czytelnikowi na emocjach! Akcja w książce jest niezwykle dynamiczna, co chwilę coś się dzieje, a emocje aż z niej kipią. Nie zliczę ile razy moje serce przyspieszało, przy niektórych wydarzeniach. Ba! A ile razy podnosiła mi się ciepłota ciała dzięki głównym bohaterom, to tez nie zliczę :) Świetna kreacja bohaterów to największy atut całej tej książki. Rosa – kobieta petarda, która tak łatwo nie da sobie w kaszę dmuchać (pomimo, że życie nie było dla niej łaskawe) i Nikolai, który wie jak wzniecić w kobiecie pożądanie. Ja mam chyba słabość do każdego książkowego bohatera o tym imieniu, bo gdziekolwiek by się taki nie pojawił, ja po prostu tracę dla niego głowę :D Uwielbiam jak bohaterowie są wyraziści i mają w sobie to coś. Niezwykłym zaskoczeniem dla mnie okazała się na początku Rosa. Spodziewałam się takiej cichej i poukładanej myszki, która będzie przytakiwać na wszystko co się jej każe, a okazała się istnym wulkanem. Nie dość, że inteligentna, to także niebezpieczna i nieprzewidywalna. A wszystkie „starcia” między Rozą i Nikiem, przyprawiały mnie o ciarki na plecach. Napięcie między nimi zostało tak świetnie przedstawione przez autorkę, że ja po prostu z niecierpliwością wyczekiwałam jak ta cała ich relacja się dalej potoczy.
Bardzo podobało mi się tez to, że w tej części pojawiają się postacie z poprzednich historii. Maxim i Adria, których początek też był niezwykle wybuchowy, tutaj po raz kolejny rozbroili mnie na łopatki. Adria tryskająca humorem i ciętym językiem, do tego Maxim wiecznie chłodny i groźny. Spotkanie całej czwórki i ich dialogi, wywoływały wielkie salwy śmiechu. O i oczywiście gdzieś tam w tle migną też dwie Panie z pierwszych dwóch części, a że ja ich wszystkich uwielbiam, to dla mnie był to naprawdę fajny dodatek do całej fabuły!
Tak jak na początku wspomniałam, że Enzo i Malia, są bezkonkurencyjni, tak po przeczytaniu „Żelaznej zagrywki” zmieniłam zdanie. Rosa i Nikolai wskoczyli na pierwsze miejsce w moim rankingu, przez co nad oceną książki, nawet się nie zastanawiam! Książka to istna petarda, którą ja polecam całym sercem!