Koty to specyficzne zwierzęta. Jak większość memów mówi to „one mają nas nie my ich” – i ziarnko prawdy w tym jest! W końcu jak nasz pupil tak na nas patrzy to chrupeczek czy dwa za wiele mu nie zaszkodzi, prawda?
Książka pana Ratajczaka jest tomem 4 przygód czy też poradnika odnoszącego się do naszych ukochanych zwierzaków i uprzedzając pytanie, nie, nie trzeba czytać po kolei. Może zacznę od tego, że cała seria może być doskonałym prezentem dla właściciela KOTA. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Nie tylko jest to lekka pozycja po to, by nam poprawić humor. Mamy kota na choince, kota, któremu wypadało by przejść na dietkę oraz kota, któremu trzeba było dać tableteczkę. Jeśli macie pupila sami wiecie jak to wygląda (wiem to doskonale!). I mimo wszystko, te historie prawdziwe chyba też są przestrogą, że jeśli chce mieć się czworonożną bestię w domu to musimy być przygotowani na to, iż „nie możliwe” nagle stanie się możliwe razy miliard! Nie ukrywam, że chwilami zastanawiałam się czy ludzie w ogóle powinni mieć koty, ale kiedy patrzę na swojego Kudłacza to nie wyobrażam sobie, żeby mogło go nie być.
Perfekcyjnie skonstruowana narracja, lekki jeżyk i humor to atuty, które ciężko przebić jeśli chodzi o taką literaturę. Historie szczególnie, że prawdziwe tym bardziej są zabawne i w sumie w jakimś v stopniu ostrzegają też przed pułapkami posiadania kota. Nie są to oczywiście przygody zagrażające życiu (chodź przekarnienie kota i zrobienie z niego kluski, wiadomo, może wpłynąć na jego samopoczucie), to bardziej ostrzeżenia czego można spodziewać się po naszym zwierzęcym przyjacielu. Zdecydowanie polecam, bo tonie tylko dla tych co szykują się mieć kota w domu, ale również dla tych co już takowego mają.
Ja mam swojego Rudeła. Rudeł to legendarny kot, lat 15 z hakiem, którego zły człowiek wyrzucił z auta, kiedy ten był maleńki. Tamto jedno spojrzenie w jego żółte oczka uświadomiło mi, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Wzięłam go wtedy pod kutkę i zabrałam do domu. Nie ukrywam też, że to właśnie ON posiada i mnie i Kruszyna. Dzień zaczyna porządną michą mokrego żarła, by zaraz po jej konsumpcji mieć biegi przełajowe po domu. Następnie Rudeł biegnie przez całe mieszkanie pod łazienkę i zaczyna na nią miauczeć. Czy to ten moment, kiedy powinnam wzywać egzorcystę? Są też dobre aspekty posiadania kocura – na przykład, kochane zwierzątko, noc w noc śpi ze mną. Znaczy w sumie to na mnie, na moim boczku. Jeśli zmieniam boczek podczas snu, Rudeł, królewicz nie schodzi z kołderki i nie czeka aż się obrócę. Drepta, krok po kroku aż się jakoś wykokoszę na drugą stronę i chwilami nawet nie czeka, aż nakryję się kołdrą, po prostu się układa. I mimo wszystko nie ma nic wspanialszego, kiedy wchodzę do mieszkania, a Rudeł już czeka na łóżku na pieszczoty, które z tęsknoty mu się należą ♥